W pięknej i inteligentnej żonie syryjskiego prezydenta wielu widziało szansę na demokratyzację kraju. Gdy Syrię ogarnęły walki, Syryjczycy liczyli, że Asma al-Assad powstrzyma swojego męża. Ona jednak najpierw milczała, a niedawno publicznie go poparła.
Poznali się prawdopodobnie na początku lat 90. Ona, wychowana, wykształcona i pracująca w Wielkiej Brytanii córka syryjskiej dyplomatki i kardiologa, on – studiujący w Londynie syn dyktatora Syrii.
Nie był to łatwy związek. Rodzice al-Assada nie akceptowali sympatii syna - Asma była sunnitką, oni alawitami. Do tego jej ojciec pochodził z Hamy. Miasta, które na początku lat 80. zbuntowało się przeciw reżimowi i zostało okrutnie ukarane.
W 1994 roku niedoszły okulista wrócił do kraju, ponieważ w wypadku samochodowym zginął jego starszy brat. Teraz to stroniący od polityki Baszar musiał szykować się do odziedziczenia władzy. Nie zrezygnował jednak z Asmy – przez lata spotykali się w tajemnicy. A gdy w 2000 roku 35-letni al-Assad został prezydentem, po prostu się pobrali.
Nowa Pierwsza Dama przypadła Syryjczykom do gustu. Młoda, elegancka i energiczna kobieta imponowała im nie tylko wykształceniem (kończyła informatykę na londyńskim Kings College, a przed ślubem miała zacząć MBA na Harvardzie), ale i otwartością. Często odwiedzała szkoły, rozmawiała ze zwykłymi ludźmi, zachęcała ich do rozpoczęcia własnej działalności i zmiany bardziej szkodliwych poglądów. Według niektórych źródeł potrafiła przez kilka miesięcy podróżować po Syrii incognito, by poznać potrzeby rodaków i założyć organizacje wspierające edukację dzieci, emancypację kobiet i reformy na wsi. Jednym z najczęstszych tematów jej wystąpień był rozwój społeczeństwa obywatelskiego.
Asma uchodziła również za rzecznika Syrii na Zachodzie. Jeździła na międzynarodowe konferencje, występowała w anglojęzycznej telewizji i udzielała obszernych wywiadów znanym magazynom. Jeden z nich, amerykański Vogue, w laurkowym reportażu nazwał ją nawet „Różą Pustyni”. Fotografowie uwielbiali robić jej zdjęcia, a redaktorzy chętnie zaliczali ją do najlepiej ubranych kobiet na świecie. Sprawiała znacznie lepsze wrażenie niż napompowane botoksem żony starszych arabskich dyktatorów, które spędzały całe dnie na zakupach w Paryżu czy Londynie.
Czasem syryjska Pierwsza Dama zabierała również głos w sprawach politycznych. Gdy w 2008 roku Izrael bombardował Strefę Gazy, Asma al-Assad określiła to w rozmowie z CNN jako „barbarzyństwo”. - Jak takie coś może w ogóle dziać się w XXI wieku? - pytała.
Nic więc dziwnego, że gdy w marcu zeszłego roku Baszar al-Assad zaczął krwawo tłumić syryjskie protesty, wielu ludzi z nadzieją wypatrywało właśnie Asmy. Liczyli, że będzie potrafiła powstrzymać szaleństwo. Ale jej już nigdzie nie było.
Pierwsza Dama zniknęła na wiele miesięcy. Nie pokazywała się publicznie, nie rozmawiała z dziennikarzami przez telefon. Media spekulowały, że zabrała dzieci i przeniosła się do Londynu. Tymczasem liczba ofiar konfliktu przekroczyła tysiąc osób, potem dwa, trzy...
W styczniu znowu się pokazała. Ale nie w takiej roli, na jaką liczył świat. Asma razem z dwójką synów stała u boku męża, gdy ten mówił o „terrorystach atakujących rząd” i „zachodniej konspiracji”. Nie odezwała się.
W podziałek rozwiała resztki złudzeń. W liście do TIME napisała, że „prezydent jest prezydentem wszystkich Syryjczyków, a nie ich cząstki, i Pierwsza Dama w pełni go popiera”. Dodała też, że „zajmuje się pocieszaniem pokrzywdzonych”.
Opozycja od razu nazwała to hipokryzją. „Asma, wiesz co? Po prostu się zamknij!”, głosił jeden z komentarzy na Twitterze. „Jeśli al-Assad upadnie, a jego żona przeżyje, Anglia nie powinna udzielić jej azylu. Niech się wyśpi tak, jak pościeliła”, czytamy w innym.
- Dlaczego mamy do niej pretensje? Przecież od początku było wiadomo, że tak postąpi – powiedziała BBC analityczka Rime Allaf z Chatman House. - Nawet jeśli w głębi duszy sprzeciwia się temu, co się dzieje, i nawet jeśli w czterech ścianach mówi Baszarowi „nie zgadzam się”, to i tak się tego nie dowiemy. Bądźmy realistami – dodała.
Czy to znaczy, że Asma al-Assad po prostu nie ma wyboru i musi trwać przy mężu? Publicystka Yasmin Alibhai-Brown jest sceptyczna wobec takiej tezy. - Suzanne Mubarak [żoła byłego dyktatora Egiptu – red.] i Asma to potężne kobiety, których nie można rozstawiać po kątach. Żony i matki bardzo łatwo manipulowały wielkimi władcami Imperium Ottomańskiego, od tamtego czasu dokonaliśmy chyba kroku wstecz. Niemożliwe, by dzisiejsze partnerki dyktatorów były zbyt skrępowane, by się sprzeciwić – oceniła.
Andrew Tabler, specjalista od Syrii, który w przeszłości współpracował z Pierwszą Damą, wielokrotnie podkreślał, że „Asma, chociaż wrażliwa i współczująca, jest częścią reżimu”. Gdy wspierała społeczeństwo obywatelskie, służby bezpieczeństwa więziły niepokornych blogerów. Kiedy wspomagała finansowo prasę, sama był jej pierwszą cenzorką. - A do tego lubi wygodne życie. Lubi być księżną - podsumował.