A zaczął w niełatwych czasach, bo jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Dziś w kilka chwil możemy „wyklikać” i ściągnąć ze Stanów Zjednoczonych najlepszy sprzęt do nurkowania. Wówczas - nie było to takie oczywiste. Ale Piotr Tokarski, właściciel firmy „Extreme Divers” nie spogląda za siebie – podąża za trendami, rozwija się. Bo – jak sam mówi – jego biznes to to, co kocha.
Nurkowanie zawsze kojarzyło mi się z tajemniczością, chwilą wolności, ciszą...
To prawda, nurkowanie i świat podwodny to zupełnie inny świat od tego, który widzimy na co dzień. Jest piękny i niesamowity. I przede wszystkim fajny! Ale należy też podchodzić do niego z należytym szacunkiem. Z wodą, jest jak z górami. Kiedy się wspinamy na jakiś szczyt, musimy robić to z wyczuciem i rozwagą. Tak samo jest z nurkowaniem – musimy obdarzyć podwodny świat respektem.
Czyli podobnie jak w biznesie. Pozwoli Pan, że spytam – skąd wzięła się u Pana pasja do nurkowania? Mieszka i pracuje Pan w Lublinie. Nad morze – lekką ręką – jest stąd jakieś 500 kilometrów...
Ale nie nurkuje się tylko w morzach! A na Lubelszczyźnie są przecież piękne jeziora. Może nawet bardziej fascynujące niż polskie morze.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych nurkowanie jako hobby wcale nie było takim oczywistym wyborem.
To prawda. Zawodowo nurkowaniem zajmuję się od 1999 roku, bo amatorsko zaczęłam – cho, cho – dużo wcześniej. Tych ładnych kilkanaście lat temu był ogromny problem ze sprzętem – nie było pianek, profesjonalnych masek. Ale liczyła się pasja.
Jak można było się nią wówczas zarazić? Gdzie?
Mnie od zawsze pociągały sporty ekstremalne. Przez kilkanaście lat trenowałem sztuki walki, później szukałem równie fascynującego wyzwania. Nurkowanie zaś wyglądało zupełnie inaczej, niż widzimy je dziś. Było zarezerwowane dla wojska, służb mundurowych, policji. Ale udało mi się jakoś spróbować. Biję się w pierś, bo początkowo uznałem, że to nieciekawe, że to nie dla mnie. Przekonałem się dopiero za drugim podejściem, kiedy byłem na Mazurach.
Pan – tę pasję i cały podwodny świat – zechciał pokazać innym.
Jak najbardziej. Duży wpływ na rozwój tego biznesu ma fakt, że Polacy zaczęli sporo podróżować, i to po całym świecie. W wielu zakątkach próbują nurkowania, podstawowe kursy zapewniają biura podróży. I tam łapią bakcyla. Chcą więcej.
Ale od pasji do biznesu daleka droga. A może właśnie krótka?
Nie ma na to ani prostej odpowiedzi, ani ta droga nie jest oczywista. Liczy się ciężka praca. Gdy zaczynaliśmy, było ciężko ze sprzętem, z licencjami. Dziś mamy w swoim sklepie najlepsze światowe marki, jesteśmy jedynym licencjonowanym przez ITDA (International Technical Diving Association – red.) centrum nurkowania w Polsce. Cały biznes poszedł do przodu – dziś jest „do wyboru – do koloru”.
Na czym polegają kursy, które oferuje Pan swoim klientom?
Składają się z trzech etapów. Najpierw jest część teoretyczna – wykłady, szkolenia, dużo rozmawiamy o aspektach nurkowania. Ta część kończy się testem. Wtedy czas na etap prób na basenie. Tam uczymy się podstawowych metod, odruchów. A potem wypływamy na, nazwijmy to, „szerokie wody” – dokładnie nad Jezioro Białe w Okunince. Tam mamy specjalną platformę do nurkowania.
Kto właściwie może spróbować swoich sił? Kto do Pana się zgłasza?
Zgłaszają się różne osoby, bo właściwie każdy może się spróbować w nurkowaniu. Próba kosztuje 150 zł – nie jest to wygórowana cena. Oceniam, że ok. 90 procent ludzi, którzy tego zasmakują, zostaje już przy nurkowaniu.
Przyznam, że dużo osób zgłasza się do mnie dowiadując się o kursach przez „pocztę pantoflową”, czyli zadowolonych klientów. Dobra robota zawsze do człowieka wraca.
Czy dziś jest Pan spokojny o swój biznes?
Jestem. Choć nie do końca – nie wolno spoczywać na laurach, cały czas trzeba się rozwijać. I my to robimy – wybudowaliśmy właśnie budynek. Dosłownie metrów od jeziora, nad którym szkolimy kursantów, stworzyliśmy własną markę sprzętu do nurkowania Scuba Design. Patrzymy przed siebie.
Po tych kilkunastu latach jest Pan w stanie odpowiedzieć na pytanie: czy było warto wchodzić w ten interes?
Zdecydowanie. Było warto. Dlaczego? Bo robię to, co kocham.
Piotr Tokarski przygotował dla czytelników portalu naTemat specjalny rabat na hasło IDEA Bank– 10% na wszystkie usługi.