– Polscy policjanci byli nerwowi, przyczepili się do nas, kibiców. Rzucili nas na ziemię, na kolana i skuli. Nikt z nas nie zrobił nic złego (…) Podnosili nas jednego po drugim i przeszukiwali. Zabrali wszystko, także telefony. Kręcili nasze twarze kamerami – relacjonuje w wywiadzie dla "Corriere dello Sport" jeden z zatrzymanych fanów Lazio. Czy policja wobec włoskich kibiców zareagowała stosownie? A może to "laziale" próbują usprawiedliwić swoje zachowanie przed meczem z Legią Warszawa?
Wszystko zaczęło się w miniony czwartek, tuż przed meczem Legia-Lazio. Około godziny 16 policja zatrzymała w centrum Warszawy 150 włoskich kibiców, którzy mieli obrzucić funkcjonariuszy kamieniami i butelkami. W incydencie nikt nie ucierpiał, uszkodzone zostały za to cztery policyjne radiowozy. – Poleciały kamienie, butelki, część kibiców założyła kominiarki, zachowywała się agresywnie. Ta grupa osób została przez policjantów zatrzymana – tłumaczy Andrzej Browarek, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Włosi protestują
Włosi w sprawie zatrzymania rodzimych kibiców nie pozostali obojętni. W minioną sobotę około 70 osób uczestniczyło w pikiecie przed ambasadą RP w Rzymie, zorganizowanej w obronie fanów klubu Lazio. W dzielnicy Parioli zgromadzili się kibice oraz rodziny zatrzymanych w Polsce. Włoskie media poinformowały, że wokół całej sprawy rozgorzała spora dyskusja.
Podkreślono, że wydarzenia te zaczynają mieć znamiona kwestii politycznej i sporu dyplomatycznego. Rzymskie ugrupowanie "Bracia Włoch" złożyło interpelację dotyczącą kibiców i zażądało informacji włoskiego rządu na ten temat. Politycy domagają się wyjaśnień na jakiej podstawie przedłużył się czas przetrzymywania włoskich obywateli w Polsce. Ich zdaniem doszło bowiem do naruszenia prawa międzynarodowego.
Większość kibiców uwolniono, ukarano ich tylko grzywnami. Przed polskim sądem ma stanąć 22 z nich. W niedzielę wieczorem szefowa włoskiej dyplomacji, Emma Bonino, wyraziła opinię, że konieczne jest sprawdzenie wszelkich okoliczności, które doprowadziły do zatrzymania włoskich kibiców i podjęcia decyzji o postawieniu niektórych z nich przed sądem. Bonino w oświadczeniu napisała, że personel włoskiej ambasady w Warszawie dokonał "nadzwyczajnego wysiłku", doprowadzając do zwolnienia ponad stu osób, które przetrzymywano w różnych komisariatach policji.
Swoją wersję wydarzeń przedstawiają także włoskie media. Niespokojnie miało być już w przeddzień meczu, kiedy zatrzymano grupę kilkunastu włoskich kibiców, którzy awanturowali się przed jednym z warszawskich hoteli. – O świcie ze środy na czwartek, niewielka grupa rzymskich kibiców wracających do hotelu, została zaatakowana przez fanów Legii – napisało o zajściu "Corriere della Sera".
– Policja zdecydowała się zatrzymać wtedy 17 włoskich kibiców, którzy w efekcie zostali zmuszeni do opuszczenia kraju z zakazem uczestnictwa w meczu – relacjonował włoski dziennik. W pokojach hotelowych zamieszkiwanych przez "laziali" miały bowiem znajdować się torby z ostrymi narzędziami takimi jak noże czy kastety.
Nigdy nie wrócę do Polski Włoscy kibice na temat zajść przed meczem mają jednak zupełnie odmienne zdanie. W wywiadzie dla "Corriere dello Sport" o swoich przeżyciach i zatrzymaniu przez policję opowiedział jeden z "laziali". – Około 16 wyruszyliśmy w stronę stadionu, było nas 200. Wszyscy wiedzieli, że spotkamy się w Hard Rock Cafe, by potem udać się na stadion. Nie znaliśmy drogi, policja przemieszczała się za nami. To był pokojowy przemarsz – relacjonował kibic włoskiej drużyny piłkarskiej.
– Przeszliśmy na nogach 100 metrów, nie więcej. Polscy policjanci byli nerwowi, przyczepili się do kibiców, wyglądali groźnie. Zaczęła się przepychanka, ludzie zaczęli biec przestraszeni. Były tam całe rodziny, normalni ludzie, dzieci. Ja zacząłem biec jak wszyscy, ze strachu. Z furgonetek policyjnych i samochodów wybiegali policjanci w cywilu, mieli ze sobą pałki teleskopowe. Rzucili nas na ziemię, na kolana i skuli. Nikt z nas nie zrobił nic złego (…) Podnosili nas jednego po drugim i przeszukiwali. Zabrali wszystko, także telefony. Kręcili nasze twarze kamerami. Aresztowano wszystkich, nawet małżeństwa, ludzi po czterdziestce. Nasz kolega, 18-latek, ciągle jeszcze siedzi w areszcie. Uciekł mu samolot, nie ma bagaży. To jest absurd – mówił włoski kibic.
Kibic opowiada, że polscy policjanci nie mówili po angielsku. Krzyczeli, gdy obcokrajowcy mówili, że nie rozumieją co mówią. Po nieprzyjemnej pobudce w celi zatrzymanych przewieziono do sądu. – Była nas trójka. Ja, sędzia i tłumaczka. Nie byli mili. Musiałem powiedzieć, że jestem winny naruszenia porządku publicznego, taki był sens tego procesu. Mówili mi, że nie można biegać i krzyczeć w Warszawie – opowiada.
Winnego brak?
Sędzia miał mu mówić, że wyjdzie na wolność, jak przyzna się do winy. W przeciwnym razie odbyłby się normalny proces, a kibice musieliby przyjechać do Polski. – Przyznałem się do winy i wyszedłem z sali nie czekając nawet na odczytanie wyroku. Nigdy nie wrócę do Polski. Potraktowano nas jak bandytów, a u nas, w Rzymie, kibice Legii we wrześniu robili co chcieli – skonkludował włoski kibic.
Relacja zatrzymanego, opublikowana w "Corriere dello Sport", nie jest jedyna. Zarówno Polacy, jak i Włosi piszą o nieodpowiednim zachowaniu policji i niesprawiedliwym traktowaniu włoskich kibiców. – Widziałem to z okna. Wrzuciłem zdjęcia na "kontakt24", to prawda. Nikt tam z policją się nie przepychał. Po prostu szła większa grupka ludzi, nagle zaczęły zjeżdżać się radiowozy na sygnałach i policjanci w białych kaskach. Było ich mnóstwo, to musiała być akcja zorganizowana policji – napisał jeden ze świadków wydarzenia.
A co w tej sprawie ma do powiedzenia sama policja? Stołeczni policjanci zakończyli rozliczanie osób zatrzymanych w związku z zamieszkami przed meczem. Osoby uznane za niewinne zostały zwolnione z aresztu bez konsekwencji. – Policja zareagowała w taki, a nie inny sposób, ponieważ grupa włoskich kibiców rzucała w nich ostrymi przedmiotami, używała siły. Interwencja była tu konieczna, ze względu na bezpieczeństwo osób postronnych. Na stronie Komendy Stołecznej Policji zamieszczone jest wideo, na którym wyraźnie widać, że w stronę policjantów rzucane były różne przedmioty, a włoscy kibice zachowywali się w sposób nieodpowiedni – mówi nam rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Następnie zabrano nas na posterunek. Było nas dwunastu, w jednej sali. Zabierali nas po jednym, co 10 minut. Najpierw test alkomatem, potem rozebrali nas i fotografowali. Trwało to do 3 w nocy, potem w końcu trafiłem do celi. Nie było materaców do spania, jedynie drewniana deska i poduszka. O 6 nas zbudzili, zabrali poduszki, podali śniadanie: dwie kromki chleba z ketchupem i kawałek schabu. Nie dali nam do picia nawet wody. Gdy chciałem iść do ubikacji, musiałem zadzwonić dzwonkiem. Przyszli godzinę po tym, jak zadzwoniłem.