– Bardzo bym prosiła, żeby ktokolwiek, kto pojedzie na Majdan, znalazł tam choć jedną osobę, która powie, że ma coś przeciwko Polakom. Niech mi ją wskaże z imienia i nazwiska – mówi Natalia Panchenko, która organizuje w Polsce pomoc dla kijowskich manifestantów. – Prawy Sektor nie chce wcale rewizji granic – dodaje nazywając głośny wywiad, w którym Ukraińcy rzekomo domagali się oddania im polskich terenów, manipulacją.
Natalia Panchenko na studencką wymianę do Warszawy przyjechała w 2010 roku z położonej 300 km na wschód od Kijowa Połtawy. Polskiego nauczyła się w dwa miesiące. Po jakimś czasie dziekan SGGW zaproponował jej kontynuowanie nauki na darmowych studiach magisterskich i stypendium. Obroniła się. Zaczęła pracować i, choć nigdy tego nie planowała, została w Warszawie.
Od zawsze aktywna na różnych polach działalności społecznej, także w stolicy zaczęła działać w środowisku mieszkających tu Ukraińców. Kiedy w Kijowie zawrzało, szybko postanowiła zorganizować protesty także tutaj. Dziś działa w Komitecie Organizacyjnym Euromajdanu w Warszawie.
Kiedy dla pani zaczął się Euromajdan?
W momencie, gdy dowiedziałam się, że w Kijowie Berkut bije studentów, czyli 30 listopada. Postanowiłam, że trzeba coś zrobić. Już następnego dnia wraz z innymi Ukraińcami znalazłam się pod naszą ambasadą w Warszawie.
Było dużo osób?
Bardzo dużo. Myślę, że 500 osób mogło być. Kiedy zobaczyliśmy, jak się rozwija sytuacja w Kijowie, postanowiliśmy, że będziemy protestować tak samo jak oni: bezterminowo. I codziennie robiliśmy pod ambasadą protesty, aż w końcu po tygodniu czy dwóch wyszedł do nas pan ambasador i z nami porozmawiał. Oczywiście to była bardzo dyplomatyczna rozmowa: z jednej strony powiedział, że nas wspiera, ale z drugiej nie potępił też działań władz.
Wspiera was, czyli kogo?
Komitet Organizacyjny Euromajdanu w Warszawie. To komitet społeczny, nie był nigdzie zarejestrowany. Składa się głównie z obywateli Ukrainy mieszkających w Polsce, ale także Ukraińców etnicznych urodzonych już tutaj.
Co robicie poza manifestacjami?
Najpierw pisaliśmy listy do naszego ambasadora i do władz ukraińskich z prośbą o rozwiązanie tego konfliktu i niestosowanie przemocy wobec protestujących. Po 16 stycznia, gdy te straszne antydemokratyczne ustawy weszły w życie, zaczęliśmy prosić o wsparcie polityków europejskich. Stwierdziliśmy, że niestety, ale politycy ukraińscy nie mogą nam za bardzo pomóc. Pisaliśmy do ministra Sikorskiego, do ambasadorów wszystkich państw Unii, USA, Kanady.
I co? Czy ktoś reaguje na wasze listy, na wasze prośby?
Moim zdaniem Europa absolutnie nie reaguje. Polska reaguje, ale Unia jako całość – absolutnie nie. Z takich krajów jak Niemcy, Francja, Wielka Brytania, nie usłyszeliśmy ani słowa wsparcia. Ta niby demokratyczna Europa, w której najważniejszy jest człowiek, w momencie, gdy na Ukrainie władze zabijają ludzi na ulicy, udaje, że tego nie widzi. Ale bardzo doceniamy to, co robią Polacy. Dla nas to jest bardzo ważne.
Ale tak po prawdzie w Polsce niektórzy mówią, że Janukowycz został przecież wybrany w demokratycznych wyborach i nie mamy prawa się wtrącać.
Może i był wybrany w demokratycznych wyborach, ale w momencie, kiedy przyjmuje się ustawę o tym, że więcej niż pięć osób nie może stać obok siebie na ulicy, kiedy zaczyna się zabijać ludzi, nie można już mówić o demokracji. Jeśli chodzi o wybory – okej, do tego Unia może nie mieć pretensji. Natomiast moim zdaniem Unię Europejską, do której my zawsze chcieliśmy wstąpić, i aż do wyboru obecnego prezydenta zawsze jakieś kroki ku temu czyniliśmy, powinno chyba obchodzić, jak traktuje się ukraińskich obywateli.
Mówi pani, że “zawsze chcieliście wstąpić do Unii”. Czy są jakieś dane, które potwierdzają euroentuzjazm Ukraińców? Są jakieś badania opinii publicznej?
Kilka firm robiło takie sondaże. Tylko na Ukrainie z badaniami jest taki problem, że dużo zależy od tego, kto je zamawiał. Na ogół wynik będzie “dostosowany” do oczekiwań klienta. Natomiast generalnie większość jest za Unią Europejską i za podpisaniem umowy stowarzyszeniowej. Ale nie trzeba sięgać po wyniki takich badań. Wystarczy spojrzeć na którąś z popularnych w internecie map Ukrainy, na których widać, co się dzieje w poszczególnych regionach. Cała Ukraina oprócz Doniecka i Krymu jest za Majdanem, teraz w każdym mieście powstają lokalne Majdany, obywatele przejęli w wielu miejscach budynki administracji. To dowód na to, że wartości demokratyczne są im bliskie.
Ale chyba niekoniecznie im wszystkim bliska jest Unia Europejska. I Polska. Tak to przynajmniej wygląda z polskiej perspektywy: pojawia się wiele głosów, że w gruncie rzeczy nie wiadomo, przeciwko komu demonstruje Majdan. I że do głosu dochodzą niechętni Polakom nacjonaliści, na przykład z Prawego Sektora.
To ja mam pytanie do pana. Bo ja też czytam czasami polskie blogi, na przykład wpisy ks. Isakowicza-Zaleskiego, i nie wiem skąd wziął się pomysł, że Prawy Sektor jest przeciw Polakom.
Na przykład z wywiadu z jednym z ich liderów w “Rzeczpospolitej”.
Pan czytał ten wywiad?
Czytałem.
A czytał pan sprostowanie opublikowane przez Prawy Sektor?
Nie.
To proszę przeczytać. Osoba, która udzieliła tego wywiadu nie jest żadnym liderem Prawego Sektora. A poza tym, w opublikowanym sprostowaniu podkreśla się, że wypowiedzi w “Rzeczpospolitej” zostały wyrwane z kontekstu. Dziennikarz wybrał te, które mu akurat pasowały do z góry założonej tezy. I problem polega na tym, że wiele osób czytało wywiad, a mało kto dotarł później do sprostowania. Prawy Sektor nie chce wcale rewizji granic.
Ale dziwi panią, że Polacy podejrzliwie patrzą na Majdan, na którym do głosu dochodzą ukraińscy nacjonaliści?
Bardzo bym prosiła, żeby ktokolwiek, kto pojedzie na Majdan, znalazł tam choć jedną osobę, która powie, że ma coś przeciwko Polakom. Niech mi ją wskaże z imienia i nazwiska. Jestem pewna, że nie ma tam takich osób. Polecam zresztą relacje polskich dziennikarzy, którzy byli na Majdanie – powiedzą to samo. Są wśród nich ludzie, którzy za relacjonowanie wydarzeń w Kijowie dostali nawet w Polsce nagrody od stowarzyszenia dziennikarskiego: Paweł Bobołowicz oraz Bartek Maślankiewicz. Oni przez dwa miesiące byli na Majdanie, mieszkali wśród Ukraińców, widzieli Majdan na własne oczy, więc na pewno wiedzą, jak tam jest.
Może rzeczywiście przekaz docierający do Polski bywa czasem zniekształcony, ale powtórzę moje pytanie: czy kiedy w relacjach pojawiają się czarno czerwone flagi, banderowcy, to dziwią panią alergiczne reakcje Polaków?
Szczerze mówiąc trochę mnie dziwią. Bo jak Ukrainiec usłyszy nazwisko “Piłsudski”, to nie wywołuje to specjalnych emocji, choć ten polityk ma na sumieniu wielu Ukraińców. A jak Polak usłyszy “Bandera”, od razu ma jakąś alergię. Kiedy Polacy widzą czarno-czerwoną flagę, wydaje im się, że tam jest wielkimi literami napisane “nienawidzę Polaków”. Tymczasem dla nas to jest flaga zwycięstwa. Pod tą flagą UPA walczyło za niepodległą Ukrainę, walczyło z Rosjanami, Niemcami, Węgrami, Austriakami, a także Polakami. Niestety, taką mamy historię.
My Ukraińcy to rozumiemy. Dla nas nie ma problemu, że było AK, że AK zabijało Ukraińców. Natomiast w Polsce z niezrozumiałych dla mnie powodów, kiedy ktoś słyszy “Ukraina”, to od razu ma tylko dwie asocjacje: Bandera i Wołyń. Tak jakby oprócz tego oba narody nie miały nic wspólnego. Chociaż jest przecież dużo innych rzeczy, które nas łączą.
Nie chciałbym teraz kłócić się o historię i otwierać sporu o Wołyń, ale pani zdaje się odbierać Polakom prawo do pamięci o tamtych wydarzeniach. Podam przykład mojej własnej babci, która musiała z rodziną uciekać z Wołynia. Ona to wszystko pamięta i ja w pełni rozumiem jej żal do Ukraińców. A pani stawia sprawę tak, że Polacy niesłusznie mają do Ukraińców pretensję.
Nie chodzi o to, że niesłusznie mają pretensję, tylko o to, że patrzą na sprawy Ukrainy jedynie przez pryzmat Wołynia. A to jest bardzo ciężki temat – tak dla Polaków, jak i Ukraińców. Bo prawda jest taka, że Polacy mówią o Wołyniu poczynając od wydarzeń 1943 roku. A dlaczego nie mówi się o tym, co się tam działo od 1920 roku? Niech panu babcia opowie o tym, jak się paliło cerkwie ukraińskie, jak się mordowało rodziny ukraińskie, o tym, że inteligencja mogła pracować na politechnice we Wrocławiu, ale we Lwowie już nie. To, co wydarzyło się w 1943 roku, nie wzięło się znikąd. Tak, było zabijanie. Tak, była rzeź wołyńska. Wielu Polaków zginęło. Ja tego nie kwestionuję I jest mi z powodu polskich ofiar bardzo przykro. Ale dlaczego policzono, że było od 20 do 50 tysięcy ofiar rzezi, ale nikt nie policzył, ile było ofiar ukraińskich przez 20 lat II RP? Tylko to mnie interesuje.
Ale w całej tej sprawie jest jeszcze drugi, bardzo ważny wątek: działalność rosyjskich służb, które bardzo aktywnie działają na rzecz skłócenia Polaków i Ukraińców. Jestem pewna, że w przypadku niektórych artykułów i wypowiedzi podsycających polsko-ukraińską niechęć bez udziału rosyjskich służb się nie obeszło.
Zostawmy może teraz Wołyń, bo to temat na osobną dyskusję. Chciałbym wrócić do spraw bieżących. Czy pani jest w stanie powiedzieć, o co tak naprawdę chodzi protestującym na Majdanie? W Polsce często się mówi, że oni sami dokładnie tego nie wiedzą, że opozycja nie kontroluje sytuacji...
Opozycja nigdy nie kontrolowała Majdanu. To był od początku ruch obywatelski. Przedstawicieli partii opozycyjnych nie wpuszczano na scenę. Zmieniło się to później, po 30 listopada, gdy milicja pobiła studentów. Rada obywatelska Majdanu postanowiła, że w tej sytuacji trzeba nawiązać współpracę z opozycją.
Dlaczego?
Żeby opozycja w prawnej, instytucjonalnej formie mogła wspierać stojących na Majdanie ludzi. Początkowo ludziom tym chodziło o zmuszenie Janukowycza do podpisania umowy stowarzyszeniowej w Wilnie. My w Warszawie też myśleliśmy, że postoimy tylko jeden dzień. Że on podpisze, a my pójdziemy do domu. I nagle okazuje się, że on nie podpisuje. I właśnie w tym momencie Majdan pro-europejski staje się bardziej ruchem przeciwko Janukowyczowi. Później Berkut strzela, leje się krew, więc buntują się kolejne miasta. Wcześniej można było powiedzieć, że Majdan jest w Kijowie. Teraz Majdan jest na całej Ukrainie. Tylko w kilku miejscach nie ma jeszcze protestów. I wszystkim chodzi o to samo: żeby się zmieniły władze. Najważniejszą sprawą jest to, żeby odszedł Janukowycz.
Czy pani nie boi się tego, co stało się po Pomarańczowej Rewolucji? Chodzi mi o sytuację, w której najpierw wszyscy jednoczą się przeciwko Janukowyczowi, a później on znowu dochodzi do władzy? Myślę, że wielu Polaków patrzy na to w ten sposób: “Po co pomagać Ukraińcom, skoro oni zaraz znowu sobie tego Janukowycza wybiorą”?
Jeżeli chodzi o Pomarańczową Rewolucję, to proszę pamiętać, że wówczas jednak bardzo dużo udało nam się wygrać. Później były rządy Juszczenki, Tymoszenko – można je różnie oceniać, ale powiem jedno: za ich kadencji nie zabijano ludzi, nie porywano ich i nie wywożono do lasu. W gospodarce też nie działo się najgorzej. Jakby porównać to z tym, co jest dzisiaj, było znacznie, znacznie lepiej. I wszystko będzie lepsze niż to, co dzieje się teraz.
Jak reagują na to wszystko zwykli obywatele?
Ja nigdy przez 25 lat swojego życia tak bardzo nie bałam się wyjść na ulicę, jak boję się dzisiaj. I nigdy tak bardzo nie bałam się jechać na Ukrainę. Zawsze działałam społecznie, często sprzeciwiałam się władzy, ale nigdy nie bałam się jechać do domu do rodziców. Dziś boją się wszyscy: o utratę pracy, albo o to, że przyjdą ludzie Janukowycza i odbiorą im z dnia na dzień firmę. Dlatego społeczeństwo ukraińskie jest tak solidarne. Niezależnie, czy to jest obywatel Ukrainy wschodniej, zachodniej, północnej czy południowej – wszyscy chcą obalić system, który nie daje ludziom normalnie żyć.
Jak ocenia pani zaangażowanie zwykłych Polaków w sprawy Ukrainy?
Powiem raz jeszcze, że tak jak wspierają nas Polacy, nie wspiera nas nikt. Nie ma co się oszukiwać, że na protesty, które robimy tutaj, przychodzą jednak głównie Ukraińcy, ale są też liczni Polacy. Bracia, którzy w cerkwi na ulicy Miodowej przyjmują dary dla Ukrainy mówią, że ostatnio przychodzi bardzo wielu Polaków. Są dni, kiedy jest ich więcej niż Ukraińców. Wsparła nas też Amnesty International oraz fundacja Otwarty Dialog, które zorganizowały na pl. Konstytucji protest. My byliśmy tylko jego uczestnikami. Było nam bardzo miło. Ale jeszcze istotniejszy jest fakt, że Polacy są także na samym Majdanie. Fundacja Otwarty Dialog wysłała tam swego rodzaju misję – kilkanaście osób, Polaków, którzy rozbili na Majdanie namiot polski i stoją tam, wspierając Ukraińców. To dla nas jest bardzo ważne.
Są tam dobrze przyjmowani?
Bardzo bym chciała, żeby Polacy, którzy naczytają się różnych rzeczy w internecie, mieli okazję zobaczyć to na własne oczy. Na Majdanie jest bardzo dużo flag polskich, zebrani ludzie krzyczą “lubymo Polszczu”, gorąco przyjmują Polaków. Ja byłam na Majdanie w czasie wystąpienia posłanki Małgorzaty Gosiewskiej. Trzeba było zobaczyć, jak duża była wdzięczność Majdanu. I ja też chciałabym podziękować Polakom za to wsparcie.
Nie wiem, czy Polacy już teraz to rozumieją, czy dopiero później do tego dojdziecie, ale podczas tej rewolucji w społeczeństwie ukraińskim dokonał się przełom: odkryliśmy w Polakach braci. Wcześniej mówiło się, że Polacy to bliski nam naród, natomiast prawda jest taka, że tej bliskości poza ludźmi z przygranicznych obwodów nikt nie czuł. Na wschodniej i centralnej Ukrainie nikt nie wiedział za bardzo, gdzie jest ta Polska, o co chodzi, co się tam dzieje. To widać nawet w sferze kultury – na Ukrainie wszyscy znają rosyjskie gwiazdy muzyki, a o polskich mało kto słyszał.
A ostatnio na Majdan przyjechali polscy muzycy i pan sobie nawet nie wyobraża, jak to było ważne! Okazało się, że ta kultura jest nam bliska, że te piosenki są fajne, że język polski można zrozumieć, że możemy się dogadać. Może nawet lepiej niż z Rosjanami.
Naprawdę?
Ukraińcom przez całe lata sowieckiej władzy wbijano w szkołach do głów, że “Rosjanin jest twoim bratem”. Ale nagle się okazało, i to nie na poziomie książek i haseł, ale w wyniku osobistych życiowych doświadczeń i wspólnych problemów, kto tak naprawdę jest naszym bratem i kto jest nam najbliższy. I to jest bardzo ważne, nawet jeśli Polacy jeszcze tego nie zauważyli.