Andrzej Chyra zawsze był artystą kontrowersyjnym, ale po roli w najnowszym filmie Małgorzaty Szumowskiej "W imię..." łatwo może dostać łatkę największego bluźniercy nad Wisłą. Grając księdza, który jest gejem rozpala emocje konserwatywnego i przyzwyczajonego do stereotypów społeczeństwa. - Gdybym się przejmował czymś takim jak bluźnierstwo (...), to nie wiem, czy ten film w ogóle moglibyśmy zrobić - mówi w wywiadzie dla "Newsweeka".
Andrzej Chyra w szczerej rozmowie z Tomaszem Kwaśniewskim zdradza też jakie emocje towarzyszyły mu przy kręceniu jednej z niewielu scen homoseksualnego seksu w historii polskiego kina. - To było coś, czego do tej pory jeszcze nie robiłem. Jakiś nowy rodzaj kontaktu - przyznaje. Żartobliwie dodaje również, że trudne emocje musiał trzymać na wodzy, by "nie pęknąć" przed młodszym kolegą po fachu, Mateuszem Kościukiewiczem.
Bluźnierca
W wywiadzie dla "Newsweeka" Andrzej Chyra nie mówi jednak tylko o swojej najnowszej roli. cielenie się w postać duchownego sprawiło, że aktor otrzymał okazję, by zabrać głos w sprawie znaczenia Kościoła w życiu Polaków. Zdaniem artysty, skoro duchowni roszczą sobie prawo do ingerowania w to, jak żyje nasze społeczeństwo, sami powinni być przygotowani na to, że społeczeństwo zechce ingerować w funkcjonowanie Kościoła. Na taką ingerencję ochotę zdaje się mieć także Chyra, choć na wstępie sam przyznaje, że w Boga nie wierzy.
Aktor podkreśla natomiast, że rola w filmie "W imię..." sprawiła, że porzucił stereotypowe postrzeganie życia przeciętnego duchownego. Andrzej Chyra przyznaje, że dotąd żył w przekonaniu, iż "ksiądz to taki facet, który wstaje rano, je śniadanie, odprawia mszę, a potem przychodzą do niego ludzie, dają na mszę, on to zapisuje, kogoś tam wyspowiada, odbędzie nauki przedmałżeńskie, zainkasuje, wypije, zje i pójdzie spać". Przygotowania do wcielenia się w postać księdza pozwoliły mu się przekonać, że obraz ten jest daleki od rzeczywistości.
Jak kocha ksiądz?
Zdaniem Chyry, w posłudze kapłańskiej jest zaskakująco mało wolności. Artystę zaskoczyło, że każdy ksiądz co dnia musi odmawiać określone modlitwy, co silnie ustala kalendarz. Andrzeja Chyrę niezwykle mocno zaskoczyła także samotność w jakiej żyją księża. - To znaczy, że życie księdza to jest paradoks człowieka otoczonego mnóstwem ludzi, a równocześnie ogromnie samotnego - mówi. Zaskoczyło go również, że od duchownych większość z nas wiele oczekuje, ale nic nie chce dać w zamian. Co więcej, ksiądz do prawdziwej bliskości nie ma nawet prawa.
Dla większości Polaków to wszystko tematy tabu. Po pierwszych pokazach najnowszego filmu Małgorzaty Szumowskiej poza naszym krajem niewielu widzów jest jednak zaskoczonych. Andrzej Chyra w rozmowie z "Newsweekiem" opowiada o reakcjach na "W imię..." podczas tygodnia filmu polskiego w Berlinie. Publiczność stanowili tam podobno w większości Polacy, ale ci od lat żyjący na emigracji. - I oni byli w zasadzie zawiedzeni, że ten film jest taki łagodny. Bo jak mówili, to, co my pokazujemy, to oni już przerobili - stwierdza aktor.
Cała rozmowa z Andrzejem Chyrą w najnowszym wydaniu tygodnika "Newsweek".