Od przeciętnego skoczka do genialnego trenera. Austriacy chcą kupić Kruczka
Łukasz Trybulski
28 lutego 2014, 10:26·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 28 lutego 2014, 10:26
Ze złotych medali olimpijskich Kamila Stocha Łukasz Kruczek cieszył się nie mniej niż sam zainteresowany. Ogromny sukces polskiego szkoleniowca sprawił, że w swoim sztabie chętnie widzieliby go nawet Austriacy - potęga w skokach narciarskich. Jak z przeciętnego skoczka narciarskiego i obiektu drwin stał się rozchwytywanym fachowcem?
Reklama.
Dwa złote medale w Soczi, czwarte miejsce drużynowo, złoto Stocha i brąz w drużynie na MŚ, trzecie miejsca w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w sezonie 2012/2103 dla Stocha. Ponadto indywidualne sukcesy Kamila, Piotra Żyły czy Jana Ziobry w PŚ. Dwa razy najniższe podium w konkursach drużynowych PŚ. To w skrócie sukcesy trenerskie Łukasza Kruczka.
Trudne początki
W poprzednim roku został wybrany "Trenerem Roku" w Plebiscycie Przeglądu Sportowego. Niewiele jednak brakowało, a dwa lata temu po słabym początku sezonu, Kruczek podałby się do dymisji, po ogromnej fali krytyki, która na niego spadła. – Początkowo sam krytycznie oceniałem Kruczka w roli trenera i teraz posypuję głowę popiołem – przyznaje Robert Zieliński, szef redakcji sportowej dziennika Polska the Times.
Wtedy to w Lillehammer i Kuusamo żaden z Polaków nie zdołał ukończyć zawodów w pierwszej 20. W Finlandii rozegrano także konkurs drużynowy w którym biało-czerwoni zajęli wtedy 11. miejsce. Gorzej chyba być nie mogło.
A potem? Potem się działo. Trzy miesiące później Stoch wygrał MŚ w Val di Fiemme, a polska ekipa zdobyła brązowy medal - historyczny sukces dla polskiej kadry skoczków, którego nie udało się osiągnął nawet w czasach Małyszomanii.
– Zawsze marzyłem o medalu drużynowym. Sukces Kamila to rewelacja. Pokazuje siłę tego zawodnika. Ale drużyna zdobywając medal pokazuje, że nie chodzi tylko o pracę z jednym skoczkiem, a przygotowanie kilku zdolnych do prezentowania wysokiego poziomu. Teraz trzeba podnieść poprzeczkę – skomentował wówczas swoje osiągnięcie trener Kruczek.
Młoda szkoła
Łukasz Kruczek należy do młodego pokolenia trenerów skoczków narciarskich. Ma 38 lat. Skakanie na poważnie rozpoczął w 1994 roku. W PŚ zadebiutował dwa lata później. Bez rewelacji - 43. miejsce w konkursie w Zakopanem. W 1996 r. też na na Wielkiej Krokwi, zdobył pierwsze punkty Pucharu Świata.
Sukcesy sportowe przyszły rok później na Uniwersjadzie w Korei Południowej, gdzie Kruczek wygrał złoto. Łącznie do 2001 r. zdobył cztery takie krążki. Jak podkreśla jednak Bogdan Chruścicki, wieloletni komentator sportowy w Eurosporcie, do rangi tych zawodów należy podchodzić z dużym dystansem.
– Medale uniwersjady, to nie są żadne sukcesy. To jest kabaret. Studenci przyjeżdżają tam bardziej dla zabawy niż skakania – tłumaczy. – Łukasz Kruczek niczym się nie wyróżniał jako sportowiec. Po prostu sobie skakał – dodaje Chruścicki.
Podobnego zdania jest Robert Zieliński, chociaż podkreśla, że Kruczek miał ambicje. – Niewątpliwie nie był Adamem Małyszem. Był zawodnikiem przeciętnym. Sprawiał jednak wrażenie skoczka inteligentnego, który interesuje się metodologią skakania. Widać było, że ma predyspozycje, by zostać trenerem – wyjaśnia.
Do największych sukcesów w roli sportowca Kruczek może zaliczyć trzecie miejsce w drużynówce PŚ w Villach w 2001 r. Było to pierwsze podium polskiej kadry skoczków. W polskiej reprezentacji skakali wówczas Małysz, Mateja i Skupień. Rok później przyszły trener polskiej kadry, poleciał na igrzyska do Salt Lake City, gdzie Małysz zdobył dwa medale. Kruczek jednak nie wystąpił w żadnym z konkursów. Rekord w długości skoku Kruczka wynosi 186 metrów z Planicy. Dla porównania Małysz może pochwalić się odległością 230,5 metra, a Stoch 232,5 metra.
Koniec skakania, start trenowania
Ze skakaniem Kruczek pożegnał się po sezonie 2002/2003. Ukończył studia trenerskie i został asystentem Heinza Kuttina w kadrze B polskich skoczków. Szybko awansował do pierwszej kadry i w 2005 rok trafił pod skrzydła legendarnego Fina Hannu Lepistö. – Kruczek miał okazję uczyć się od mistrza. I bardzo chciał się uczyć. Nie wystarczy tylko słuchać. Trzeba jeszcze chcieć, a Kruczek bardzo chciał się uczyć od lepszych. I miał charakter – wyjaśnia komentator Eurosportu.
Fin w roli szkoleniowca zdobył z Małyszem dwie Kryształowe Kule i medale MŚ, w tym jeden złoty. Kiedy przed sześcioma laty Lepistö pożegnał się z polską kadrą (został indywidualnym trenerem Małysza do zakończenia jego kariery) na stanowisku zastąpił go właśnie Kruczek. Wtedy nie szczędzono mu kpin. Kibice zastanawiali się, jak przeciętny zawodnik ma znaleźć i szkolić następcę wielkiego Adama.
– Wybitni sportowcy nie zostają wybitnymi trenerami. To reguła. Rzadko trafiają się wyjątki. Van Basten genialny piłkarz, marny trener. W skokach Hannu Lepistö - słaby zawodnik i genialny trener – wyjaśnia fenomen Kruczka Bogdan Chruścicki.
Wszystko dzięki Małyszowi
Eksperci zgodnie przyznają, że bez Małysza i fali młodych talentów, która wyrosła na jego sukcesach, nie byłoby obecnych sukcesów. – Kruczek miał szczęście i dostał szansę, co się w sporcie Polakom nie często zdarza. Dużo podpatrywał od Austriaków: Heinza Kuttina i Stefana Horngachera. Potem od Lepistö. Miał kontakt z dwiema szkołami potęg narciarskich – wyjaśnia Zieliński.
Po Soczi w kolejce po Kruczka ustawiło się kilka krajów. O Polaka wypytywali już Kazachowie i Austriacy. Jak podaje "Gazeta Wyborcza", już w poprzednim sezonie Kruczka chcieli podkupić Finowie, którzy od kilku lat zmagają się z kryzysem w skokach narciarskich. Mieli mu zaproponować równowartość obecnych miesięcznych zarobków: 16 tys. złotych, zmieniając jedynie walutę na euro.
Czy po zakończeniu obecnego sezonu polska reprezentacja straci trenera? – Kruczek na pewno dostanie podwyżkę. Chociaż ma lukratywne propozycje z zagranicy, to na 90 proc. zostanie w Polsce. Jest młody i z tą kadrą może jeszcze sporo osiągnąć. Jeśli nadal będzie odnosił sukcesy, to może wyjechać w przyszłości – uspokaja Zieliński.