- Oczekujemy akceptacji na pobranie narządów, nie dając w zamian nic - mówi Dorota Zielińska, która jest koordynatorem transplantacyjnym. Jej zadaniem jest wytłumaczenie ludziom, którzy są w najtrudniejszej życiowej sytuacji, że ich syn lub córka nie będą już cierpieć, ale za to mogą uratować czyjeś życie. - Tak naprawdę nigdy nie pytamy o zgodę - mówi w rozmowie z naTemat.
Dorota Zielińska: Na pewno do wykonywania tej pracy potrzebna jest nie tylko wiedza ale i pasja. Wszyscy koordynatorzy na całym świecie działają po to, aby uratować komuś życie. Również dzięki nam inni dostają to nowe życie i to jest ta siła, która na napędza do działania. To pozwala nam pokonywać trudności, o które pan pyta.
Ma pani chwile zwątpienia?
Bywa różnie, jak w każdej pracy. Wiele zależy od sytuacji życiowej, w jakiej się znajdujemy. Najważniejsze jest to, aby posiadać predyspozycje osobowościowe i umiejętność poradzenia sobie ze wszystkimi emocjami.
Również z własnymi.
Tak, ponieważ po pracy wracamy do domu z tymi wszystkimi przeżyciami. One zostają w człowieku. To nie jest tak, że te przeżycia gdzieś tam się ulatniają. One do nas wracają w różnych sytuacjach życiowych. Przypominają nam się te osoby oraz rozmowy, które przeprowadziliśmy. Z tymi emocjami trzeba sobie poradzić.
I pani sobie radzi.
Ja mam trochę łatwiej, bo jestem również psychologiem i uczyłam się w szkole jak rozmawiać z ludźmi, z rodzinami, jak w umiejętny sposób radzić sobie z tymi emocjami. Natomiast wielu koordynatorów ma ten problem. Jest to bardzo trudne, bo bierzemy na siebie ciężar wszystkich emocji rodzin, które bywają bardzo różne. Czasami bardzo skrajne. Czasami takie, z którymi trudno byłoby sobie poradzić w normalnej sytuacji.
Skąd tak skrajne reakcje?
My oczekujemy akceptacji na pobranie narządów, nie dając w zamian nic. My nie przywrócimy życia zmarłemu. My w tej trudnej sytuacji informujemy, że pacjent nie żyje i na dodatek chcielibyśmy, jeszcze żeby on coś zrobił po swojej śmierci. Czasami jest to dla rodziny zupełnie nie do zrozumienia.
Z jakimi zachowaniami się pani spotyka?
Czasem bardzo dramatycznymi, choć są one coraz rzadsze. Niektórzy reagują po prostu szczerym płaczem i smutkiem,. To też wymaga od nas umiejętności poradzenia sobie z rozpaczą. Nie zawsze musimy wiele mówić. Czasami wystarczy wspólne milczenie. Ono może pomóc osobom, które straciły kogoś bliskiego.
Najważniejsze jest dla nas aby nie budować traumy wokół tej rodziny. My wykonujemy jakieś zajęcie i jakąś pracę, natomiast to rodzina jest w najdramatyczniejszej sytuacji swojego życia, kiedy umiera młoda osoba, kiedy odchodzi ich jedyne dziecko. A my musimy przekazać im tą tragiczną wieść i na dodatek poprosić o to, aby zaakceptowali pobranie narządów.
Czy często odmawiają?
My tak naprawdę nigdy nie pytamy o zgodę. Rodziny często potrzebują czasu, aby to zaakceptować. Natomiast my sprawdzamy Centralny Rejestr Sprzeciwów, prowadzony przez POLTRANSPLANT. Jeśli takiego sprzeciwu nie ma, wtedy pytamy rodzinę o wiedzę na temat stanowiska osoby zmarłej za jej życia. W polskim prawie istnieje zgoda domniemana, jeśli więc ktoś nie chce by po śmierci jego organy były pobrane, może to zgłosić do Centralnego Rejestru Sprzeciwów.
Jak brzmi pytanie które zadajecie bliskim zmarłego?
Czy rozmawiał pan kiedykolwiek z synem lub córką na temat pobrania narządów. W 99 proc. pada odpowiedź "nie". Mówią, że syn był młody, nie myślał o umieraniu itd. Jeśli więc nie rozmawiali z nim za życia i przyjmujemy, że był człowiekiem dobrym, chciał pomagać innym, rodziny mówią że oddawał krew, to nie mamy podstaw aby sądzić, że nie chciałby oddać narządów. Dlatego czekamy na akceptację i pytamy: Czy w związku z tym myśli pani, że gdybyśmy jego zapytali, czy zgodziłby się na oddanie narządów. Coraz częściej uzyskujemy akceptację. Każdy może za życia powiedzieć w obecności co najmniej dwóch świadków, że się na to nie zgadza.
Jak wiele jest odmów?
Myślę że mniej więcej w 80 proc. przypadków uzyskujemy taką akceptację. Choć jest to zróżnicowane w poszczególnych regionach Polski. Więcej akceptacji do pobrania narządów jest w zachodnio-północnej Polsce i w centralnej. Natomiast cały czas Polska południowo-wchodnia jest rejonem, gdzie z powodu braku akceptacji rodziny, jest tych pobrań mniej.
A czy te rodziny w obliczu swoich dramatów zawsze są szczere?
Oczywiście bardzo często jest tak, że rodzina wyraża swoją wolę, a nie zmarłego. Jest w dramatycznej, tragicznej sytuacji, skrajnie ciężkiej emocjonalnie. I czasami bardzo trudno jest tej rodzinie pogodzić się z tym, że osoba bliska odeszła. Ale to my znamy prawo jako koordynatorzy i naszym zadaniem jest poinformować rodzinę, czego oczekujemy i że nie jest to ich zgoda. Często pada jednak stwierdzenie "ja się nie zgadzam".
Nie zgadzam się bo?
Te motywy są prozaiczne. Mówią: "nie chcę, aby syn cierpiał". Ale my wiemy i tłumaczymy, że syn nie żyje i nie będzie cierpiał, bo został stwierdzony zgon. Bywa tak, że ludzie mówią, iż syn czy córka nie lubili operacji. Nie chcą tez przedłużać swojego okresu wejścia w żałobę, a operacja mogłaby opóźnić formalności pogrzebowe. Oni chcą załatwić to wszystko jak najszybciej i przejść do kolejnego etapu, co jest dla mnie zrozumiałe. Im szybkiej będzie pochówek, tym szybciej przechodzimy w fazę żałoby i opłakiwania. Ale naszym zadaniem jest uświadomienie rodziny, że to nie ona podejmuje decyzję, bo nikt nie może dysponować ciałem i organami innej osoby.
Gdzie odbywają się te rozmowy?
Wszystkie rozmowy odbywają się w szpitalu. Staramy się, aby w jak największym stopniu zachować szacunek dla rodziny. Aby to było miejsce, w którym jest spokój, można usiąść, nie nagli nas czas. Tak powinna wyglądać każda rozmowa z rodziną, nie tylko w przypadku rozmowy o dawstwie narządów.
Kiedy ta rozmowa się odbywa?
Po komisyjnym stwierdzeniu śmierci mózgu. Natomiast pracę z rodziną rozpoczynamy od momentu wysunięcia podejrzenia śmierci mózgu. Anestezjolog informuje rodzinę, że została wszczęta procedura komisyjnego stwierdzania śmierci. Informuje dokładnie, jak będzie przebiegała, czyli że będą dwie próby i jaki będzie między nimi odstęp czasowy. Jeśli rodzina jest tego wszystkiego świadoma, to ta rozmowa bywa później łatwiejsza i bardziej świadoma. Bliscy będą przygotowani psychicznie do tego, że jeśli będzie jednogłośna opinia komisji stwierdzająca śmierć mózgu, oznacza to, że pacjent nie żyje i wtedy mamy prawny i etyczny obowiązek odłączenia od respiratora, co jest równoznaczne ze zgonem pacjenta. Wtedy odbywa się rozmowa z rodziną, na temat dawstwa.
Czy bliscy mogą mieć kontakt z biorcą lub jego rodziną?
Nie, jest to zabronione w polskim prawie. Jest to również nieetyczne. Czasami rodziny chciałyby wiedzieć, wyrażają taką wolę, a czasem wręcz warunkują swoją decyzję tym, że będą mogli poznać biorcę. Zawsze spotykają się z naszą odmową, ze względu na tajemnicę dawcy i tajemnicę biorcy.
Pani rola jest niezwykle trudna również dlatego, że bliscy zmarłych nie postępują racjonalnie, co jest oczywiście zrozumiałe.
Tak, jest to rozmowa głównie na poziomie emocjonalnym. Jest to dramat, któremu towarzyszy płacz, omdlenia, lament... Są to tak skrajne emocje, jakie niejednokrotnie obserwujemy na ekranach telewizyjnych. Dawcy narządów to bardzo często ofiary nagłych wypadków. Tu nie jest tak jak w przypadku chorób onkologicznych, że możemy się przygotować psychicznie, bo widzimy cierpienie chorego, który czasem sam ma już dosyć cierpienia prowadzącego do śmierci
Tu mamy do czynienia z pacjentem z nieodwracalnymi zmianami w mózgu. Nie ma wątpliwości co do tego, że pacjent nie żyje, jest przeprowadzana procedura badania śmierci mózgu pomimo że pacjent czasami nie ma obrażeń ciała. Niekiedy nie różni się od innych pacjentów leżących na OIOM-ie. Ma respirator, widoczne są ruchy klatki piersiowej, jest ciepły, bo podtrzymuje się temperaturę jego ciała. Dla rodziny nie ma jasnego objawu śmierci. Ludzie przez to czasem nie wierzą, że ta osoba nie żyje.
Ile tego typu rozmów już ma pani za sobą?
Prowadzę te rozmowy od dwóch lat i było ich około 20. Początkowo szłam na nie z duszą na ramieniu, bardzo się denerwowałam i nie wiedziałam od czego zacząć. Dziś mam większą swobodę w rozmowie z tymi ludźmi. Wiem, jakie mogą zadawać pytania i czego mogą się obawiać. Mogę uprzedzić ich pytania i powiedzieć od razu, że pobranie narządów nie boli. Przypomina zwykłą operację, po której pozostanie blizna na ciele, niewidoczna dla innych, nie uniemożliwiająca odkrycia trumny podczas ceremonii pogrzebowych. Dla niektórych rodzin jest to bardzo ważne.
Czasem rodziny nie chcą, by pobierać konkretne narządy. Czasem nie chcą by pobierać rogówki, w obawie, że będzie to widoczne dla innych.Tłumaczymy wtedy, że wszystko odbywa się zawsze z całym szacunkiem i należytą starannością.
Dorota Zielińska - od 10 lat pracuje w szpitalu MSW w Warszawie, w Klinice Chirurgii Transplantacyjnej. Od dwóch lat jest szpitalnym koordynatorem donacyjnym. Czuwa nad tym, aby w tych przypadkach gdy jest to możliwe, dochodziło do orzekania śmierci mózgu i rozmowy z rodzinami potencjalnych dawców narządów.