"Pokazałam swoją, Magdy Boczarskiej, wielką ułomność"
Monolith Films
23 grudnia 2013, 06:30·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 23 grudnia 2013, 06:30
Od drugiego dnia świąt, Magdalenę Boczarską będzie można zobaczyć w nowym wcieleniu. Zanim zobaczycie ją jako Polkę ukrywającą żydowską dziewczynę, przeczytajcie o pracy nad rolą, relacji z Julią Pogrebińską i bollywoodzkiej publiczności.
Reklama.
Będzie skandal?
Bardzo bym chciała, żeby był.
?
Trudno jest wywołać skandal w dzisiejszych czasach. To, co dzieje się w internecie, to co dzieje się na świecie już nikogo nie szokuje. Dowolność tego, co można jest ogromna. Ja bardzo bym chciała żeby ten film kogoś zaszokował, bo – nie ukrywajmy – to też dla niego darmowa reklama. Będziemy wtedy mogli dotrzeć z naszym przekazem do większej liczby widzów.
Film wywoła dyskusję o relacjach polsko-żydowskich podobną do „Pokłosia”?
Te relacje są istotne i warto o nich rozmawiać, ale z drugiej strony to w ogóle nie jest clue naszego filmu. Choć faktycznie używamy podziału na Polaka i na Żyda, to nie jest film ani o pogromach, ani o wojnie. Dla samej fabuły to nie ma żadnego znaczenia. Używamy tych okoliczności, żeby wywołać skrajną sytuację, która w normalnych warunkach mogłaby nie mieć miejsca. Taką mieliśmy historię, sięgnęliśmy po nią, żeby uprawdopodobnić sytuację – trudno w dzisiejszych realiach pokazać tak krańcowy lęk, który zmusza do ukrywania się i klincz, który nie pozwala przerwać sytuacji.
Czym jest „ukrycie”?
Można je interpretować na wielu płaszczyznach. każdy może je odnieść do siebie i swojej sytuacji. Zastanowić się, czy on nie pozostaje czasem w podobnym ukryciu?
Nowa rola była wyzwaniem?
W relacji z Janiną, czyli postacią, którą grałam, najciekawszy był mechanizm, który ją nakręcał. To kiełkujące uczucie, które w końcu absolutnie ją obezwładnia i powoduje efekt domina prowadzący do tragicznego końca. Moja bohaterka popełnia niechlubne czyny, prawdziwe zbrodnie; kiedy czytało się scenariusz trudno było poczuć do niej sympatię, na papierze była potworem.
Jak ocenia pani swoją bohaterkę?
Nigdy nie oceniałam Janiny. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać ją z nieco innej strony, jej dylemat i szczere pobudki.
Normalna dziewczyna?
Nigdy nie wiadomo, kim może się stać w podobnych okolicznościach.
W jednym z wywiadów reżyser powiedział, że największym wyzwaniem dla pani było zagrać kobietę o przeciętnej urodzie.
W rolach pięknych kobiet byłam obsadzana już kilka razy, moja uroda była wtedy mocno podkreślana. Natomiast myślę, że nie ma niczego bardziej pociągającego dla aktorki, niż granie kobiety nieatrakcyjnej. Ja dojrzałam do tego, by pokazać, wyciągnąć tą nieatrakcyjną, inną siebie.
Dziennikarze często zadają mi pytanie, co było najtrudniejsze w tej roli. Nie potrafię odpowiedzieć, bo ta rola była cała trudna. Po czasie mogę powiedzieć, że największa trudność polegała na tym, że ja tej roli oddałam wszystko co miałam. Pokazałam swoją, jako Magdy Boczarskiej, wielką ułomność. Pokazałam, że ja taka potrafię być, że ja taka jestem. Tak naprawdę, kiedy mamy jakąś rolę, jest ona pustym naczyniem, słowami na papierze. To, jak ta postać później wygląda, wypełniamy sobą. To jestem ja, tylko w takich a nie innych okolicznościach. W takiej przestrzeni,w takim kostiumie. Myślę, że to obnażenie było najtrudniejsze.
Miało dla pani znaczenie, że na planie zamiast partnera była partnerka?
Nie miało żadnego znaczenia, bo w aktorstwie ważny jest partner, drugi człowiek. Nie ma znaczenia, czy to jest kobieta, czy mężczyzna. Ważna jest chemia. Myśmy były świetnie przygotowane do tej pracy, bo same zdjęcia były poprzedzone długimi próbami.
Znałyście się z Julią Pogrebińską przed pracą nad filmem?
Nie, ale bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. To doświadczenie nas zbliżyło.
Ponoć doceniła to publiczność w Indiach. To niecodzienne.
Niecodzienne, ale zdziwiłaby się pani, jacy to są obyci, świadomi i światowi widzowie. Indie posiadają drugi rynek filmowy na świecie, to nie tylko Bollywood, ale też ogromna liczba naprawdę trudnych, ambitnych pozycji. Hindusi mają dostęp do światowego kina, mają niesamowite obycie. „W Ukryciu” doskonale łączyli zarówno ze mną, jak i reżyserem – Janem Kidawa-Błońskim, to było szczerze mówiąc niesamowite.
Kolejne role będą iść tą drogą?
Zobaczymy. Wie pani, aktorstwo to jest taki zawód, w którym rzadko kiedy możemy sami siebie obsadzać.