Dystrybutorzy filmów zaczynają jesienną ofensywę na polskie ekrany. W tym miesiącu warto posłuchać albinoski-didżejki, pokręcić się po orbicie z Sandrą Bullock i przez trzy godziny śledzić uczuciowe animozje pary francuskich nastolatek.
„Legenda Kaspara Hausera”, reż. Davide Manuli, 4 października
Jeśli najbardziej oryginalnym filmem pierwszego półrocza było „Holy Motors” Leosa Caraxa, to w drugim na ten tytuł zasługuje „Legenda...”. W tym czarno-białym eksperymencie nie znajdziecie nic z historii o XIX-wiecznym włóczędze Kasparze, nie odnajdą się w nim też wielbiciele urokliwych toskańskich pagórków i strumyczków ani tym bardziej ci, którzy przywykli do sentymentalnego kina włoskiego spod znaku Tornatorego.
„Legendę” prędzej mógłby nakręcić Jodorowsky, gdyby tylko słuchał electro. Jest tu i Vincent Gallo w podwójnej roli, który chyba nie do końca jest świadomy swojej obecności na planie, i androgyniczna albinoska w słuchawkach, która terminuje jako didżejka, i prostytutki w czarnych sukniach. Jest zły włoski akcent, przelot UFO, czarny kot i biały piesek. Satyra na scenę didżejską? Surrealistyczny wygłup? Kaspar Hauser jako „sierota popkultury”? Z pewnością – dziwactwo filmowego sezonu.
„Grawitacja”, reż. Alfonso Cuarón, 11 października
Sandra Bullock w science fiction? Brzmi jak zapowiedź remake'u „Czy leci z nami pilot?”. Jeśli nie zapomnieliście „Solaris” Soderbergha, to wiecie, że George'owi Clooneyowi też niezbyt do twarzy w skafandrze kosmonauty. Na szczęście w „Grawitacji” para aktorów trafiła pod opiekę Meksykanina Alfonso Cuaróna, który nawet z 80 milionami dolarów w kieszeni potrafi zachować twórczą niezależność. Dowód? Otwierająca film sekwencja – olśniewające 17 minut w jednym ujęciu, które więcej mają wspólnego z baletem na orbicie niż kosmiczną łupanką.
Historia katastrofy stacji badawczej zadowoli jednak zarówno fanów wielkich widowisk, jak i autorskiego kina skupionego na bohaterach. Co do Bullock, to biedna dryfuje w próżni tak przekonująco, że można uwierzyć, że nie zobaczymy jej już w żadnej nieudanej komedii. W lutym szczęśliwie wyląduje na oscarowej gali wśród nominowanych.
„Życie Adeli – Rozdział 1 i 2”, reż. Abdellatif Kechiche, 18 października
Zwycięzcy tegorocznej Złotej Palmy w Cannes nie służą kontrowersje, które na siłę próbuje się wokół niego wzbudzić. Odważne sceny seksu lesbijskiego na granicy pornografii, gorzkie żale odtwórczyń głównych ról, pretensje autorki komiksowego pierwowzoru. I największy powód do obaw – 179 minut.
To właśnie dzięki tym trzem godzinom „Życie Adeli” jest czymś więcej niż konwencjonalną historią o dorastaniu. Francuski reżyser tunezyjskiego pochodzenia Abdellatif Kechiche oddaje ekran swoim bohaterkom, w skupieniu przygląda się niuansom ich relacji, pozwalając widzowi zupełnie wniknąć w ich świat. To wreszcie jeden z nielicznych ostatnio filmów, które młodości nie traumatyzują, ale składają jej hołd.