Oczy całego świata zwrócone są dzisiaj na Syrię. Masakra opozycji w mieście Hims nie ustaje, a reżim Baszara al-Assada przy wsparciu Rosji i Chin, testuje wytrzymałość Zachodu. Sytuacja zaognia się z godziny na godzinę. Dzisiaj ambasadorów w Damaszku wycofały Francja i Niemcy. Podobnie, jak USA, które od wczoraj reprezentuje w Syrii polska dyplomacja. Rosjanie próbują grać rolę jedynego negocjatora. W cieniu dyplomatycznej wielkiej gry giną tymczasem setki bezbronnych osób.
Twardą politykę wobec Damaszku i wycofanie stamtąd swoich dyploamtów Angela Merkel i Nicolas Sarkozy zapowiedzieli już wczoraj, podczas wspólnego posiedzenia rządów obu państw. Na taki krok zdecydowały się też Wielka Brytania i Stany Zjednoczone. We wtorek popołudniu dołączyły do nich Francja, Włochy, Hiszpania, Belgia, Holandia i kraje Rady Współpracy Zatoki Perskiej (Bahrajn, Kuwejt, Oman, Katar, Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie), które dodatkowo zapowiedziały wydalenie syryjskich dyplomatów. Wkrótce podobne decyzje mają zapaść również w większości stolic Europy.
Gdy ta się z Syrii wycofuje, na Bliski Wschód osobiście pofatygował się szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow. I na pierwszy rzut oka konflikt rozwiązał. Po spotkaniu z al-Assadem poinformował, że ten obiecał mu wyznaczyć datę referendum w sprawie nowej konstytucji i otwarcie dialogu z opozycją. Jednak w tym samym czasie wojsko czwarty dzień bombardowało nieformalną stolicę rebeliantów - Hims. Ale Ławrowa, który przyjechał "ustabilizować sytuację na drodze demokratycznych przemian" w Damaszku witało tysiące mieszkańców wiwatujących na cześć Rosji i Chin, które zablokowały potępiającą Baszara al-Assada rezolucję ONZ.
Nic więc dziwnego, że jego reżim czuje się bezkarny i z tego korzysta. Pokazując, jak długie ma ramiona. W Berlinie zatrzymano dzisiaj na przykład dwóch mężczyzn podejrzanych o szpiegostwo na rzecz Syrii. Za Odrą rozpracowywali niemieckich zwolenników syryjskiej opozycji.
"Wojna prywatna - mediom wstęp wzbroniony!"
Dawne relacje CNN
Próżno liczyć na podobne z Syrii
Gdy dwadzieścia lat temu działo się na świecie coś ważnego, sieć korespondentów donosiła o tym na żywo niemal non-stop. Od tego czasu media cofnęły się niestety o kilka kroków w tył. Dzisiaj w wielu przypadkach nie potrafią zapewnić nam informacji z pierwszej ręki. Tak jest i w Syrii. Na szczęście w tym samym czasie do przodu poszedł internet. Tam najświeższych informacji nie brakuje. Jak wygląda zachowanie armii wobec protestującego narodu, co mówią ludzie na ulicach? Tego dowiemy się tylko z Twittera, Facebooka, a w tym przypadku przede wszystkim YouTube. Nim zachodnie redakcje dodzwonią się na miejsce po jakąkolwiek informację, pojawia się już kilka amatorskich filmików ilustrujących przebieg najnowszych wydarzeń.
Reżimowi udało się bowiem zamknąć konflikt dla prasy. Z jednej strony dając do zrozumienia, że nie zawahają się atakować, czy więzić prasy. Opaska, czy kamizelka z napisem "Press" na nic się dzisiaj zdaje. Z drugiej zaś, nawet najodważniejsi nie mogą dostać się w rejon centrum wydarzeń. Korespondent "The New York Times" Nick Kristof napisał na Twitterze, że Syria nawet nie rozpatrzyła jego wniosku o wizę.
Hims pod ostrzałem
Półamatorski materiał oficjalnej agencji informacyjnej syryjskiej opozycji
Amatorskie materiały to zatem dzisiaj podstawa. Także relacji największych redakcji. Zwykli Syryjczycy z komórką stali się korespondentami Al-Jazeery, CNN, czy TVP. Może dopiero teraz można więc mówić o prawdziwych informacjach z pierwszej ręki? Brak na miejscu zawodowców ma jednak swoje minusy. Nie wszystko, co możemy zobaczyć o Syrii na YouTube zawsze stamtąd pochodzi. Bywa, że film podpisany "masakra w Hims" to walki z Iraku. I to sprzed wielu lat. Dlatego wiele publikujących amatorskie materiały stacji nie ryzykuje. Al-Jazeera chętnie po nie sięga, ale zazwyczaj dodaje informacje, że nie bierze odpowiedzialności za ich prawdziwość.