Najpierw był telefon z Peru. Od znajomego ekologa. – Chcesz kupić kawałek lasu deszczowego w Amazonii? – usłyszał brytyjski dziennikarz i fotograf Charlie Hamilton James. Pewnie, że chciał. Zakup kawałka lasu tropikalnego miał pomóc dyrekcji parku narodowego Manú w ocaleniu drzew przed nielegalną wycinką. Kiedy po kilku miesiącach James zdecydował się pojechać do Peru i obejrzeć swój zakup, okazało się, że został właścicielem… plantacji kokainy.
"Kiedy zobaczyłem niewielką plantację, poczułem się tak, jakbym wszedł na miejsce zbrodni. Jako właściciel byłem odpowiedzialny, jednak moja ziemia była wykorzystywana przez kogoś, kto, jak sądziłem, nie ucieszyłby się, gdybym zniszczył plantację. Tak rozumiałem kokainowy biznes: omijaj go z daleka albo giń" – pisze James w artykule dla "The Observer".
Wkrótce dziennikarz usłyszał, że kupił najbardziej niebezpieczną część ziemi w okolicy. Od lokalnych ludzi wiedział, że za większością porwań i kradzieży stoi osławiony "Gringo", syn Tito, który siedział w więzieniu za uprawę i przetwarzanie koki. "Kupiłeś najbardziej niebezpieczne ziemie, od najbardziej niebezpiecznej rodziny, w najbardziej niebezpiecznym rejonie południowego Peru" – usłyszał.
Strażnicy z parku nie byli w stanie pomóc. Nie mieli pieniędzy na budowę stacji, których pracownicy strzegliby lasu przed nielegalną wycinką. Strażnicy skierowali Jamesa do właściciela plantacji. "Zdecydowałem, że dyplomacja to jedyna droga do rozwiązana sytuacji. Zapukaliśmy do drzwi jakiejś rudery. Przedstawiono nas trzem mężczyznom około 30. Mili kolesie, uśmiechnięci i przyjacielscy. Najwyraźniej tak zachowują się handlarze narkotyków zanim cię zabiją" – wspomina James. O dziwo, udało się osiągnąć porozumienie. W ciągu następnych kilku dni miały nastąpić zbiory, po czym mężczyźni zgodzili się na zlikwidowanie plantacji.
Najpierw jednak trzeba było zebrać kokę. "Nie zbieraj zbyt ciemnych ani zbyt żółtych liści" – pouczała Jamesa pięciolatka, która pracowała przy zbiorach. Nie było uzbrojonych po zęby strażników ani bezgłowych ciał. Kobiety, którym dziennikarz opowiedział, ile kosztuje kokaina poza Peru, były zdumione. W Peru nie spożywa się kokainy. Żuje się tylko liście.
"'Nielegalny" to na amazońskim 'Dzikim Zachodzie' luźno interpretowany termin" – pisze James. Miasteczka są bardzo biedne, a na pomoc od rządu nie mogą liczyć. Jedynym źródłem utrzymania staje się więc nielegalna wycinka drzew i plantacje kokainy. "Ludzie zwracają się do lasu i jego niezwykle obfitych zasobów" – pisze James.
Elias, syn strasznego Tito, który wycinał drzewa z ziemi należącej do Jamesa, powiedział mu, że wcale nie jest "kłusownikiem drzew" – wycina drzewa, bo to dla niego jedyne źródło utrzymania rodziny. James zaproponował mu więc, że zapłaci mu, jeśli, zamiast wycinać drzewa, będzie je sadził. Kilka miesięcy po rozpoczęciu nowej pracy wszystko idzie dobrze. Elias pracuje przy sadzeniu drzew, pod swoje skrzydła wzięła go jedna z organizacji pozarządowych.
"Na każdym korku napotykam ludzi, których życie jest tak trudne, jak Eliasa. To są te psubraty, których zawsze winiłem za niszczenie Amazonii. Ale oni wszyscy mają szacunek do lasu. Miłość. I wszyscy mówią: 'Zapłaćcie nam, to nie będziemy tego robić'".