Ile można? Od miesięcy, a może nawet od lat pojawia się problem płacenia kartą "od 10 złotych". Chyba każdy już słyszał, że zgodnie z prawem sprzedawcy nie mogą ustalać takich limitów. A za pomocą karty możemy zapłacić każdą, nawet najmniejszą kwotę. Tymczasem bez przerwy trafiam na sklepy, które mają gdzieś nie tylko prawo, ale i mnie jako klienta. Tym razem udowodnił to jeden ze sklepów Carrefour Express.
Jem właśnie batona. Podwójnego. Wcześniej zjadłem snickersa. Zazwyczaj w ogóle nie kupuję batonów, ale akurat one były najbliżej kasy, którą, jak stwierdziła kasjerka: "zablokowałem". Jak mi się udało dokonać blokady kasy w Carrefour Express? Otóż chciałem zapłacić kartą za trzy kajzerki, wędlinę i napój. Moje aktualne potrzeby okazały się być niewystarczające. Ekspedientka – standardowo – poinformowała mnie, że minimalna kwota płatności kartą to 10 złotych. Musiałem więc dobrać produkty, których wcale nie miałem zamiaru kupować. Były to rzeczy "pierwsze z brzegu", gdyż nie miałem czasu na chodzenie po sklepie i szukanie czegoś, co jest mi potrzebne. Zwłaszcza, że stała za mną spora kolejka.
Wszystko rozumiem. Co jakiś czas trafiam do niedużego, osiedlowego sklepu w stylu "U pani Jadzi". To właśnie w tego typu miejscach najczęściej można spotkać kartonowe tabliczki, a na nich niezgrabny napis wykonany flamastrem: Płatność kartą od 10 złotych. Czasem od 12, czasem nawet od 20 zł. Ok. Jest to niezwykle irytujące, bo właśnie do tych sklepików chodzimy najczęściej po drobne przedmioty, które nam się skończyły lub po prostu chcemy w nich kupić coś świeżego.
O ile przynajmniej staram się zrozumieć małe sklepiki, które niczym Dawid starają się walczyć z sieciowymi Goliatami, tak nie mam zamiaru rozumieć tego, że w sklepie oznaczonym marką Carrefour Express, spotykam się z odmową zapłaty kartą za zakupy o wartości około 7 złotych.
Pewnie, że można pójść do bankomatu. Można też mieć zawsze przy sobie gotówkę, a nie liczyć na to, że wszędzie będziemy płacić plastikiem. Ale naiwnie wychodzę z założenia, że skoro sieciówki ruszają na podbój małych osiedli i deklarują w nich możliwość płatności kartą, to sprzedawca łaskawie przyjmie ode mnie zapłatę.
Nie mam pretensji do dziewczyny, która mnie obsługiwała. Zresztą sklep przy Puławskiej jest czynny od niecałego tygodnia (co być może nie jest bez znaczenia). Mam natomiast pretensję do właściciela sklepu, który zdecydował się na franczyzę i założenie sklepu. Zresztą w tym wypadku marka sklepu nie ma dla mnie, jako klienta, większego znaczenia.
Jako klient nie mam zamiaru rozumieć tego, że robi się ze mnie idiotę. Otóż wiem (podobnie jak wiele osób w Polsce, którzy naprawdę nie są idiotami), że właściciel sklepu ma obowiązek przyjąć ode mnie zapłatę za wybrany przeze mnie towar. Ten jednak woli zasłaniać się twarzą swojej pracowniczki i łamać prawo. Pokazuje w ten sposób, że ma gdzieś nie tylko swoich klientów, ale również, a może przede wszystkim państwo. To zaś nie jest w stanie wyegzekwować przestrzegania przepisu, który samo ustanowiło.
Odmowa przyjęcia zapłaty przez akceptanta może nastąpić w szczególności w przypadku:
1) nieważności elektronicznego instrumentu płatniczego,
2) zastrzeżenia elektronicznego instrumentu płatniczego,
3) niezgodności podpisu na elektronicznym instrumencie płatniczym z podpisem na dokumencie obciążeniowym,
4) odmowy okazania dokumentu stwierdzającego tożsamość
5) niemożności uzyskania akceptacji dokonania operacji. CZYTAJ WIĘCEJ
Ustawa z dnia 12 września 2002 r. o elektronicznych instrumentach płatniczych.
Zupełnie inne spojrzenie na problem ma wiceprezes Tesco Piotr Korek. – Jeśli wolno coś zaproponować, to raczej pokazałbym tego franczyzobiorcę jako ofiarę systemu wielkich producentów kart, którzy "chałupniczymi" metodami próbują sobie radzić przy małych zakupach, odmawiając przyjęcia karty klienta – pewnie, że być może łamie umowę, ale należy zapytać, dlaczego? – mówi w rozmowie z naTemat wiceprezes Tesco.
Właściciele małych sklepików powiedzą chórem: prowizje pobierane przy płatności kartą są w Polsce tak wysokie, że poniżej pewnej kwoty po prostu nie opłaca się sprzedawać. Jako człowiek jestem w stanie to zrozumieć. Jak się domyślam, właśnie owe prowizje spowodowały, że choćby sklepy sieci "Biedronka" zrezygnowały z płatności kartą i przyjmują jedynie gotówkę. Klienci przyzwyczaili się do tego i mimo wszystko kupują tam, bo jest tanio. Proste.
W Carrefour Express ceny nie należą do najniższych, ale i nie są najwyższe. Jako klient uważam, że właściciel sklepu biorący na siebie odpowiedzialność prowadzenia go, powinien zrobić to ze wszystkimi konsekwencjami swojej decyzji. Jeśli decyduje się na wprowadzenie płatności kartą, to niech pozwoli nią płacić.
Czy naprawdę jestem jedyną osobą w tym kraju, która trafia do sklepów z "minimalną kwotą", która pozwala mi płacić kartą? Czy w Państwa okolicy też są takie sklepy, czy może mam wyjątkowego pecha? Zastanawiam się jak to możliwe, że przez tyle lat problem istnieje i ma się dobrze. Państwo kompletnie nie radzi sobie z egzekwowaniem nałożonych przez siebie przepisów, co jak się domyślam irytuje nie tylko mnie. Co proponują rządzący? "Samoistne rozwiązanie".
Sejm przyjął ustawę obniżającą opłatę interchange, w efekcie czego sklepy zapłacą mniejszą prowizję za płatność kartą (co powinno obniżyć ceny). Dzięki temu jest szansa, że ze sklepów znikną dobrze znane ogłoszenia "Płatność kartą od…". Zmiany poparli posłowie wszystkich partii, a ustawa wchodzi w życie już od nowego roku. Firmy i banki będą miały pół roku na wprowadzenie zmian w życie.
Do tego czasu zaś pozostaje nam trwać w systemie, który ma określone przepisy, ale istnieją one tylko na papierze. Jaki jest wniosek dla właścicieli sklepów? Do czasu "samoistnego rozwiązania" - róbta co chceta.
Opłaty interchange w Polsce są ponad dwukrotnie wyższe niż średnio w krajach Unii Europejskiej, a ośmiokrotnie wyższe niż na Węgrzech czy w Finlandii.
Opłata interchange to prowizja wypłacana na rzecz banku wydawcy karty płatniczej od każdej bezgotówkowej transakcji realizowanej przy użyciu karty. Obciąża ona sprzedawców, którzy akceptują karty. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: onet.pl
Agnieszka Kołacz-Leszczyńska
Platforma Obywatelska
Liczymy, że określenie maksymalnej stawki opłaty na poziomie 0,5 proc., która miałaby obowiązywać bezwarunkowo od stycznia 2014 r. bez okresu przejściowego samoistnie rozwiąże tę sytuację. CZYTAJ WIĘCEJ