Profesjonalizm, błysk w oku, cięta riposta. Czy jest jakiś przepis na najlepszego prowadzącego programu? Trudno powiedzieć, bo w polskiej telewizji każdy z nich ma cechę wyróżniającą go od innych. Oto najlepsi z najlepszych.
Proszę wygodnie ułożyć się w fotelu i włączyć telewizor. Przed wami uczestnicy programu "Najlepszy prowadzący teleturnieju w polskiej telewizji". Zaczynamy!
Bramkarz
Najhojniejszy prowadzący. To dla niego uczestnicy przebierali się za Panią Wiosnę, górala, czy... Freda Flinstone'a. A on? Z marszu proponował trzy gigantyczne bramki do wyboru. Zygmunt Chajzer przez lata był jednym z głównych głosów Lata z radiem. Jednak szeroką publikę ujął perlistym śmiechem i talentem konferansjerskim, które uaktywnił w Polsacie. To tam od 1997 roku przez trzy lata namawiał ludzi do pójścia na całość. A oni szli za nim i wybierali, jednak rzadko szczęśliwie. Zygmunt Chajzer nie był tak miłym prowadzącym, jak wydawało się podczas rozpoczęcia gry. Często udawało mu się zwieść ludzi, którzy zasugerowani jego słowami, zamiast zestawu garnków marki Zelmer, otrzymywali Zonka - czerwonego kota, który był symbolem końca gry.
Nuciarz
Lekarz weterynarii, który zdecydowanie częściej przeprowadza operacje na nutach, niż na zwierzętach. Widzowie tak przyzwyczaili się do Roberta Janowskiego, że od 15 lat nie pozwalają mu zejść z anteny. A on zostaje – podaje podpowiedzi do piosenek i wręcza kuferki ze słodyczami Solidarności. Czasem zaśpiewa dla swoich telewidzów, a wtedy uczestnicy i klakierzy wstają z krzeseł, by udawać rozbawionych. Traumatyczne chwile fani programu przeżywali w kwietniu 2001 roku, kiedy z powodu choroby program prowadził aktor Jacek Borkowski. Robert Janowski szybko się jednak zregenerował i wrócił do studia. Niewielu sympatyków prowadzącego wychodzi jednak poza "Jaka to melodia?" i wie o jego wybitniejszych osiągnięciach. A przecież grał w musicalu "Metro" Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy, występował w Teatrze Buffo. Jego stałe miejsce pracy to Teatr Dramatyczny w Warszawie. Szkoda, że większość kojarzy go z dość dramatyczną rolą prowadzącego mało ambitnego teleturnieju.
Ściemniacz
Jacek Kawalec - narodowa swatka w latach 1992-1998. W piątki przed Wieczorynką w "Randce w ciemno" prezentował nawet najmłodszym widzom, jak nie poszukiwać swojej drugiej połówki. Do końca programu uczestnicy znajdowali się za parawanem. Wybierający zadawał serię mało skomplikowanych pytań, po których otrzymywali wyuczone na pamięć odpowiedzi. Przed wybraniem i zapoznaniem się uczestnika z wskazanym kandydatem Jacek Kawalec prosił "głos" - Dorotę Osman, a później Edytę Krasowską o podsumowanie odcinka. Główną nagrodą dla zwycięskiej pary była wspólna wycieczka krajowa lub zagraniczna. W 1998 roku odpowiedzialność za związki w kraju przerosła Jacka Kawalca i zastąpił go Tomasz Kammel. Młodsze pokolenie może nie kojarzyć Jacka Kawalca, który po odejściu z „Randki w ciemno” skopiował pomysł "głosu" i zajął się dubbingiem reklamowym.
Kawalarz
Przedstawiciele rodzin podchodzą do pulpitu. Patrzą na siebie i kładą rękę obok czerwonych guzików. Wiedzą, że jeśli odpowiedzą źle, stracą szansę na 15 tysięcy. Stres sięga zenitu. Ale nie ma co się denerwować, on sprawi, że atmosfera będzie przyjemna. A nawet jeśli przegrasz, to przecież otrzymasz kuferek ze słodyczami i pamiątkowe zdjęcie. Zastanawiasz się, skąd było w nim tyle jadu, kiedy w „Klanie” grał mecenasa Marka Wagnera. Bo przecież jest jak prawdziwy przyjaciel. Możesz pokazać się z nim w telewizji, zwierzyć, pożartować. Karol Strasburger kojarzony jest dziś w pierwszej kolejności jako gospodarz „Familiady”. Ale aktor ma na swoim koncie wiele ról filmowych i teatralnych. Zanim jednak stał się prawdziwą gwiazdą, występował w cyrku. Właśnie te doświadczenia musiały nauczyć go słownej żonglerki. Z żenujących dowcipów stworzył markę zarezerwowaną tylko dla niego, która na stałe wpisała się w polską kulturę popularną. Jednak sam autor nie był świadom ich wartości. Potencjał dostrzegł dopiero Szymon Majewski, którego wkładu w rozwój kariery Karol Strasburger nie zrozumiał, nazywając go obraźliwie „Majewski-Pipeski”. Skorzystała z tego jednak telewizyjna Dwójka, umieszczając na swojej stronie fragmenty programów z najlepszymi dowcipami.
Lotniarz
Zła odpowiedź – lampka na pulpicie gaśnie. Dobra odpowiedź – monofoniczny dźwięk głoszący radosną nowinę zaczyna rozbrzmiewać w całym pokoju. A on? Pokerowa twarz, bystre spojrzenie znad okularów i sprawne od przebierania karteczek palce. Tadeusz Sznuk - starszy pan o usposobieniu dobrego wujka, przez lata był największym wrogiem maluchów. Nadawany w okolicach Dobranocki teleturniej Jeden z Dziesięciu, w latach 90. był przedmiotem sporów w wielu rodzinach posiadających tylko jeden odbiornik. Na szczęście problem został rozwiązany. Obecnie jest nadawany od poniedziałku do czwartku o 17:20. Zarówno po powrocie z pracy, jak i szkoły, można zanurzyć się w wir emocji. Widz zamiera, głowiąc się, z jakiej kategorii tym razem padnie pytanie. A Tadeusz Sznuk, mimo że jego program w tym roku osiągnie pełnoletność, wciąż pozyskuje nowych fanów. Sam prowadzący to niewątpliwie jedna z najbardziej tajemniczych osób w polskiej telewizji. Nie każdy wie, że dziennikarz radiowy i telewizyjny jest z wykształcenia elektrykiem. W tworzeniu górnolotnych pytań pomaga mu zapewne licencja pilota samolotów i helikopterów.