Choć polskie stacje telewizyjne, co roku wypuszczają na rynek coraz to nowe seriale, ich poziom od lat nie zachwyca. Rzadko który zostaje dostrzeżony na Zachodzie. Szczególnie mocno wyśmiewane są też w internecie. Na horyzoncie tandety i "cienizny" pojawił się jednak okręt symbolizujący nadzieję na lepsze jutro. Oto polski miniserial "Głęboka Woda" dostał aż trzy nominacje do prestiżowych nagród "Złote Nimfy".
Polskie seriale, choć gromadzą sporą ilość widzów, zdaniem krytyków, nie wymagają od oglądających zbyt wiele. Z reguły prezentują niski poziom. Czasem to wina samych reżyserów i scenarzystów, czasem samych aktorów. Produkcje są mało zaskakujące, łatwo przewidzieć kontynuację danych wątków.
Fenomenem na tym tle jest ostatnia nowa produkcja TVP "Głęboka Woda".
Miniserial wyreżyserowany przez Magdalenę Łazarkiewicz został właśnie nominowany w trzech kategoriach do nagród "Złotej Nimfy", przyznawanych podczas festiwalu produkcji telewizyjnych w Monte Carlo. Powalczy o statuetki dla najlepszego miniserialu, aktora i aktorki.
Nasze rodzime dzieło w kategorii najlepszego krótkiego serialu powalczy m.in z kanadyjskim "Bomb Girls", francuskim "Spin", japońskim "Yasu - a Single Father's Story", rosyjskim "Krepost" oraz angielskim "Appropriate Adult".
Na nagrodę może także liczyć odtwórca głównej roli, Marcin Dorociński, nominowany do najlepszej roli męskiej. Najlepszą aktorką miniserialową być może zostanie Katarzyna Maciąg.
"Głęboka Woda" to projekt współfinansowany ze Środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Dorociński gra w nim dyrektora Ośrodka Pomocy Społecznej Wiktora Okulickiego, zaś Maciąg jego podwładną - Mikę. W każdym odcinku bohaterowie starają się pomóc osobom, którym doskwierają problemy takie jak: alkoholizm, bezdomność czy przemoc domowa.
Festiwal w Monte Carlo odbywa się od 1962 roku. Tegoroczna edycja zaplanowana została na 10-14 czerwca.
O Złotą Nimfę powalczą także seriale, w innych kategoriach. I tak wśród komediowych nominowane zostały m.in. "Modern Family" czy "Big Bang Theory".
Rzadko które z polskich seriali odnoszą prawdziwy sukces, jak miało to miejsce w przypadku "Ojca Mateusza", "Na dobre i na złe" czy "Rancza". Ale i te zostały niedostrzeżone w poważny sposób przez zagranicznych ekspertów. Przypadek "M jak Miłość" pokazuje z kolei, że widzom każdy serial wcześniej czy później zacznie się nudzić. To naturalne. Ale producenci mogą także w tym pomóc - jak stało się w przypadku kontrowersyjnego wątku śmierci Hanki Mostowiak. Słynne już kartony, które doprowadziły do jej śmierci, zostały szeroko wyśmiane w internecie m.in. w wielu przeróbkach. Sam serial także doczekał się kilku parodii.
Najlepszą metodą na zwiększenie oglądalności serialu jest wątek dotyczący śmierci jednego z głównych bohaterów. Zyskało na tym ostatnio "M jak Miłość", zyskał także Klan. Zamieszanie wokół serialu, jakie niewątpliwie wywołała śmierć jednej z pierwszoplanowych postaci, Rysia Lubicza, spowodowało, że szefowie Telewizji Polskiej podobno postanowili kontynuować zdjęcia do nowych odcinków telenoweli. Wcześniej włodarze z Woronicza rozważali zakończenie emisji "Klanu"