Grzegorz Kępski od kilkunastu lat mieszka w Kenii. Był w Nairobi, kiedy doszło do zamachu terrorystycznego. Nam opowiada, jak mieszkańcy zareagowali na te tragiczne wydarzenia. – Kenijczycy stoją po kilka godzin w kolejkach, żeby oddać krew dla ofiar. To imponujące, jak bardzo się zjednoczyli w tych chwilach – relacjonuje nasz rozmówca.
Grzegorz Kępski w Kenii mieszka od 16 lat. Na żywo śledził dramatyczne wydarzenia i reakcję Kenijczyków w tych dramatycznych dniach.
– Westgate to największe i najnowocześniejsze centrum handlowe w Nairobi. Przychodzą do niego ludzie wszystkich narodowości i religii, czas spędzają tam całe rodziny. Ja sam, dzień przed zamachem, piłem kawę w kawiarni, od której terroryści zaczęli atak – wspomina nasz rozmówca. I dodaje, że w tym miejscu bywa bardzo często. Przyznaje, że kiedy dowiedział się o zamachu, naszła go refleksja, że przecież sam mógł tam być w momencie tragicznych wydarzeń.
"Kenia była oazą spokoju"
Grzegorz Kepski wyjaśnia, że wszyscy Kenijczycy byli w szoku. – Od zamachu na amerykańską ambasadę w 1998 roku Kenia była oazą spokoju. Dopiero w niedzielę opadły emocje i dotarło do nas, jak wstrząsający dramat się tam rozegrał. W niedzielę mieszkańcy zaczęli się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi, czemu to się stało – podkreśla.
Nasz rozmówca przyznaje jednak, że na ulicach Nairobi – poza bezpośrednim otoczeniem centrum handlowego – nie ma atmosfery strachu ani paniki. – Kenijczycy podchodzą do tego wyjątkowo spokojnie i rozważnie – stwierdza Polak. Kepski zaznacza też, że chociaż zamachu dokonali Somalijczycy związani z Al-Kaidą, to Kenijczycy nie zaczęli nagle inaczej traktować muzułmanów ani Somalijczyków. Zarówno jednych, jak i drugich, jest w Kenii bardzo dużo, ale nie spotykają się oni z żadnymi negatywnymi emocjami – ani na ulicach, ani w mediach.
Kenijczycy prawdziwie zjednoczeni
– Nie ma reakcji, nastrojów odwetowych, obwiniania. Wiadomo było, że to nie jest atak religijny, bo organizacja Al-Szabab, chociaż mówi o współpracy z Al-Kaidą, w samej Somalii potrafi zabijać muzułmanów. Większość ludzi tutaj naprawdę się jednoczy. Sam widziałem, jak Kenijczycy stoją po kilka godzin w kolejkach, żeby oddać krew dla ofiar. To niesamowite, bo kultura, mentalność tutaj jest taka, że ludzie są do bólu praktyczni. Dobre jest to, co dobre jest dla nich samych. Można by więc spodziewać się egoizmu, a tymczasem obserwujemy naprawdę imponujące zjednoczenie Kenijczyków – podkreśla nasz rozmówca.
I chociaż Al-Szabab, która zorganizowała zamach, apelowała o wycofanie wojsk kenijskich z Somalii, to Kenijczycy nie winią też polityków. Nie mają poczucia, że to na skutek decyzji władz doszło do takiej tragedii. – Tak naprawdę interwencja w Somalii miała pełne poparcie Kenijczyków. Al-Szabab jest tu postrzegane bardzo negatywnie, uważani są za skrajnych ekstremistów – opowiada Grzegorz Kepski. Mieszkańcom Kenii Al-Szabab jest znane w dużej mierze m.in. z krótkich rządów w Somalii, które zdecydowanie nie sprzyjały temu krajowi.
– Między ludźmi nie ma antagonizmów. Na ulicach teraz mówi się głównie o tym, kto tak naprawdę stoi za tym zamachem. Teraz bowiem dowiedzieliśmy się, że wśród zatrzymanych terrorystów byli Somalijczycy z paszportami z USA, Kanady i Finlandii. Co robili "obcokrajowcy" w lokalnej organizacji terrorystycznej? Takie pytania padają wśród Kenijczyków w rozmowach ze znajomymi – dodaje nasz rozmówca.
"Wszyscy wierzą, że będzie dobrze"
Grzegorz Kępski, który prowadzi tam biznes w branży turystycznej, przyznaje, że obawia się, jak zamach wpłynie na postrzeganie Kenii. Martwią się o to też mieszkańcy – że cały kraj zostanie uznany za niebezpieczny i niestabilny z powodu tego jednego ataku.
– W Nairobi miały być niedługo targi turystyczne, teraz trzeba będzie je przesunąć. Boi się nie tylko branża turystyczna, dająca bardzo duże przychody do budżetu, ale też rozmaite koncerny. Nairobi to regionalne centrum biznesu, jedno z najważniejszych w tej części Afryki. Ale w Kenii nauczyłem się naprawdę pozytywnego myślenia i takie też nastroje panują. Tutaj, zanim zapytamy "how are you?", Kenijczycy już odpowiadają "fine, thank you". Wszyscy wierzą, że będzie dobrze – zapewnia Grzegorz Kępski.