Premier Donald Tusk po raz kolejny dał do zrozumienia, że propozycje PSL w sprawie wydłużenia wieku emerytalnego są nie do przyjęcia. Po spotkaniu z posłankami PO w tej sprawie, rozmawiając z dziennikarzami, stwierdził, że woli słuchać kobiet niż "mężczyzn z jednej partii". Czy ten komentarz można odbierać jako docinek w kierunku koalicjanta?
Premier Tusk rozmawiał z żeńską częścią klubu parlamentarnego PO o pomyśle podniesienia i zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 67 roku życia. Jednak mimo zapowiedzi premiera, że będzie wsłuchiwał się w racje kobiet, których ta reforma najbardziej dotyczy, w samej Platformie oporu wobec pomysłu podniesienia wieku emerytalnego nie widać. O czym więc premier dyskutował z partyjnymi koleżankami, skoro co do wieku emerytalnego panuje między nimi jednomyślność?
Opór wobec kształtu reformy zaproponowanego przez PO widać za to nie od dziś w szeregach koalicjanta z PSL. Spotkanie premiera z kobietami z PO można odebrać jako kolejny policzek wymierzony w tej sprawie ludowcom. Najdobitniej świadczy o tym dzisiejsza wypowiedź Tuska, który pytany o propozycje PSL stwierdził, że woli konsultować reformę emerytalną ze środowiskami kobiecymi niż z "mężczyznami z jednej partii". - To był po prostu przejaw bardzo dużej atencji premiera w stosunku do kobiet, w które ta reforma uderza. My jesteśmy już zaprawieni w bojach więc nas to nie rusza. Robimy swoje, czyli przedstawiamy argumenty - komentuje Eugeniusz Kłopotek, poseł PSL.
Problem w tym, że Platforma zdaje się być głucha na argumenty koalicjanta, który chce, by z każdym urodzonym dzieckiem kobieta mogła przechodzić na emeryturę o trzy lata wcześniej. Politycy PSL na czele z szefem klubu Janem Burym i ministrem pracy Władysławem Kosiniak-Kamyszem od dobrych kilku tygodni powtarzają, że chcą negocjować z Platformą i sprawa nie jest jeszcze przesądzona. - Nasza pierwotna propozycja to 3 lata za każde dziecko, ale możemy o tym dyskutować - takich wypowiedzi jak ta posła Burego pada z ust ludowców wiele. Wszystko wskazuje na to, że sprawa jednak jest przesądzona, a propozycje PSL wylądują w koszu.
- Może tak się stać, ale wtedy my w parlamencie tego nie poprzemy. Będziemy zgłaszać poprawki. Jeżeli Tusk pójdzie na ostro zostanie w tej sprawie sam - deklaruje Kłopotek. Według niego to, że premier i Platforma znów nie słuchają ich głosu, a wolą debatować z kobietami, nie jest zagrożeniem dla koalicji. - Jest tak, że każdy sobie rzepkę skrobie i jak już mówiłem, jesteśmy jak małżeństwo w separacji, ale wciąż trwamy - dodaje.
Jeszcze dziś wieczorem Tusk spotka się z Parlamentarną Grupą Kobiet. Pocieszeniem dla PSL może być to, że zasiadają w niej dwie posłanki z ramienia ludowców.