W nocy z piątku na sobotę Jarosław Hampel zajął drugie miejsce w Nowej Zelandii, Tomasz Gollob rywalizację zakończył na półfinale. Jak co roku, z nadejściem wiosny zaczyna się sezon sportów motorowych, a wraz z nim pojawiają się crossowcy - dla jednych pasjonująca rozrywka, dla innych prawdziwa zmora.
W Tomaszowie Mazowieckim, jednym z wielu problemów są jeżdżący po lasach „crossowcy”. Zanieczyszczają środowisko, a hałasem płoszą zwierzęta. Nie wspominając już o zniszczonej ściółce leśnej. Na takie problemy skarży się wiele miast.
Czy jest jakieś sensowe rozwiązanie, które pozwoli pogodzić miłośników tego sportu z pozostałymi mieszkańcami? Przy okazji rosnącej popularności crossów powstaje też coraz więcej torów. Jego budowa wymaga jednak sporych nakładów finansowych.
O tym i nie tylko rozmawiamy z Arturem Tejchmanem, prezesem Stowarzyszenia Sportów Motorowych TARIP w Tomaszowie Mazowieckim, które właśnie przygotowuje się do budowy toru do jazdy na crossach i quadach.
Zdarzało ci się, żeby ktoś cię "pogonił", jak jeździłeś crossem po lesie czy ulicy?
Mi osobiście nie, ale na przykład mój brat dostał raz kamieniem. Ganiali go też z drewnianą belą i łopatą (śmiech). A tak na poważnie, to ludzie jeżdżą po drogach czy lasach dlatego, że torów jest za mało. Stąd też nasza inicjatywa. Budujemy tor właśnie po to, żeby wyciągnąć crossowców z lasów. Chcemy ten sport rozwijać, a jednocześnie ucywilizować, co poprawi też opinię na temat motocyklistów.
Crossem po lesie
Ile kosztuje taki tor?
Wybudowanie toru to minimum 50 tysięcy złotych. Ponadto potrzebne jest jakieś 7 ha ziemi. Potem trzeba porobić hopki i właściwie gotowe. To oczywiście w telegraficznym skrócie. Tyle, że samo jeżdżenie na crossach jest niezwykle drogie. Żeby zacząć, to tego crossa trzeba przede wszystkim najpierw mieć. Używany w przyzwoitym stanie to jakieś 8-10 tysięcy. Nowy to koszt ponad 20 tysięcy złotych. Do tego dochodzą koszty eksploatacji motocykla, częste wymiany oleju, filtrów, klocków itp. A jak wiadomo części do takich pojazdów do najtańszych nie należą.
Początkujący nie może go po prostu wypożyczyć?
No właśnie nie. Nawet na torach motocrossowych z reguły się tego nie praktykuje. W końcu to osoba, która się dopiero uczy i nie oszukujmy się – będzie się ciągle wywalać. Przy okazji niszcząc sprzęt. Dużo łatwiej wypożyczyć quada.
Ile kosztuje w takim razie sprzęt?
Kask, buty, cały strój - w sumie około 2 tysięcy złotych. A z kolei np. dzień użytkowania takiego toru crossowego to zaledwie jakieś 20 - 30 zł. Od razu pewnie padnie pytanie, czemu w takim razie, tak dużo ludzi jeździ po lasach. Odpowiedź jest prosta - jest za mało torów. Ludziom ze zwykłego lenistwa nie chce się jeździć kilkadziesiąt kilometrów, żeby pojeździć parę godzin. Poza tym nie jest taka łatwo przetransportować motory. Jest to tym bardziej uciążliwe, kiedy się jedzie np. w kilkanaście osób.
Co do jeżdżenia po ulicach to jest tak, że zdecydowana większość jeżdżących po nich crossów, jest niezarejestrowana. Nie posiada homologacji. Powodem jest fakt, że jeśli chcesz taki motor zarejestrować, to musisz mieć chociażby oświetlenie czy rejestrację. To zawsze zwiększa masę, automatycznie redukując wydajność sprzętu.
Ile osób w Polsce jeździ na takich crossach?
Teraz z crossami jest tak, jak było kilka lat temu z quadami. Mamy prawdziwy boom. W naszym stowarzyszeniu w Tomaszowie jest na razie około 20 osób, a po lasach jeździ pewnie co najmniej drugie tyle. W całej Polsce to byłaby już imponująca liczba.
Naprawdę brakuje dla was torów?
Trudno powiedzieć, ale skoro ludzie jeżdżą po lasach, to na pewno nie ma ich wystarczająco. Z tego co ja się orientuję, w Polsce mamy około 30-40 torów. Jest jednak problem. Z jednej strony władze chcą wygonić motocyklistów z lasów, żeby nie niszczyli środowiska, a z drugiej niesamowicie ciężko uzyskać odpowiednie zgody z RDOŚ (Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska- red.) na budowę toru. Taki nasz typowo polski paradoks.