Ikea sprzedała w Polsce meble za 2 mld zł. To również zasługa „meblowych mrówek” - właścicieli firm, którzy kupują towar w imieniu klientów z prowincji i rozwożą po całej Polsce B.
Poranek, parking przed sklepem Ikea w podwarszawskich Jankach, kilka dostawczych blaszaków zastawia miejsca parkingowe przeznaczone do odbioru towaru. Obok gigantyczne sterty opakowanych w kartony mebli. Dwóch kierowców czeka teraz niezła łamigłówka. Niczym w grze tetris, muszą dopasować układ prostokątnych pudełek do wymiarów ładunkowych auta. Całe zamówienie liczy 160 produktów. Od widelców, świeczek, lampek i pojemników na skarpetki po kanapę i szafy kuchenne. Słychać darcie kartonów, przekleństwa i odgłosy siłowania się z ciężarami.
- Najgłębiej wrzucaj Orzysz, potem Mrągowo, Olsztyn, a przy drzwiach daj Nidzicę i Mławę – wylicza z pamięci kierowca. Po spakowaniu czeka go całodzienna trasa. Furgon rusza z ugiętymi resorami. Rodzinny dom w Białobrzegach zobaczy dopiero następnego dnia.
Ikea urządza Polskę B
Niedawno Ikea podliczyła, że w ostatnim roku finansowym (trwający od 1 września 2011 roku do 31 sierpnia 2012 roku) sprzedała w Polsce meble za 2 mld złotych. Polska to trzeci najszybciej rozwijający się rynek po Chinach i Rosji. Sukces w takiej skali nie byłby możliwy gdyby nie „niezależni dystrybutorzy”, którzy podczepili się pod Szwedów. Pan Łukasz obsługuje cała północną Polskę. - Ganiam z mebelkami od Białegostoku po Szczecin. Wdzięczna robota. W trakcie orkanu Ksawery wiozłem rodzinie z Kamienia Pomorskiego całe wyposażenie domu od przedpokoju po sypialnie. Dwa dni jechałem, ale jak dojechałem witali mnie jak bohatera - opowiada. Biznes jest lepszy niż w zwykłej transportówce, albo kurierce.
Skąd taki popyt? Sklepy Ikea odwiedza w Polsce 20 mln klientów. Marka ma przystępne ceny i design pasujący gustom większości urządzających mieszkanie młodych ludzi. Problem w tym, że salonów w Polsce jest tylko osiem (dwa w Warszawie,po jednym w Łodzi, Poznaniu, Katowicach, Krakowie, Gdańsk,Wrocławiu), co dla mieszkańców peryferyjnych powiatów oznacza wyprawę na 200-300 kilometrów. Ze Szczecina można skoczyć do Poznania (290 km, 3 godziny) albo Gdańska (350 km 4 godziny jazdy). Z Rzeszowa najbliżej do Krakowa 178 km ponad 2 godziny, podobnie z Nowego Sącza. Z Wiżajn albo Rutki Tartak na Suwalszczyźnie do najbliższej Ikei na Targówku w Warszawie jedzie się ponad 4 godziny.
- Biznes założyłem z 4-5 lat temu. Mieszkałem w Gdańsku, a moja żona pochodzi ze Szczecina, znajomi ciągle pytali, czy możemy im coś przywieźć z Ikei. Tak wpadłem na pomysł tej działalności – opowiada Łukasz. Dodaje, że póki co biznes nieźle żre. Ile dokładnie można z tego wyciągnąć, to tajemnica. Przedsiębiorcy boją się wysypu konkurencji. Na razie kilka firm podzieliło między siebie poszczególne regiony Polski.
Dojeżdżamy, skręcamy, załatwiamy
- Oszczędzaj czas, będziemy za ciebie stać w korkach, kolejkach do kasy, załatwimy faktury i rachunki, płatność ratalną, a jeśli trzeba skręcimy meble, powiesimy szafki dając 12 miesięcy gwarancji na robociznę – reklamują się firmy. Ceny transportu zaczynają się od 29 złotych. Przy dużych zamówieniach pośrednik inkasuje 10-13 proc. wartości zamówienia.
- Klienci zazwyczaj wybierają meble z katalogu albo podczas jednej wyprawy do sklepu. Potem kompletują zamówienie w moim serwisie, a ja zajmuję się resztą – mówi szef firmy transportowej z południowo-wschodniej polski. Najdalej z meblami dojechał het na koniec Bieszczad, Ustrzyki Górne, Komańcza.
- Często spotkam się z wyrazami sympatii, że komuś coś ważnego załatwiłem. Wcześniej porzuciłem pracę biurowej korporacji, ale nie żałuję – mówi dalej. Opowiada, że wożąc meble na wschód często pracuje od 4 rano do 23. Miesięcznie wykręca 10 tys. kilometrów, często w mrozie, deszczu i niepogodzie. - Dla klientki ze Szczecina po fotel i stolik jechałem do Berlina, bo w Gdańsku i Warszawie skończył się już ten towar – opowiada inny transportowiec.
Wygląda na to, że Ikea już się zorientowała, jaki biznes przechodzi jej pod nosem. Dla meblowej korporacji fakt, że sporo klientów gotowych jest sprowadzać sobie meble z odległego sklepu, do tego płacąc za transport to cenna informacja. Ze względu na spory ruch i rosnąca zamożność mieszkańców północno-wschodniej Polski od dawna mówi się o powstaniu sklepu w Olsztynie. Miejska populacja wraz z przyległymi terenami to w sumie ponad milion klientów. Do tej pory nieobsługiwanych. Z kolei w Katowicach testowana jest sprzedaż internetowa z wyłączeniem największych produktów jak sofy i kanapy. A to może oznaczać koniec meblowego eldorado.