Dla jednych jest królową kiczu, dla innych królową polskiej muzyki. Ma najwyższą stawkę za koncerty w Polsce, w wakacje zarabia podobno 2,5 miliona złotych, a na muzycznym koncie ma cztery miliony sprzedanych płyt. Nosi wysokie kozaki, otula się panterami i dżinsem. Nie wiadomo, czy Beata Kozidrak modę ignoruje, czy po prostu nic o niej nie wie. Trafia za to w inne gusta. Te muzyczne. Należące do Polaków. Niekwestionowana monarchini polskiej estrady, duma Lubelszczyzny. Branżę opanowała 34 lata temu i nie zanosi się na to, by ktoś mógł ją zdetronizować. Przy piosenkach Beaty ludzie się zaręczają, przeboje Bajmu to gwóźdź każdego tradycyjnego wesela. W czym tkwi fenomen wokalistki?
Doda mówi, że królowa jest tylko jedna. Wygląda na to, że o kimś zapomina. Chyba że nie mówi o sobie. Bo owszem, polska muzyka jest monarchią, ale berło w swej dłoni dzierży Beata Kozidrak. I jest to tak oczywiste, że w przeciwieństwie do młodszej koleżanki, nie musi o tym wspominać we wszystkich dostępnych na naszym rynku mediach. Nie wywołuje skandali. Nie jest jurorką żadnego show. Nie tańczy z gwiazdami. Nie zdradza sekretów swojego życia w "Super Expressie". Ma za to potężny głos, niebagatelne sumy na koncie i niebotycznie wysokie szpilki na nogach. Oto królowa Beata.
Karierę zaczyna niepozornie. Jest 1978 rok, festiwal w Opolu. 18-letnia licealistka z Lublina, staje na scenie. Jeszcze niedawno występowała w domu kultury
"Medyk". Miała jednak to szczęście, że pojawił się tam Andrzej Pietras. I zaproponował jej stworzenie zespołu. Bajm, bo taką nazwę wybierają, sukcesy zaczął odnosić już po dwóch miesiącach działalności. Najpierw, zdobył "Brązowego Koziołka Matołka" na VII Przeglądu Wokalistów i Zespołów Młodzieżowych w Świdniku. Później grupa pojechała do Torunia. Miejsce w czołówce na Młodzieżowym Przeglądzie Piosenki pozwoliło jej na występ w opolskich "Debiutach". Beata Kozidrak wykonuje więc "Piechotą do lata". Opolskich Debiutów nie wygrywa, ale zajmuje drugie miejsce. Harcersko-turystyczna piosenka obiega całą Polskę. Etap młodzieżowy Bajm ma za sobą dość szybko. W 1980 roku stawia na popowy rock. A jego wokalistka w Opolu będzie od tej pory stałą bywalczynią.
Płyt nie pokrywa kurz, ale złoto i platyna. A ich autorki czas nie dotyka. Podobno to zasługa genów, dobrego kremu i obowiązkowego demakijażu po koncertach.
Jest uśmiechnięta, tryskająca energią, efektywna i efektowna na scenie. Mimo że ma już 52 lata. Czasem jednak wydaje się, że zapomina o swojej metryce. O ile kiedyś mogła być postrzegana jako gwiazda oryginalna i ekscentryczna, w tym momencie jej kreacje są po prostu nie na miejscu. Co daje efekt "podstarzałej Dody". Nie można jednak zarzucić jej braku konsekwencji. Przed ponad trzydzieści lat na scenie jej stylizacje obfitują w wysokie kozaki, długie aż do kostek płaszcze i ultrakrótkie spódniczki, w których pokazać krępowałaby się niejedna 20-latka. Beata Kozidrak uwielbia motywy zwierzęce, obcisłe i błyszczące spodnie, które idealnie uwydatniają wałeczki na brzuchu, dodatkowo podkreślone pełnymi ćwieków, dżetów i łańcuchów pasami. Nie można też zapomnieć o skórze. - W latach osiemdziesiątych graliśmy dużo koncertów. Po hotelach, w których nocowaliśmy, roiło się od prostytutek. Zawsze kupowałem od nich ciuchy. One jako pierwsze w Polsce miały skórzane kurtki - wspomina w wywiadzie dla Twojego STYLU Beata Kozidrak.
Nie ma co spekulować, czy Beata na modzie się nie zna, czy po prostu ją ignoruje. Wokalistka nie może też zrzucić winy za modowe wpadki na swoją stylistkę. Tak jak w innych dziedzinach życia, w kwestii kreacji zdaje się wyłącznie na siebie. - Sama wymyśliłam kocie oczy, bo nie podobał mi się sztampowy makijaż, jaki robiły w latach 80. charakteryzatorki w telewizji - mówiła w wywiadzie dla Twojego STYLU.
Jest dumna, że pierwsza w Polsce miała poszarpane spodnie i rajstopy. I uważa, że gust posiada. A słowo obiach ma w jej słowniczku inne znaczenie. Jego najwyższą formą jest śpiewanie z playbacku. Takie faux pas, na którym jadą wszystkie polskie gwiazdki, nigdy jej się nie przydarzyło. To wystarczy, by Polacy kolejny raz zasiedli na widowni lub przed telewizorami i zachwycili się jej głosem, nawet jeśli jest opakowany w wytarty dżins i płaszczyk z firanki. Bo Beata jest dla naszych rodaków darem. I często się do niego upodabnia, wyglądając jak owinięty w najbardziej kiczowaty papier prezent.
Ale tak ma być. Stylu Beaty Kozidrak broni stylistka i kostiumograf "Rodzinka.pl" i "Prawo Agaty" Anna Męczyńska. - Nie można powiedzieć, że w
pewnym wieku czegoś nie wypada. Beata Kozidrak jest gwiazdą, a taki status rządzi się innymi prawami. Strój sceniczny, w którym widzimy ją najczęściej, wpisał się w mapę wyobrażenia o niej. Owszem, jest on szalenie kontrowersyjny i utożsamiany z rockowym kiczem, ale to się sprawdziło i sprawiło, że styl Beaty Kozidrak jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych na polskiej scenie muzycznej. A przecież nie jest w tym sama. Trudno powiedzieć, że dobry styl miał Elvis Presley, czy Violetta Villas. Scena to miejsce dla osób, które właśnie tak się ubierają.
I dodaje, że gdyby Beata Kozidrak z dnia na dzień postanowiła, że z ekstrawaganckiej wokalistki zmienia się w grzeczną panią po 50, byłoby to dla nas niewiarygodne i czulibyśmy się oszukani. Bo właśnie taką Beatę chcemy oglądać. To, czy odbiór muzyki będzie zależeć od tego, czy spodoba nam się jej strój, czy przyjmiemy ją z całym dobrodziejstwem, jest już indywidualną sprawą.
A jak widać większości to nie przeszkadza. Bajm, zarówno w polskich miastach, jak i wsiach, w remizach i klubach, ma stuprocentową frekwencję. Dostaje owacje na stojąco w Żywcu, Warszawie, Londynie i Nowym Jorku. Tylko Beata, tak jak Violetta Villas, może powiedzieć, że podbiła USA. Malowała się przed lustrem, przy którym kilka dni wcześniej do koncertu przygotowywała się Madonna. Występowała w klubie Roseland Ballroom w Nowym Jorku i podpisała się na ścianie obok Micka Jaggera i Roberta Planta. Dlaczego nie została za granicą? Beata przyznaje, że nie odniosłaby takiego sukcesu, jak w Polsce. Złośliwi zaś twierdzą, że Stany drugiej Dolly Parton nie potrzebowały.
Z otchłani autorskich tekstów Beaty Kozidrak można wyłowić niejednego językowego potwora. "Złoty deszcz" przywodzi na myśl różne skojarzenia. "Plama na ścianie" znajduje się w czołówce najgorszych metafor polskiej muzyki. Ale utwory Beaty Kozidrak spełniają wszystkie kryteria, które są potrzebne, by piosenka stała się prawdziwym przebojem. Mają przeciągłą frazę, którą powtórzy każdy. Nawet jeśli na ucho nadepnął mu słoń. Teksty nie wzbijają się na wyżyny poezji, ale wwiercają w mózg. A sama Beata na scenie jest autentyczna. I odpowiada niewybrednym gustom Polaków. To nic, że większość utworów jest banalna, mówi o miłości i brzmi, jakby była pisana na kolanie. Tym bardziej, że taka jest prawda. - Pomysły przychodzą w samolocie, w aucie. Zapisane na karteluszkach upycham po kieszeniach albo – gdy brak długopisu – notuję w komórce - mówi Beata w Twoim STYLU.
Beata sprawdza się w remizach i na polskich festiwalach. A czy podbiłaby klubową publikę? O opinię zapytaliśmy didżejów z Hungry Hungry Models. W zgranym kolektywie zdania są jednak podzielone. Piotr Mika komentuje: - Piosenki Bajmu nigdy nie będą nadawały się do zabawy w klubach. Nie wyobrażam sobie tego i nie chcę tego robić. Jedyną nadzieją byłby remix, w którym pojawiłyby się szczątkowe, ledwo słyszalne fragmenty twórczości Bajmu.
Sylwia Zarembska jest w swojej ocenie nieco delikatniejsza. - Beata Kozidrak sprawdziłaby się na pewnych imprezach, ale nie na takich, na których gram ja. Myślę, że dobry remix mógłby być bez przerwy ogrywany w gejowskich klubach. Z jej utworów dałoby się zrobić klubowy kawałek. Skoro udało z piosenkami Whitney Houston...
Sylwia Zarembska twierdzi, że piosenki Beaty Kozidrak są fenomenem, bo idealnie wstrzelają się w popowy gatunek. Są chwytliwe i melodyjne.
A sama wokalistka jest fenomenem pod jeszcze jednym względem. Przez 34 lata nie wplątała się w żaden skandal. Jest domatorką. Ale jej domu nie zobaczysz w "Czterech kątach". Bo Beata od zawsze ceni sobie prywatność. Podlubelską twierdzę okala kilkumetrowy mur. Brakuje tylko fosy. Chociaż bez pruderii mówi o tym, że lubi otaczać się luksusem, w stosunku do niej nasza polska cecha narodowa się nie uaktywnia. Nie zazdrościmy jej, że ma domy na Karaibach, w Hiszpanii i RPA oraz prywatne limuzyny i samolot. Być może dlatego, że mówi o tym otwarcie. Samolot jest dla niej po prostu bezpieczniejszą i szybszą formą transportu, którym dociera do swoich fanów. I jak tu jej nie kochać?
Beata Kozidrak może się więc podobać, albo nie. Jednak zasługuje na szacunek. 21 marca wydała dwunastą płytę. Stacje radiowe już wałkują promujący ją singiel "Góra dół". Sama autorka poleca utwór "Piękne i podłe". Tekst mówi o kobiecie, która z jednej strony pragnie pójść za tym facetem na koniec świata, ale jednocześnie zachować swoją wolność i zrobić, to co chciałby w życiu. Zaskakujące?
Nie, ale Beatę znów słychać wszędzie. Na stokach narciarskich, w taksówkach. Krytykanci nie mają więc drogi ucieczki i argumentów. Bo może Beata nie ma gustu. Ale ma wszystko inne. I kiedy ludzie kpią z jej wizerunku i tekstów piosenek, ona śmieje się idąc do banku.
W latach osiemdziesiątych graliśmy dużo koncertów. Po hotelach, w których nocowaliśmy, roiło się od prostytutek. Zawsze kupowałem od nich ciuchy. One jako pierwsze w Polsce miały skórzane kurtki.
Anna Męczyńska
stylistka, kostiumograf seriali "Rodzinka.pl" i "Prawo Agaty"
Nie można powiedzieć, że w pewnym wieku czegoś nie wypada. Beata Kozidrak jest gwiazdą, a taki status rządzi się innymi prawami.