Warszawa da się lubić, czyli wycieczka do stolicy po 23 latach na emigracji
Krystyna Koziewicz
01 października 2013, 18:41·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 01 października 2013, 18:41
Ilekroć myślę o Warszawie, do ust cisną się słowa piosenki Gozdawy i Stępnia „Warszawa da się lubić”. Czy da się lubić? Ano da! Na wyjazd do Warszawy cieszyłam się z racji wszechobecnej mowy polskiej, polskich gazet, księgarni, kina, teatru, galerii, muzeów i polskich przysmaków. „Być u siebie” to super komfortowe uczucie, gdzie na dodatek nikt nie pyta, skąd pochodzisz?
Reklama.
Albo co gorsza – kiedy zamierzasz wrócić do kraju? Od ponad 23 lat mieszkam w niemieckiej metropolii, zatem ciekawość, jak żyje się w polskiej stolicy, była ogromna. Moją ojczyznę opuszczałam, kiedy dogorywała komuna, kiedy upadały partyjne autorytety, wartości etyczno- moralne, instytucje państwowe, gospodarka, kultura i w ogóle całe państwo ledwo trzymało się na chwiejnych nogach. Komu się udało otrzymać paszport, opuszczał kraj, wyruszając w podróż w nieznane za lepszym życiem. Ci, co pozostali po wielu wyrzeczeniach i wytężonej pracy pokazali całemu światu, że można po klęsce stanąć na nogi.
Teraz stolica po „przejściach” transformacji ustrojowej wyglądała rewelacyjnie, jakże odmieniona, nowoczesna, z zadbanymi miejscami ważnymi dla polskiej historii i kultury.
Zapamiętałam Warszawę we wspomnieniach z czasu lat szkolnych, kiedy edukowano nas na legendach o Warsie i Sawie, o „Warszawskiej syrence’, na wierszach Antoniego Słonimskiego „Alarm”, piosenkach „Jak przygoda to tylko w Warszawie” czy Niemena „Sen o Warszawie”. Były to czasy budowania i wychowania społeczeństwa w świadomości socjalistycznej. Stolica nie do końca ulegała podszeptom mody zachodniego świata, towary były staroświeckie i wszystko wyglądało tak samo czyli na jedno kopyto.
Nie było szkolnej wycieczki bez Warszawy, obowiązkowo trzeba było zaliczyć najważniejsze miejsca, - słynny dar narodu radzieckiego Pałac Kultury i Nauki, dzielnicę MDM, Trasę W-Z i Kolumnę Zygmunta, pomnik Syrenki. Warszawa kojarzyła się z władzą - Komitetem Centralnym PZPR, wielkimi pochodami 1- majowymi, pomnikiem Nike, Teatrem Narodowym, cmentarzem Powązkowskim i Muzeum Narodowym. Były to czasy realnego socjalizmu i pokolenia, które wyrastało na hasłach „cały naród buduje swoja stolicę” czy „tysiąc szkół na tysiąclecie”. Głośno było o budowach trasy W-Z, Zamku Królewskiego, Nowego Światu i Starego Miasta.
Prywatnie bywałam okazjonalnie w stolicy, nigdy dłużej niż jeden dzień. Dopiero teraz, a było to rok temu nadarzyła się okazja - w ramach europejskiego projektu „50 plus” przebywałam w polskiej metropolii pełne 3 tygodnie. Zatem opuszczałam Polskę i Warszawę socjalistyczną, a powróciłam do wolnego, nowoczesnego i europejskiego miasta o niepowtarzalnej historii.
Wspólnie z inną wolontariuszką zamieszkałam w apartamentowcu przy ulicy Grzybowskiej. Lepszej lokalizacji nie można było sobie wyobrazić - centrum komunikacyjne, biurowce, hotele, banki, restauracje, kluby, instytucje kulturalne. Stolica wprawdzie w tym miejscu mocno rozkopana, ale osobiście mam dużo wyrozumiałości dla utrudnień komunikacyjnych. W Berlinie podobne widoki to codzienność, wszak w niedalekiej przyszłości powstanie druga nitka metra, a bez pracy koparek, kurzu, hałasu metra się nie zbuduje.
Większość warszawiaków godnie znosiła niewygody, ale byli też tacy, którzy wkurzali się, że „baba całe miasto rozkopała”. O babie prezydent HGW mówiono tonem dalekim od zachwytu, wytykając jej korki, dziurawe chodniki, niegospodarność, nie remontowane kamienice, wysokościowce zasłaniające widok i w ogóle wszystko be...
W Berlinie burmistrz ma dużo lepiej, bo spokojnie sobie urzęduje i nawet dwuletnie opóźnienia w oddaniu do użytku lotniska BB oraz miliardowe straty z tym związane nikt nie domaga się referendum. Po prostu błędne decyzje wkalkulowane są w codzienne życie, także urzędników. Wcale to jednak nie oznacza by tolerować niedbalstwa. Nie od razu Warszawy da się przebudować, ale narzekanie to chyba cecha narodowa Polaków.
A stolica robi wrażenie, zwłaszcza połączenie zabytków czyli tego, co historyczne, z nowoczesnym designem. Wystarczy zwykła przechadzka po mieście, aby gołym okiem zauważyć dobrobyt, modnie i elegancko ubrane panie, mężczyźni w garniturach, spotykający się na lunchach. Co ciekawe, jakoś nie zetknęłam się - z powszechną dla krajobrazu Berlina – plagą bezdomnych i żebraków. Jednak mimo ewidentnych zmian na lepsze najtrudniej przychodzi zmienić nastrój niezadowolenia, który przejawia się w indywidualnych rozmowach z napotkanymi po drodze warszawiakami. Zwłaszcza niestety w wieku coś tam plus. Co innego młodzi – piękni, naturalni, tryskający energią i radością, zawsze chętni do pomocy, miło było popatrzeć na słynną w świecie urodę Polek!
Będąc turystką w Warszawie czułam się znakomicie - nie musiałam studiować mapy, bo drogowskazy wskazywały miejsca godne obejrzenia, często z dokładną informacją, a nawet podaniem odległości. Jeśli chce się poznać historię miasta, wystarczy wybrać się na spacer lub odwiedzić cmentarz na Powązkach – to najlepszy sposób na spotkanie z odległą i współczesną historią. Na pewno należy się chwała tym, którzy zadbali o miejsca pamięci historycznej.
Warszawa posiada wiele miejsc upamiętniających heroiczną walkę o niepodległość stolicy oraz Polski, jak Muzeum Powstania Warszawskiego czy Pawiak. Wiele tu też judaików, upamiętniających tragiczne karty historii Żydów. Obiekty i zabytki odrestaurowane, co świadczy o przywiązaniu Polaków do historii i tradycji. Podczas wędrówek po mieście szukałam tych znaków specjalnie, fotografowałam wszystkie, na jakie się natknęłam - pomniki, tablice pamiątkowe, instytucje państwowe, a też i wydarzenia o charakterze narodowym.
Najliczniej odwiedzane miejsca to Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, Łazienki, Zamek Królewski i Starówka, urzekająca klimatem wspaniałych kamieniczek, magnackich rezydencji, licznych kościołów, romantycznymi zaułkami oraz dynamiką życia kulturalnego. Niemcy zazdroszczą Polakom Zamku Królewskiego, podziwiają nas za determinację. Jakoś ciężko im idzie odbudować własny Zamek - Stadtschloss. Budowa ruszyła, a prasa wciąż przypomina, że biedniejsza Polska dała rade.
W wymienionych miejscach chciałoby się bywać codziennie, tam można spojrzeć miastu w przeszłość i radować się niepowtarzalną atmosferą, którą tworzą liczne galerie, kina, muzea, kawiarenki. Naturalnie nie udało się w ciągu trzech tygodni zobaczyć wszystkiego. Zaplanowałam kino, wybrałam się do teatru Polonia na „Boska”. Obowiązkowo zaliczyłam dwukrotnie wizytę na Stadionie Narodowym czy raczej wokół tego super nowoczesnego obiektu, który ma oryginalną architekturę, sprawiając wrażenie lekkości i delikatności.
Podczas pobytu w stolicy nie mogłam pominąć Pragi – centrum kreatywno-kulturalnego Soho Faktory przy ulicy Mińskiej. Miałam też okazję wziąć udział w obchodach jubileuszowych Saskiej Kępy, a oddechy świeżego powietrza łapałam w Łazienkach, ogrodzie Saskim, parku Krasińskich. Ale dużo też wałęsałam się trochę bez celu, często po zaułkach.
Przede wszystkim powadziłam interesujące rozmowy z warszawiakami. Większość z nich nie mogła zrozumieć mego zachwytu i podziwu dla rozmachu rozwijającej się stolicy. Być może patrzyłam oczyma serca, jak to często bywa u emigrantów. Sama nie wiem, co trzeba by jeszcze zrobić, by ludzie potrafili się cieszyć z własnych osiągnięć i byli dumni ze swojej Ojczyzny? Może trzeba wysłać wszystkich na pół roku za granicę? Pamiętam wizytę Pani prezydent Warszawy w Berlinie (miasta partnerskie), która spóźniła się na spotkanie bo biegała po mieście z niemieckim urzędnikiem by podpatrzeć, jak rozwiązywane są problemy komunikacji miejskiej. Interesowała się też funkcjonowaniem Karty Berlińczyka - Berlinpass i z tego co słyszałam zamierza podobną wprowadzić w Warszawie.
Jasne, że nie wszystko było cacy, drażniła mnie nieuprzejmość personelu w różnych miejscach publicznych, zwłaszcza w recepcjach hotelowych, punktach informacyjnych, na dworcach, jak i odwiedzanych instytucjach. Tam panuje samowładztwo. Nim człowiek przekroczy próg, od razu pada pytanie „o co chodzi?”, „w jakiej sprawie?”.
Najmniej problemów było z jedzeniem, choć zadziwiała mnie „miłość” do kebabów. Polskiego tradycyjnego schabowego trzeba się naprawdę naszukać, a właśnie takiego „żarła” pożądają emigranci spragnieni polskich smaków.
O ilości luksusowych sklepów nie wspomnę, bo one mnie najmniej interesowały, natomiast stwierdzić muszę, że turysta w Warszawie na pewno nudzić się nie będzie! Instytucje kulturalne oferują szerokie spektrum rozmaitych propozycji i każdy znajdzie dla siebie coś interesującego o każdej porze dnia i nocy. Warszawa działa na zmysły jak narkotyk, ściąga tabuny ludzi młodych, żądnych zrobienia kariery i co najważniejsze - da się lubić!