- Nie ma się co oszukiwać, odeszła jedna z najważniejszych osobowości w świecie muzyki pop. Tak samo jak przy śmierci Amy Winehouse, zdajemy sobie sprawę, z jakimi problemami zmagała się artystka i że tak naprawdę niewiele dało się zrobić. Widać to chociażby po nieudanej próbie powrotu dwa lata temu. Ale na pewno odchodzi pewien symbol, który obok Mariah Carey kształtował muzykę lat 80. i 90. Tak jak wśród wokalistów muzyki pop niewątpliwym królem był Michael Jackson, wśród piosenkarek to Whitney Houston osiągnęła najwięcej. Miejmy tylko nadzieję, że pomimo wszelkich kontrowersji i skandali, ona będzie pamiętana przede wszystkim jako wokalistka, która miała na koncie gigantyczne sukcesy, świetne płyty i biła wszelkie rekordy. Sprawy związane z życiem prywatnym nie powinny tego przesłonić. Ale jak widać z problemami w tym biznesie trudno sobie poradzić. Whitney Houston nie była przecież jedyna, której się nie udało - mówi Andrzej Cała, dziennikarz muzyczny, współautor "Leksykonu muzyki r&b i soul".
Mimo że Whitney Houston od ponad dziesięciu lat nie wniosła żadnego wkładu w kształtowanie świata muzyki, wciąż była bardzo ceniona. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że organizatorzy dzisiejszej gali wręczenia nagród Grammy postanowili całkowicie zmienić program wydarzenia. Producent Ken Ehrlich powiedział, że artyści chcą poruszyć publiczność tak, jak robiła to Houston. Ona sama w ciągu swojej kariery zdobyła 6 statuetek Grammy i 21 nagród American Music Awards. Sprzedała ponad 120 milionów płyt, na których znalazły się prawdziwe popowe perły. Do jej pięciu najlepszych utworów niewątpliwie można zaliczyć:
Memories (1982)
Mimo że wszyscy za przepustkę do światowej kariery uważają utwór „I wanna dance with somebody”, pierwszą przejmującą piosenkę, w której przebija się jej ogromny potencjał jest nagrana pięć lat wcześniej „Memories”. Trudno uwierzyć, że Whitney Houston miała jedynie 19 lat, kiedy nagrywała ten utwór, bo przy akompaniamencie saksofonu brzmi absolutnie dojrzale. To nie odbiera jej jednak świeżości, którą kilka lat później zawojowała cały świat.
How will I know (1985)
Pierwszych fanów Whitney Houston zaczęła zdobywać, kiedy za pomocą piosenki "How will I know" Whitney opowiedziała historię starą jak pop, pytając: czy on coś do mnie czuje? Wszystkie walory wokalne artystki zostały w niej świetnie zaprezentowane. Houston od tej pory była gotowa, by zawojować listy przebojów.
The Star Spangled Banner (1991)
Kiedy Whitney Houston zaśpiewała hymn przed rozpoczęciem SuperBowl w 1991 roku, stała się dla Amerykanów już nie tylko największą gwiazdą muzyki pop, ale urzeczywistnieniem ich narodowych nadziei. Wykonanie jest przykładem soulowej perfekcji. W sile głosu Houston słychać gospelowy szlif. O kunszcie tego wykonania hymnu świadczy fakt, że to on jako jedyny został wydany w formie singla i w mgnieniu oka stał się hitem w Stanach Zjednoczonych.
I Have Nothing (1992)
Jeżeli chcielibyśmy wybrać jeden gatunek muzyczny, który najlepiej reprezentowałby Whitney Houston, bez wątpienia byłaby to ballada. Najlepszym tego dowodem jest ścieżka dźwiękowa do filmu "Bodyguard". Wszyscy wspominają jedynie wersję piosenki, którą w oryginale śpiewała Dolly Parton -" I will always love you". Szkoda, że przyćmiła ona inne perełki, które pojawiły się na tej samej płycie. A przecież w utworze "I have nothing", Houston nie gorzej niż w "I will always love you", eksponuje siłę i skalę swojego głosu, ale także niebywałą umiejętność operowania nim. Jednak zamiast wokalnych popisów i ozdobników, tym razem postawiła na czysty przekaz.
It's Not Right But It's Okay (1999)
Pod koniec lat 90. Whitney Houston nie miała już tak silnej pozycji jak dekadę wcześniej. Małżeństwo z Bobbym Brownem przeniosło ją na inną, gorszą stronę sławy. Mimo problemów, udało jej się nagrać jeszcze jedną, naprawdę dobrą płytę. Ponieważ wymagania rynku się zmieniły, Houston z pokorą przeniosła swoje muzyczne upodobania do soulu w stronę R&B. W "It’s Not Right But It’s Okay" jej głos jest mocniejszy niż podczas pierwszych romansów z popem w 1985 roku, ale pasuje do przekazu piosenki – Houston jest w niej wiarygodna jako kobieta, która przeszła już wiele.
1992 rok był tym najważniejszym w jej życiu. To wtedy weszła na sam szczyt.
Z perspektywy czasu, w tym roku popełniła tylko jeden błąd. Biorąc ślub z Bobbym Brownem, rozpoczęła swój powolny upadek.
- Czas niestety nie obszedł się z Houston łaskawie, małżeństwo z Bobbym Brownem i uzależnienia dołożyły swoje, o wielkiej piosenkarce nie słyszałam więc już dawno – aż do dziś, kiedy dowiedziałam się, że w wieku 48 lat zmarła samotnie w hotelu w Beverly Hills. Przykro czytać, że nastąpiło to w takich okolicznościach, żal, że artystka nie odnalazła się w nowej erze tak dobrze, jak w latach 80. i 90. – dziś głosy klasycznie wykształconych wokalistek z pogranicza popu, soulu, r'n'b i jazzu sprzedają się przecież świetnie, by wspomnieć choćby Janelle Monáe, Adele, Angie Stone czy Norę Jones. Tak samo gwiazdorski wygląd, powalające kreacje, silne kobiece osobowość – Lady Gaga utorowała, a raczej wyrąbała w dżungli popkultury, osobną ścieżkę dla głodnych sukcesu, ambitnych dziewczyn. Pozostaje więc pokiwać ze smutkiem głową, obejrzeć dziś wieczorem świetnego „Bodyguarda” i powiedzieć sobie w duchu: Whitney, nie byłaś „every woman”. Byłaś wyjątkowa - wspomina dziennikarka działu Kultura i Styl Agata Michalak.