Falafel? Przygnębiająca kulka ze smażonej, mielonej ciecierzycy, która w lodówce cały dzień czeka na to, aż ktoś nie będzie miał ochoty na pitę z kurczakiem. Na pewno nie w Mezze. Nowo otwarty barek przy ulicy Różanej 1, serwujący wegetariańskie przysmaki z Bliskiego Wschodu, uczynił niepozornego falafela głównym bohaterem swojego menu.
Do Mezze szedłem trochę niepewnie – głodny i poinformowany, że przed nowym lokalem ciągną się kolejki, o których pamiętają chyba tylko co wytrwalsi fani miejskiego jedzenia, ustawiający się kilka lat temu przed Burger Barem. Na szczęście nie było tak źle – pomiędzy zagranicznymi turystami próbującymi rozszyfrować polskie nazwy a trzylatkiem rozsmarowującym hummus na sobie i swojej mamie udało mi się wypatrzyć jeden wolny stolik. W sobotnie późne popołudnie podobno nie jest to wcale takie łatwe.
Pośród past, pit i sałat w Mezze królują właśnie falafele. Na stole lądują jeszcze ciepłe, gdyż kucharze przyrządzają je na bieżąco. W środku są odpowiednio miękkie, z wierzchu chrupiące – wreszcie przestają być jedynie suchym i przeważnie zimnym rozwiązaniem dla głodnego wegetarianina, którego coś podkusiło, by zajrzeć do okolicznego kebabu.
Kulki z ciecierzycy i bobu występują na Różanej w różnym towarzystwie – zawinięte w pitę ze świeżymi warzywami (10 zł), które samemu sobie dobieramy, lub do spółki z hummusem. Ja zacząłem od zestawu „Falafel & Hummus” (22 zł). Solidnych rozmiarów talerz został wypełniony pastą z ciecierzycy przyprószoną słodką czerwoną papryką i czterema zgrabnymi falafelami. Hummus gęsty, nieprzytłoczony tahiną i – dla niektórych to pewnie herezja – lepszy od tego z Poznańskiej. Na tacy tłoczyły się też miseczki z warzywami – duże oliwki (niestety tylko dwie), ogórek świeży i kwaszony, cebula i pomidor do nurzania w hummusie. Do tego miękka pita, którą łatwo rozdzielić na dwa kawałki. A właśnie – zestaw powinien wystarczyć dla dwóch umiarkowanie łakomych osób. Do picia np. słodka herbata z kardamonem i miętą.
W Mezze dostaniecie ponadto sałaty z falafelami, szakszukę z pomidorów i zestaw tradycyjnych past (27 zł) – hummus, baba ghanoush z pieczonego bakłażana i labane zatar, czyli specjalnie przygotowany, odcedzony jogurt z przyprawami. Wszystko smaczne i wbrew pozorom niedrogie – za pitę z falafelem zapłacicie mniej niż za kebab z wyrobem kurczakopodobnym pływający w sosie.
Teraz, zgodnie z warszawską regułą, pewnie czeka nas wysyp falafelowni.