Z jednej strony boimy się ich. Z drugiej wzbudzają naszą ciekawość. Chcemy wiedzieć o nich jak najwięcej. Okazuje się, że to nie wyrzutki społeczne, tylko pasjonaci. Robią to, co robią, bo lubią. I na dodatek są elegancko ubrani. Nie będzie to kolejna opowieść o piłkarskich chuliganach, a raczej o całej kulturze ubóstwiania i naśladowania ich. Poznajcie świat Hoolipornu.
Od lat narasta fascynacja chuliganami stadionowymi. Nie – nie taka jak w Polsce, którą znamy z naszych stadionów. Mowa głównie o Anglii i Holandii, gdzie znajdziemy prawdziwych pasjonatów. Przeczytali stos książek, obejrzeli masę filmów. Znają każdą firmę (ekipę chuligańską) na wylot. Do tego ubierają się podobnie jak bohaterowie – zarówno ci realni, jak i fabularni z ekranu i papieru. Nie, nie zakładają dresów, jak może się wydawać. Mają na sobie kurtki Stone Island, firmowe dżinsy, kolorowe buty sportowe. Jedyne co różni ich od bohaterów, to fakt, że nie są chuliganami. Są jedynie uzależnieni od Hoolipornu – i właśnie dzięki temu powstał gigantyczny przemysł.
Ciężko wskazać, gdzie Hooliporn ma swoje początki. Choć już Margaret Thatcher wyrzuciła chuliganów ze stadionów, to całe lata 90-te przewijali się gdzieś w tle. Słyszeliśmy o bójkach angielskich kibiców podczas mundialu we Francji w 1998 roku. Media informowały o wielkim sojuszu brytyjskich ekip w 2000 roku, by w Kopenhadze podczas finału Pucharu UEFA pomścić śmierć dwóch kibiców Leeds United. Zostali oni zadźgani w Stambule przed półfinałowym meczem z Galatasaray'em. Turcy w finale zmierzyli się z Arsenalem. Doszło do bitwy o Kopenhagę – wszyscy kibole angielscy zjednoczyli się przeciwko Turkom. Choć media oczywiście ich potępiły, to nie brakowało zachwyconych tym sojuszniczym odwetem.
Pierwsze książki Hoolipornowe"
Wzrost zainteresowania doprowadził do coming outu części byłych liderów "firm". Jednym z pierwszych był Cass Pennant, ciemnoskóry lider Inter City Firm, grupy chuliganów drużyny West Ham United. ICF była znaczącą firmą w latach 70-tych i 80-tych, a Pennant był tam znaną osobistością. Jego autobiografia „Cass” oraz książka „Congratulations, You Have Just Met The ICF” okazały się bestsellerami. W jego ślady poszli inni byli królowie tarasów (angielska nazwa na trybuny z miejscami stojącymi). Książki sprzedawały się jak świeże bułeczki. Kupowały je osoby, które chciały znać każdy szczegół ich życia, przeczytać o akcjach jakie przeprowadzili. W końcu wielu z czytelników nie pamiętało czasów, w których doszło do rozrób na Heysel czy innych obiektach.
Po „wspomnieniach” zaczęła pojawiać się fikcja. Opowieści ojców i dziadków przestały wystarczać. Był na to zbyt duży popyt. Powstały takie dzieła jak „The Football Factory”, „England Away” czy „Casuals”. Jednak w odróżnieniu od wspomnień dawnych chuliganów, tym razem akcja była osadzona w czasach współczesnych. Pokazywało to jedno – czasy chuliganów wcale nie zniknęły.
Pora na film
Jeśli książka się sprzedaje, to dlaczego nie zrobić o tym filmu? Tak właśnie powstał film „The Football Factory” z budzącym uśmiech politowania Dannym Dyerem. Obraz opowiadał o życiu kibiców Chelsea, których w życiu nie spotkało nic lepszego od życia w "firmie". Choć „prawdziwi kibole” traktują ten film jak komedię, to zyskał on wielu fanów zarówno w Anglii, jak i za granicą. To kolejny sygnał, że filmy "Hooliporn" mogą się sprzedawać.
Trailer filmu "Football Factory"
Kto nie pamięta filmu z Frodo Bagginsem (Elijah Wood), który z amerykańskiego dziennikarza przeistacza się w brytyjskiego chuligana West Ham United? Hooliporn do potęgi dziesiątej. Oczywiście „Green Street Hooligans” to maksymalna fikcja i jest wiele rzeczy, które w rzeczywistości nie mogłyby się wydarzyć.
Jednak uzależnieni od Hoolipornu ludzie na całym świecie gloryfikują ekipę Green Street Elite. Dzięki nim West Ham zyskało sporo fanów na całym świecie. Może i nie kojarzą żadnych zawodników drużyny, ale wzorowo zaśpiewają „I'm forever blowing bubbles” i chętnie założą kurtkę Stone Island.
Następnym krokiem w rozwoju przemysłu Hoolipornu było przedstawienie prawdziwych "bohaterów". Danny Dyer, który grał kibola w filmie, nagle zaczął jeździć po świecie, żeby spotykać się z różnymi ekipami. Tak powstał program "The Real Fotball Factory". Szukając sensacji jego rozmówców przedstawiano niemal jak najgroźniejszych przestępców świata. Przed spotkaniem z kibicami Wisły Kraków dla odwagi wypił butelkę wódki, bo tak się bał, że coś mu zrobią.
Danny Dyer w Polsce
Zresztą nie ma co się dziwić, skoro inny „ekspert” od gangów, Ross Kemp przedstawił polskich chuliganów jako najgroźniejszych ludzi w Europie. Tyle że trochę poniosły go wodze fantazji. Dzięki dokumentaliście/aktorowi w wielu miejscach na całym świecie wierzy się, że drużyna Stilon Gorzów ma niesamowicie mocną ekipę kiboli. Nie ma – po prostu trafili do kultowego dokumentu hoolipornowego.
Chuligańska moda
Jednak nie można poprzestawać na samych książkach i filmach o stadionowych bohaterach. Wiele osób uzależnionych od Hoolipornu chce się do swoich „idoli” upodobnić. Dzięki casualowemu strojowi chcą zyskać szacunek ulicy. Oczywiście nie sama szata zdobi człowieka, ale marki takie jak Stone Island (niezwykle promowany w filmie "Green Street Hooligans") czy Henri Lloyd zarabiają na tym krocie. Obie firmy tworzą całe serie ubrań dla „kiboli”. Zresztą to jeden z powodów, dlaczego na Zachodzie powróciła moda na lata 80-te. Po prostu wróciła moda na chuliganów, których dziś nowe pokolenia chcą naśladować.
Przemysł hoolipornowy ma się dobrze. Pozostaje czekać aż w Polsce zaczną sprzedawać się spowiedzi „Rybaka”, „Bosmana”, a może nawet „Starucha”. Ludzie będą chcieli czytać o tym, o czym tak tłumnie donoszą media. W końcu już powstał polski film hoolipornowy "Skrzydlate świnie", był też dokument "Klatka".
Jednak jest druga twarz tego całego przemysłu. Bo jedno to zarobić krocie na modzie na „casualowym życiu”, a drugie, gdy ktoś z biernego widza chce stać się jednym z "chłopaków". I właśnie tak dzieje się w całej Europie. Chuligani to nie tylko polski problem. Po prostu wyrosło pokolenie wychowane na Hoolipornie, które dziś nie tylko chce wyglądać, ale także dorównać swoim bohaterom.