Jest coś, co podczas mrozów i roztopów rozgrzewa kobiety równie mocno, jak koksowniki rozstawione nie tak dawno temu na ulicach Warszawy. Wystarczy zanurzyć się w przejściu podziemnym przy Metrze Centrum. Z każdej ściany w swoich autorskich slipach kusi nas David Beckham. Skąd takie zainteresowanie sportowców modą? Jakie jeszcze branże opanowują po zakończeniu kariery na boiskach, kortach, czy skoczniach?
Śpiewają, tańczą, być może niedługo zaczną recytować. Okazuje się, że sportowcy po zakończeniu kariery działają na wielu innych polach. Nie mogą poradzić sobie z odejściem na drugi plan, czy naprawdę mają swoim fanom do zaoferowania dużo więcej, niż tylko sportowe emocje?
Śpiewać każdy może
Człowiek renesansu. Do takich niewątpliwie należy Mariusz Pudzianowski. Walczył, tańczył, a w końcu zaśpiewał. Być może w żadnej z tych dziedzin nie jest dobry, ale jego determinacja zasługuje na pochwałę. Podobno zaraz po wyczerpującej walce z Yusuke Kawaguchim Pudzianowski wsiadł w samochód i jeszcze tej samej nocy wrócił z Katowic do Warszawy. Wszystko po to, by rano stawić się w studio Polsatu na próbę muzycznego show „Tylko nas dwoje”. Strongman był oczywiście jednym z zawodników i dotarł nawet do finału. Nie wiadomo, co jest w stanie jeszcze nam zaproponować. Widać jednak, że zgodnie z głównym przekazem piosenki Pudzianowski Band, Mariusz chce być po prostu sobą i robić wszystko, na co tylko ma ochotę.
Pudzianowski nie jest jedynym sportowcem, który postanowił przenieść swoje predyspozycje do występowania przed milionami na płaszczyznę muzyczną.
Matti Nykänen cierpi z powodu alkoholizmu. A jak powszechnie wiadomo, alkohol rozplątuje język i zachęca do biesiadowania. Po zakończeniu kariery, w 1991 roku, Nykänen rozpoczął karierę muzyczną. Jego pierwszy album "Yllätysten yö" – "Noc Niespodzianek" sprzedano w liczbie 25 tysięcy egzemplarzy. Kolejny album "Samurai" wydany w 1993 roku nie odniósł takiego sukcesu. Nietrudno zorientować się, dlaczego.
Porażka w karierze wokalnej wpędziła byłego skoczka w poważne kłopoty finansowe i pod koniec lat 90. był nawet zmuszony pracować jako striptizer w kasynie. Z opresji wyciągnęła go kobieta – milionerka Mervi Tapola, która została jego żoną. Z radości nad powodzeniem w życiu prywatnym Nykänen znów zaczął śpiewać. W singlu z 2002 roku zapewniał, że "Elämä on laiffii" – "Życie jest Cool". Nawet jego problemy z prawem (Nykänen lubił niebezpieczne zabawy z nożem, których ofiarą omal nie została jego czwarta żona), nie przeszkodziły mu w kontynuowaniu kariery wokalnej. W 2006 roku Nykänen wydał swoją trzecią płytę "Ehkä otin, ehkä en" – "Może wziąłem, może nie". Nie wiadomo, co miał na myśli wspominając o braniu, ale lepiej dla niego byłoby, gdyby za śpiewanie już nigdy się nie wziął.
Są jednak emerytowani sportowcy, którzy posiadają trochę więcej wokalnego talentu niż Pudzianowski i Nykänen razem wzięci. Yannick Noah. Po wygraniu 23 singlowych turniejów i 16 debli, francuski tenisista odnalazł się w śpiewaniu reggae. Jego piosenka „Angela” ma ponad 200 tysięcy odsłon, dobre oceny i da się słuchać nie tylko przez wspominających z rozrzewnieniem sukces Noaha z French Open w 1983 roku.
Kuszący dla sportowców okazuje się też srebrny ekran. Eric Cantona odszedł z Manchesteru United u szczytu kariery, w wieku zalewie 30 lat, pozostawiając zrozpaczonych kibiców, by poświęcić się aktorstwu. W 1998 roku zagrał w filmie „Elisabeth”. A niedawno mogliśmy go widzieć w poświęconym mu filmie fabularnym Kena Loacha "Looking for Eric". Potem wystąpił w reklamówkach, by ostatecznie powrócić do piłki. Tyle że plażowej.
Zapach mężczyzny
Sportowcy są uznawani za prawdziwych uwodzicieli. Jak widać bardzo chcą podzielić się swoją tajną wiedzą ze wszystkimi mężczyznami. Ponieważ nie mogą udzielać rad osobiście, zamykają je we flakonach perfum. Sportowym potentatem w produkcji kultowych zapachów jest David Beckham. Ci, którzy zastanawiają się, jak pachnie zwycięzca, powinni pochylić się nad flakonikiem z perfumami Borisa Beckera. Legenda tenisa stwierdziła, że pomarańcza, lawenda i drzewo sandałowe wystarczą, by osiągnąć sukces. Za swój zapachowy gust chwalony jest też kultowy koszykarz Michael Jordan. Spośród kilku linii, najwięcej pozytywnych opinii uzyskała stworzona w 2004 roku woda kolońska opatrzona numerem jego koszulki – "23". Jordan, tak jak Boris Becker jest fanem cytrusów, wzbogaconych o magnolię, czarną porzeczkę, arbuza i liście figowca.
Fani polskiego sportu nie muszą oblewać się perfumami zagranicznych gwiazd. Już od jesieni mogą pachnieć jak „były mąż Dody”. Bo perfumy mają dokładnie odzwierciedlać zapach Radosława. Potwierdzeniem jest nazwa „Vabun”, która łączy się ze znakiem zodiaku byłego bramkarza. Zapach jest przeznaczony dla ludzi aktywnych zawodowo, a kompozycja była starannie przygotowana we Francji. Na skutek swych inwestycji były bramkarz reprezentacji zapracował już sobie na ksywkę. Giorgio Majdani.
Bieliźniarki
Sądząc po aktywnym udziale sportowców w tego typu kampaniach, sportowcy najlepiej czują się promując bieliznę. Trudno powiedzieć, czy wynika to z ich narcystycznego podejścia do własnego ciała. Być może są po prostu autorytetami, którzy najskuteczniej udowodnią, że wygodna bielizna jest kluczem do sukcesu.
Po zdobyciu doświadczenia w kampanii bielizny dla Giorgio Armaniego (nie mylić z Majdanim) w 2007 roku, po 5 latach David Beckham postanowił stworzyć swoją autorską linię dla H&M. Już za 59,90 złotych każdy może poczuć się jak prawy pomocnik, który z centymetrową dokładnością dogrywał partnerom piłkę z bocznej linii boiska.
Skandynawscy młodzieńcy są znani z upodobania do noszenia spodni niżej, niż są one do tego stworzone. Nie oznacza to jednak, że każdemu z przechodniów od razu jawi się nieprzyjemny widok nagich pośladków. Kontrolują je bowiem kolorowe, elastyczne slipy. Praktycznie każdy z pośladków jest opatrzony grubą gumą z nazwiskiem kultowego tenisisty Bjoerna Borga. O tym, jak porządna bielizna dobrze prezentuje się na skandynawskich mężczyznach, przekonywał też Fredrik Ljungberg. Po zakończeniu kariery w 2006 roku, na otarcie łez zaproponował swoim fankom zdjęcia z kampanii bielizny Calvina Kleina.
Od czego zacząć?
Swoistym przedsionkiem do stania się celebrytą był dla sportowców "Taniec z gwiazdami". Przykłady z Polski? Przemysław Saleta, Andrzej Gołota, Krzysztof "Diablo" Włodarczyk. Do tego Marcin Urbaś, swego czasu drugi biały człowiek, który przebiegł 200 metrów poniżej 20 sekund. Ale byli też inni. Tańczył windsurfer Przemysław Miarczyński, nieźle prezentował się Radosław Majdan, a tyczkarka Monika Pyrek nawet wygrała jedną z edycji. Co można było zauważyć? Stosunkowo najtrudniej tańczyło się pięściarzom. Saleta na parkiecie poruszał się dramatycznie. Podobnie zresztą na lodzie.
Zresztą bokserzy od lat, z różnych względów, stawiają na aktorstwo, a niekiedy również śpiewanie. Już Leszek Drogosz zapoczątkował ten trend w Polsce w latach 60., kiedy to wystąpił u boku Daniela Olbrychskiego w głośnym filmie "Bokser", a później pojawił się jeszcze w kilkunastu innych produkcjach. "Diablo" mogliśmy zobaczyć kilka lat temu w produkcji TVN, serialu "Twarzą w twarz", gdzie grał u boku Pawła Małaszyńskiego.
Włodarczyk w kwietniu lub maju stoczy walkę życia z Amerykaninem Antonio Tarverem. Tym samym, który w filmie "Rocky Balboa" toczył decydujący bój z Sylvestrem Stallone. Inna pięściarska sława – Mike Tyson – dała się poznać w kultowym "Kac Vegas" nie tylko jako aktor, ale i … piosenkarz. Zresztą zobaczcie sami:
Dzwonimy do Andrzeja Gmitruka, trenera, twórcy sukcesów Tomasza Adamka. Pytamy, skąd u pięściarzy takie parcie na szkło. Czy taniec, kariera filmowa w pewien sposób mają zastąpić emocje przeżywane w ringu? – Nie, o to raczej nie chodzi. Po prostu wszystko wychodzi od stacji telewizyjnych, które wiedzą, że Gołota czy Pudzianowski to bardzo duże nazwiska, a Polacy jako naród lubią dyscypliny związane z walką. Telewizje płacą duże pieniądze, a pięściarze są już takimi ludźmi, że gdy stawka jest godna, to nie odmawiają - mówi nam Gmitruk. A gdy w rozmowie z nim wspominamy niezdarne pląsy Salety, tłumaczy: - Bokserzy mają wytrenowaną naturalną koordynację ruchową, więc problem leży nie tutaj. Po prostu jak się boksuje w wadze ciężkiej to ruchu jest mało. A tu musisz być dynamiczny. I potem wychodzi takie coś jak taniec Salety. Sam nie dałbym mu więcej niż piątki.
Uzależnienia sportowców
Czy regularne pojawianie się emerytowanych sportowców w mediach to ich recepta na poradzenie sobie z końcem kariery? Dzwonimy do Dariusza Parzelskiego, psychologa sportu, który objaśnia nam cały ten proces: - Przechodzenie na emeryturę sportową nie jest dla sportowca łatwe. Zbudowanie sobie alternatywy, która ma nastąpić po zakończeniu kariery łagodzi ten proces. Dobrym przykładem jest Robert Korzeniowski, który jeszcze w czasie trwania kariery budował swoją markę odzieżową. Tym samym nie trafił w pustkę, która często dopada zawodników. Po zakończeniu kariery często nie mają pomysłu co zrobić z wolnym dniem, w którym nie ma już treningów. Wtedy mogą pojawić się zagrożenia.
Tymi, jak twierdzi Parzelski, najczęściej są uzależnienia. Ale są też inne problemy. - Zawodnicy często wycofują się z życia społecznego, który często opierał się wyłącznie na kontaktach z innymi zawodnikami. Po wyłączeniu z treningów zawodników często dopadają tez choroby ciała, które nie jest przyzwyczajone do zmniejszonego wysiłku. Jednak każda osoba przeżywa odejście na emeryturę inaczej. Dlatego tak ważne są budowane latami programy. Jeśli chodzi o obecność w mediach, to mam wrażenie, że media bardziej zabiegają o sportowców, niż odwrotnie - mówi na koniec Parzelski.
To nieudacznicy!
Inne zdanie ma dziennikarz sportowy i publicysta Paweł Zarzeczny. W rozmowie telefonicznej z nami wypowiada się nader szczerze: - Emerytowani sportowcy to grupa nieudaczników, którzy po zakończeniu kariery przytulają się, gdzie chcą, ze względu na brak pieniędzy. Najlepszym tego przykładem jest Adam Małysz, który próbował jeździć w rajdzie Dakar, po czym okazało się, że jest gorszy od amatorów i wziął się za trenowanie juniorów.
Zarzeczny, który, jak widać na filmie powyżej, zawsze ma wyraziste poglądy, nie jest najlepszego zdania o byłych sportowcach. - Oni zawodnicy są ludźmi, których my, jako fani, przyzwyczailiśmy do wygodnego życia. Wychowujemy intelektualne sieroty, które nie umieją przeżyć za swoje sportowe emerytury i nie są przyzwyczajone do porannego wstawania do pracy.Tak naprawdę już pod koniec kariery mają silne poczucie, że mogą nie poradzić sobie w dalszym życiu. Stają się nerwowi, ich forma spada, a na koniec popadają w depresję. Połowa życia na sportowej emeryturze jest jak wyrok śmierci - nie owija w bawełnę.