– W gruncie rzeczy płacimy nie za upominki, płacimy za alibi. Za nieumiejętność kochania – powiedział psycholog biznesu Jacek Santorski. Czy faktycznie Polacy kupując drogie prezenty świąteczne próbują zasypać emocjonalną dziurę? O zdanie zapytaliśmy naszych Czytelników.
Co czwarty Polak chce wydać na prezenty 250 zł, co dziesiąty - ponad 500 - wynika z najnowszych badań Ipsos. Wielu z nas wpada dodatkowo w gorączkę kredytową zadłużając się na święta. Czy faktycznie Jacek Santorski ma rację twierdząc, że prezenty świąteczne mają być naszym alibi na nieumiejętność kochania?
Polacy nie umieją kochać?
Jacek Santorski o tradycjach świątecznych rodaków wypowiedział się z dużą nutą goryczy. W wywiadzie dla TOK FM podkreślił, że znakomita większość Polaków w kwestii prezentów świątecznych prezentuje staropolską zasadę "zastaw się a postaw się". – Bardzo osobisty upominek, gdzieś wyszukany, który kosztował czas i energię, mógł kosztować mniej pieniędzy. To musi być upominek dedykowany, o którym pomyślano wcześniej. (...) Jeśli chcę mieć peruwiańską czapkę, którą można dostać za grosze, ale tylko na konkretnym targu, będzie dla mnie wystarczająco wzruszającym prezentem. Nie muszę dostać nowego zegarka jak minister Nowak. – powiedział.
Czy Santorski ma rację? Czy wydając krocie na podarunki usprawiedliwiamy sami przed sobą brak bliskości i "nieumiejętność kochania"? O opinie zapytaliśmy samych zainteresowanych - naszych Czytelników.
Okazja nie zdarza się często
– Myślę, że nie płacimy za nieumiejętność kochania, tylko za brak czasu na okazywanie miłości – komentuje słowa Jacka Santorskiego Żaneta Szefer z wydawnictwa Elamed. – Kojarzy mi się to z ojcem, który po rozwodzie ma mniejszy kontakt z synem niż dawniej, więc aby mu to jakoś wynagrodzić kupuje konsolę lub inne gadżety, żeby poniekąd odkupić swoje winy, zapłacić, przeprosić za swoją nieobecność – mówi. – Co do innych prezentów, to nie sądzę aby było to zapychanie emocjonalnej dziury. Często kupujemy upominki droższe, bo wiemy, że okazja obdarowania kogoś nie zdarza się często, a wybrany gadżet jest jednym z tych, na które chcemy, a szkoda nam wydać pieniędzy by go sobie kupić (jak wyciskarka do cytrusów - przecież nie jest to nie niezbędne, ale fajnie ją mieć) – konkluduje Żaneta.
Rekompensata za brak obecności
– Chyba każdemu z nas zdarzyło się chociaż raz w życiu kupić coś extra właśnie po to, żeby zrekompensować brak naszej obecności czy wsparcia – mówi NaTemat Aleksandra Osiecka. – Do tej pory pamiętam gwiazdkę, kiedy dałam mojej młodszej siostrze zestaw pięknych, markowych kosmetyków. To właśnie jeden z tych prezentów, który chociaż na chwilę miał przysłonić brak ciepła i ciągłą krytykę z mojej strony. – kontynuuje Ola. – Mimo to daleka byłabym od stwierdzenia, że to główny powód obdarowywania innych pięknymi i niekoniecznie tanimi rzeczami, na wybór których przecież poświęcamy swój czas, wkładamy mnóstwo serca, wydajemy pieniądze (które egoistycznie moglibyśmy wydać na siebie) i dokładamy wszelkich starań by sprawić drugiej osobie radość – podsumowuje.
Za jeden uśmiech
Piotr Fizia, który na co dzień pracuje jako architekt, jest najlepszym przykładem na to, że można sprawić bliskiej osobie radość, niekoniecznie przeznaczając na to zawrotne sumy. – Moim zdaniem najważniejsza jest symbolika prezentu, a nie jego cena – mówi. – Uśmiech na twarzy i zadowolenie z podarunku dużo łatwiej wywołać kupując coś związanego z miłym wspomnieniem, konkretną sytuacją, która dobrze kojarzy się zarówno mnie, jak i osobie obdarowywanej – podkreśla. – Zamiast drogiej biżuterii, która byłaby moim zdaniem zwyczajnie banalna, ważnej dla mnie osobie wolałem kupić płytę z muzyką, która towarzyszyła szczególnym momentom z nią spędzonym - mówi.
Bogatsi też kochają
– To, że kogoś stać na kupno czegoś droższego nie musi znaczyć, że ta osoba nie potrafi kochać i ucieka się do najprostszych rozwiązań - mówi Ilona Kaszyńska. – Mi również zdarzyło się kupić komuś coś droższego. I nie było to spowodowane moją uczuciową niedołężnością, tylko stawianiem na jakość podarunku. Torba, którą kupiłam mojemu mężowi była droga, ale jednocześnie wykonana z dobrego materiału. Jeśli kogoś stać na kupno czegoś lepszego, to czemu tego nie zrobić? Pieniądze są po to, by się nimi cieszyć i sprawiać radość innym ludziom. Zwłaszcza w przypadku, gdy osoba obdarowywana od długich lat o czymś marzy, ale ze względu na swoją sytuację finansową, nie może sobie na to pozwolić – dodaje.
Ja też nie jestem w stanie zgodzić się ze słowami Jacka Santorskiego. Trochę to smutne, a jednocześnie do nie końca prawdziwe, że według niego kupujemy sobie najbliższych, a drogie prezenty są alibi na nieumiejętność kochania. To prawda, Polacy wyjątkowo chętnie sięgają po przedświąteczne pożyczki i od początku grudnia wręcz okupują galerie handlowe. Miłość nadal jest w cenie, z tym także się zgodzę. W moim mniemaniu niesłuszne jest jednak oskarżanie Polaków o emocjonalną niedołężność.
W gruncie rzeczy nie płacimy za upominki, płacimy za alibi. Za to, że będziemy mieli z głowy odrobienie lekcji z tych prezentów. To jest bardzo ponure, bo płacimy za nieumiejętność kochania. A ponieważ miłość jest w cenie, za nieumiejętność kochania trzeba dużo płacić. CZYTAJ WIĘCEJ
Aleksandra Michalska, czytelniczka naTemat.pl
Jeśli byłoby mnie stać, chciałabym spełnić marzenia bliskich mi osób. Jeśli zaś mnie nie stać, staram się wybrać coś, co da tej osobie radość. Nie wydaje mi się, by drogie prezenty były zapychaniem emocjonalnej dziury. Jeśli masz pieniądze, to Twoja sprawa na co wydajesz.