Mówi się, że potrzeba aż 100 godzin, by przejść „Grand Theft Auto V”. Tak jest tylko w przypadku wykonywania misji. Każdy chętny może zagłębić się w wirtualny świat na duuużo dłużej. Tak zrobili m.in. jej twórcy, którzy prześledzili kryminalny półświatek Las Vegas, by w grze jak najlepiej oddać gangsterskie realia .
Twórcom gry zależało na tym, by ich produkcja była jak najbardziej realistyczna. Nic więc dziwnego, że w takim razie najnowsze GTA kosztowało Rockstar aż 265 milionów dolarów. Gdyby był to film, plasowałby się na drugim miejscu wśród najdroższych tytułów. GTA V wyprzedaliby jedynie "Piraci z Karaibów: Na krańcu świata"
Za te pieniądze stworzono wirtualny świat, który zajmuje powierzchnię około 100 kilometrów kwadratowych. Producenci mówią, że aby dojechać z jednego końca mapy na drugi potrzeba aż pół godziny. Natomiast sam świat GTA V, czyli Los Santos jest niemalże żywą kopią Los Angeles.
Jednak w zaskakiwaniu fanów producenci nie ograniczyli się tylko i wyłącznie do wyglądu swojej gry. GTA ma podłoże kryminalne i przenosi nas do świata przestępców, dlatego twórcy dokładnie prześwietlili kalifornijski półświatek. Spędzili w sumie 100 dni na analizowaniu różnych spraw kryminalnych, a nawet na spotkaniach z byłymi gangsterami. Dzięki temu gracz będzie mógł zobaczyć na własne oczy, jak wygląda brutalne życie gangstera.
Czasami ta przemoc zdaje się być aż zbyt dobrze odzwierciedlona. Podczas jednej z misji bohater musi torturować osobę podejrzaną o współpracę z rządem świata GTA. Za pomocą znanych głównie z opowieści metod, znęca się nad swoją ofiarą po to, by wydobyć od niej informacje.
Skoro już jesteśmy przy bohaterach, to GTA V oferuje graczom pewną zmianę. Podczas gdy w poprzednich edycjach gry mieliśmy tylko jedną postać, teraz mamy do wyboru aż trzy. Co ciekawe, kiedy będziemy grali jedną z nich, pozostała dwójka zajmie się sobą. Dlatego będzie można spotkać ich w trakcie wykonywania misji.
Wirtualny świat dosłownie przypomina ten rzeczywisty. W „wolnym czasie” gracz może wybrać się na jogę do parku, pograć w tenisa lub golfa. Może nawet wystąpić w triathlonie. Jeśli to zbyt spokojne, zawsze może wybrać się do klubu ze striptizem lub zapalić marihuanę. Poza tym twórcy GTA V zrobili jeszcze jeden krok dalej.
Na wyłączne potrzeby gry stworzyli własne (przerysowane) programy telewizyjne. Korzystając z faktu, że to „tylko gra”, są one bardziej niepoprawne politycznie od jakichkolwiek kreskówek. Jedna z nich opowiada o losach „Tęczowych Wojowników”. Są oni parodią kultowego serialu "Power Rangers", a ich hasłem przewodnim jest „Seks jest zły, przemoc jest ok”.
Jednak jeśli to nie wystarczy graczom, zawsze mają opcję gry online. W sieci będzie można robić o wiele większe rzeczy – włącznie ze stworzeniem własnego gangu, który może liczyć do 16 członków. Dzięki temu będzie można dokonać niesamowitych napadów. Po "robocie" swoich wirtualnych znajomych będzie można zapraszać do swojego wirtualnego domu.
Jeszcze przed samą premierą zamówiono ponad 2,5 miliona kopii gry. Jednak producenci GTA V mają nadzieję, że 17 września pobiją wszelkie rekordy sprzedaży. Skoro już kilka do nich należy, jak np. największy wirtualny świat, czy najdroższa gra świata, to dlaczego nie mierzyć jeszcze wyżej? Zwłaszcza, że Rockstar szacuje, iż zyski ze sprzedaży tej gry wyniosą ponad miliard dolarów. Stąd jej obecność w prawie wszystkich mediach świata, włącznie z "Economist".
O GTA V można byłoby pisać godzinami. Gra jest tak obszerna, że nie wiadomo gdzie zacząć, a gdzie skończyć. Jest to zarazem najbardziej kontrowersyjna, jak i najbardziej realistyczna gra na świecie. Dlatego niejednemu graczowi ukradnie trochę życia. Na pewno pojawią się głosy krytyki dotyczące promocji przemocy. Z drugiej strony, może i lepiej, by ten świat wirtualny był tak rzeczywisty. Zatrzyma przed ekranami telewizorów potencjalnych kryminalistów.