Rada programowa TVP nie chce na antenach telewizji publicznej pokazywać Krzysztofa Rutkowskiego. Po tym jak detektyw wystąpił w programie TVP 2 "Tomasz Lis na żywo" podjęła uchwałę, w której stwierdza, że zaproszenie go było "złamaniem praktyki obyczaju i kompetencji zawodowych". Kto powinien, a kto nie może występować w TVP? Czy to widzowie za pomocą pilota mogą o tym sami decydować?
W ostatni poniedziałek jedną z części programu Tomasza Lisa była dyskusja Kazimiery Szczuki z detektywem Krzysztofem Rutkowskim. Goście w dość emocjonalny sposób rozmawiali o sprawie półrocznej Magdy z Sosnowca i jej rodziców. Nazajutrz po programie rada programowa TVP na swoim posiedzeniu jednogłośnie przyjęła specjalną uchwałę, w której potępiła obecność Rutkowskiego na antenie TVP 2.
"Rada programowa TVP SA protestuje przeciwko promowaniu w telewizji publicznej osób, których działalność urąga wszelkim normom etycznym. Ostatnim przykładem złamania praktyki dobrego obyczaju i kompetencji zawodowych było zaproszenie do audycji „Tomasz Lis na żywo” Krzysztofa Rutkowskiego osoby zachowującej się – także na wizji – w sposób daleki od standardów jakie powinny obowiązywać nadawcę publicznego" – napisano w komunikacie, który dostępny jest na stronie internetowej TVP.
Rutkowski tylko w telewizji komercyjnej?
Na czym polega wspomniane w uchwale "urąganie wszelkim normom etycznym"? – W tym przypadku Tomasz Lis złamał standardy mediów publicznych, zachował się jak w telewizji komercyjnej, bo pokazywał człowieka, który reprezentuje najgorsze cechy, wykorzystuje media dla swoich interesów, gra na śmierci małej dziewczynki. Naszym zdaniem ostatni program Lisa, to był program godny telewizji komercyjnej. Rutkowski uprawiał prostytucję moralną, a Lis zniżył się do roli sutenera – mówi naTemat Piotr Gadzinowski, jeden z 15 członków rady programowej TVP i zastępca redaktora naczelnego portalu lewica24.pl.
Innego zdania jest między innymi Kazimiera Szczuka, która, choć w programie "Tomasz Lis na żywo" ostro spierała się z Rutkowskim, nie widzi nic niestosownego w zaproszeniu detektywa do telewizji publicznej. – To jest jakiś absurd. Wszystkie telewizje pokazują Krzysztofa Rutkowskiego. Przyjęłam zaproszenie do programu wiedząc, z kim będę rozmawiać, to znaczy, że akceptuję fakt jego obecności w TVP – stwierdza.
Także medioznawca, prof. Wiesław Godzic nie zgadza się z opinią rady programowej. Dla niego jest czymś oczywistym, że Rutkowski występuje na antenie telewizji publicznej. Przy wizycie detektywa w studiu konieczna jest tylko odpowiednia adnotacja, że widzowie mają do czynienia z osobą skazaną przed sądem. – Rzecz dotyczy niuansów, to znaczy tego, za co człowiek jest skazany. Wyobrażam sobie, że gwałciciel nie będzie w telewizji mówił, jak gwałcił. Uchwała jest rodzajem hipokryzji rady programowej. To jest człowiek kontrowersyjny, ale nie można mu odmawiać tego, że uczestniczy w życiu społecznym i politycznym – mówi.
Telewizja publiczna – zakaz wstępu
Niezależnie od tego jak oceniać uchwałę rady programowej, przy okazji tej sprawy pojawia się pytanie, czy w ogóle istnieje pewna określona kategoria osób, które nie powinny być zapraszane do programów telewizji publicznej. A jeśli istnieje, to według jakich kryteriów gospodarze programów i władze TVP przyklejają status "zakaz wstępu"? – Żadnych zapisów, katalogu osób niezapraszanych, bo jest to system cenzorski – zaznacza Piotr Gadzinowski.
Oficjalnie takich katalogów nie ma, ale okazuje się, że nasza kultura może podpowiadać, kogo zapraszać, a kogo ignorować. – Pewnie nie należy zapraszać osób, które są zbrodniarzami, zabiły, są terrorystami. Tak nam mówi kultura. Chodzi o to, żeby nie upowszechniać obrazu, nie dawać szansy na głoszenie swoich poglądów – stwierdza Godzic.
I nie tylko kultura, bo także podziały światopoglądowe mogą wpływać na ocenę tego, czy ktoś jest godzien występu w TVP. Elżbieta Kruk, posłanka PiS i była przewodnicząca Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji uważa, że w telewizji publicznej nie ma miejsca dla tych, którzy sprzeciwiają się wartościom chrześcijańskim. – To jest na przykład Nergal. Media muszą mieć na względzie interes publiczny, rację stanu, powinny pamiętać o wartościach chrześcijańskich. Są do tego zobowiązane w ustawie, a to pociąga za sobą takie sytuacje, że pewne osoby są niepożądane w mediach – dodaje.
Przewodnicząca sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu – Iwona Śledzińska-Katarasińska – posłanka Platformy Obywatelskiej, zaznacza – To już jest sprawa telewizji publicznej. Dobrze, żeby była wyższa jakość debaty. Jeśli się zaprasza kogoś kontrowersyjnego, to prowadzący program powinien umieć go zatamować. Czasem u pewnych osób można przewidzieć ich zachowanie i przed programem zwrócić uwagę.
W tej chwili Krzysztof Rutkowski pozostaje jedyną osobą skazaną na telewizyjną banicję przez radę programową TVP. W 2001 roku podobny los spotkał lidera Samoobrony Andrzeja Leppera tyle, że nie w telewizji publicznej. Monika Olejnik w reakcji na wypowiedzi Leppera o ojcu Włodzimierza Cimoszewicza zadeklarowała, że więcej szefa Samoobrony do swoich programów nie zaprosi.
Oddać władzę w ręce widza?
Sporną kwestią jest też rola samego widza, który rozsiadając się w fotelu przed telewizorem i tak ostatecznie decyduje o tym, co jest z jego punktu widzenia najbardziej interesujące. Interesujące często znaczy też kontrowersyjne. – Bardzo niesłusznie myśli się, że jeśli jest sprawa kontrowersyjna, to lepiej nie poruszać jej w TVP – dodaje Godzic.
Czy media publiczne powinny jednak oddawać decyzje widzowi, który najczęściej wybiera to, co trąci skandalem i sensacją? – Nie, bo jest coś takiego jak misja mediów publicznych. Poziom debaty powinien być kształtowany wbrew temu, jakie są wskaźniki oglądalności – zauważa Kazimiera Szczuka.
Wygląda więc na to, że dyskusja zarówno o tym, kogo zapraszać do telewizji, jak i kto o takich zaproszeniach powinien decydować, nigdy nie skończy się konkretnymi wnioskami. Tak jak debata o mediach publicznych, która trwa długie lata i wciąż nikt nie potrafi sformułować jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: jakie właściwie powinny być?