Krystyna Kofta uważa, że to strata pieniędzy. Artur Barciś, że czysto polityczna akcja. Andrzej Blikle, że jego głos i tak nie będzie miał znaczenia. "Nie zagłosujemy w referendum ws. odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz" – przekonują zgodnie znani warszawiacy.
Od kilku tygodni trwa festiwal deklaracji dotyczących udziału w referendum nad odwołaniem prezydent Warszawy. Ostatnia padła z ust Bronisława Komorowskiego, który na antenie TVP oświadczył, że się nie wybiera, bo nie chce uczestniczyć w "partyjnej wojnie na poziomie samorządowym". W podobnym tonie wypowiadają się politycy PO, w tym sam premier Donald Tusk. "Chcesz, żeby Gronkiewicz-Waltz była prezydentem, nie idź na referendum. Pozostanie w domu jest aktem sympatii dla prezydenta" – powiedział.
Po drugiej stronie są z kolei ci, którzy odmowę głosowania uznają za antydemokratyczną postawę. Bo przecież to narzędzie, do którego obywatele mają święte prawo, więc dlaczego z niego nie skorzystać.
My o pogląd na referendum zapytaliśmy znanych warszawiaków. Jak się okazało, śladem Tuska, Komorowskiego i spółki odmawiają głosowania. Nieważne, czy są za HGW czy przeciw – nie pójdą do urny i już.
Demokracja bez sensu
Pisarka Krystyna Kofta, warszawianka urodzona w Poznaniu, powodów ma kilka. – Uważam referendum za zbędną stratę pieniędzy. Za chwilę będą wybory, więc będzie można się wypowiedzieć. Poza tym widzę, jak zbierane są podpisy pod wnioskiem. Okazuje się, że ci, którzy chodzą z tymi kartkami, są chyba opłacani. Sąsiadka pytała takiego 17-latka, co mu się nie podoba, a on stwierdził: "nie wiem, kazali mi" – mówi naTemat.
Jak twierdzi, "demokracja powinna być sensowna": – Tymczasem wiele osób pewnie żałuje, że złożyło podpis, bo na początku mówiło się, że to akcja apolityczna, a potem nagle zaangażował się w to PiS i inni. Ten cały Guział to też taki arogancki typ. Niech wystartuje w wyborach i zobaczymy, co będzie.
Cel: uderzyć w PO
Do aktora Artura Barcisia najbardziej przemawia właśnie argument upolitycznienia referendalnej kampanii. – Nie wybieram się. Dla mnie to jest akcja polityczna – odpowiada z przekonaniem. I choć ma sporo zastrzeżeń do urzędującej pani prezydent, podobnie jak Kofta nie uważa, by postępował niedemokratycznie:
– Każdy ma prawo myśleć i interpretować to inaczej. Ja uważam, że referendum jest formą demokracji, pod warunkiem, że rzeczywiście ktoś w lokalnej społeczności jest oskarżany o malwersacje i się nie nadaje. W Warszawie to nic nie da. To jest wyłącznie akcja, która ma na celu uderzenie w PO.
Czy życzy sobie, by frekwencja była jak najniższa? – Każdy powinien samodzielnie to rozważyć. Ja nie mam zamiaru nikogo pouczać – ucina.
Obywatelski obowiązek, ale...
– Prawdę mówiąc: raczej nie zagłosuję – to z kolei odpowiedź Andrzeja Bliklego, znanego cukiernika, warszawiaka od pokoleń. Tłumaczy, że jest przeciwnikiem odwołania Gronkiewicz-Waltz, a poza tym nie ma pewności, czy jego głos będzie miał jakiekolwiek znaczenie.
– Bo referendum, żeby było ważne, to musi mieć też odpowiednią frekwencję. Nie wiem, w ogóle specjalnie tego nie śledzę i się nie interesuję. Oczywiście udział w głosowaniu jest obywatelskim obowiązkiem, ale jeśli ktoś jest przeciwny odwołaniu, to chyba to trochę zmienia postać rzeczy – ocenia.
Znani, nieobecni
Opinie moich rozmówców mogą zaskakiwać. Ale czy da się wyciągnąć z nich generalny wniosek, że warszawskie elity, podobnie jak prezydent Komorowski, w dniu referendum zostaną w domu?
Zdaniem dr. Rafała Chwedoruka z Uniwersytetu Warszawskiego to całkiem prawdopodobny scenariusz. – PO nie przestała być partią elit artystycznych i intelektualnych, więc głos czołowych polityków typu Tusk czy Komorowski bardzo wiele dla nich znaczy. Bojkot referendum nad losem Gronkiewicz-Waltz jest dla nich pierwszym i jedynym wyborem – podsumowuje.
Ja w każdym razie deklarują, że na złość politykom nie będę sobie odmrażał uszu, na wybory jak zawsze pójdę i oddam głos jak najbardziej ważny. Zawsze można w życiu przegrać, ale ofiarowanie zwycięstwa własnym wrogom mądre nie jest. Jest po prostu skrajnym kretynizmem. CZYTAJ WIĘCEJ
Pójdę zagłosować i zagłosuję przeciwko odwołaniu prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz ze stanowiska. Do tego wzywać powinna partia obywatelska. (…) Niegłosowanie, do którego pan premier wzywa, jest szkodliwe zarówno dla demokracji, jak i dla Gronkiewicz-Waltz. CZYTAJ WIĘCEJ
Krystyna Kofta
pisarka
Część ludzi jest po prostu zgorzkniała, niezadowolona. Kiedy jeżdżę taksówką słyszę często "wszystko rozkopane" i tak dalej. Ja mówię: kiedy prezydentem był Lech Kaczyński to nie podjął żadnej decyzji. Niech Gronkiewicz zrobi tyle, ile może, a potem zdecydujemy.
Wciąż się zastanawiam, czy pójść na referendum. Z jednej strony mieszkańcy mają prawo wyrażać swoje niezadowolenie. Z drugiej, nie wiem, czy to, co może nadejść po ewentualnym odwołaniu Gronkiewicz-Waltz, będzie lepsze niż obecnie.