Tym razem w warszawskim CSW powinno się obyć bez protestów. Artyści prezentowani na wystawie, która zostanie otwarta w poniedziałek 25 listopada, unikają symboli religijnych. Od Jezusa wolą clownów, poobijane kolana i halucynogenne grzybki.
Humorystyczno-perwersyjne, stylizowane na polaroidy fotografie Irenki Kalickiej przywołują na myśl kinderbal, który – reżyserowany przez wielbiciela horrorów – rozwija się w nieoczekiwanym kierunku. Jej zdjęcia mogłyby przypaść do do gustu między innymi mistrzowi amerykańskiego offu, Harmony'emu Korine'wi.
Z kolei studentka malarstwa Ewelina Kaliszczuk – z wykształcenia neurobiolożka – zaskakuje eterycznymi, subtelnymi formami, przykuwa uwagę serią autoportretów, w których odważnie, z dystansem do siebie deformuje swoje ciało. Bardziej zachowawczy okazują się dwaj malarze uzupełniający grono artystów. Grzegorz Siembida tworzy organiczne, gęste od barw abstrakcje, a Łukasz Stokłosa wędruje po mrocznych historycznych salonach i gabinetach.
Prezentowane w ramach „Project Room” prace wyszły spod rąk artystów, którzy nie ukończyli jeszcze trzydziestu lat. Nie mają jednolitego stylu, łączy ich jedynie Kraków – jako miejsce pracy twórczej, studiów czy inspiracji.
Tytuł wystawy odwołuje się do sformułowania, którego użył Henryk Sienkiewicz, by nazwać nowe pokolenie twórców kształtujących nurt zwany później Młodą Polską. Krakowscy malarze, których prace zobaczymy w Zamku Ujazdowskim, nie angażują się w problematykę społeczną czy polityczną. Trzymając się z dala od trendów, nieświadomie wracają do korzeni.