![Jak wygląda codzienność polskich [url=http://shutr.bz/1ntHOcC]dzieci[/url] mieszkających na emigracji?](https://m.natemat.pl/83e7977ff7b1563fc96c9b4d8f3ae074,1500,0,0,0.jpg)
– Uczy się irlandzkiego tak jak inne dzieci. Wszystkie zajęcia ma po angielsku, więc akcent ma lepszy ode mnie. Czasami jest zdziwiony, że do obcych dla niego ludzi mówię po polsku. I tyle – mówi Maciek o swoim synu – Irlandczyku.
Maciek do Irlandii przyjechał wraz z żoną w 2006 roku. – Od momentu przyjazdu zmieniałem pracę 7 razy, żona 2 razy. Przeprowadzaliśmy się 9 razy podążając za pracą po całym Dublinie – mówi. Dziś myślą o kupnie własnego mieszkania. Mają 5-letniego syna – Irlandczyka, jak mówi sam Maciek. – Dziecko jest Irlandczykiem i ma tego świadomość. Wie, że my jesteśmy Polakami i wie, gdzie jest Polska – babcie tam mieszkają – tłumaczy.
W Polsce często mówi się o tym, że na Zachodzie Polki chętniej rodzą dzieci głównie ze względu na szerokie i skuteczne wsparcie państwa dla młodych rodziców. Nasi rozmówcy twierdzą jednak, że radzą sobie bez państwowej pomocy.
Nawet nie tyle, że “państwo pomaga”. Przez 3 lata żyliśmy tylko z mojej pensji. Żona była w ciąży i zajmowała się małym. I nie mieliśmy nigdy jakichkolwiek problemów finansowych. Poza standardowym “child benefit” nie braliśmy od państwa grosza.
Maciek nie wie nawet dokładnie, jak państwo wspiera rodziców o niskich dochodach. Na pewno jednak mniej zamożni rodzice mogą liczyć na darmowe leczenie, zasiłki, czy dodatki na mieszkanie. – Generalnie perspektywy na wychowanie dziecka są tu o wiele lepsze niż w Polsce – ocenia.
Ja swoją przyszłość wiążę z Anglią, ale niektórzy przyjeżdżają tu na 4-5 lat i wracają. Ich perspektywa finansowa i sposób myślenia o pieniądzach są więc inne od mojej. Niektóre mamy polskich dzieci z mojej szkoły mówiły mi: “Nawet jak mu nie idzie nauka, to nic złego się nie stanie. My i tak niedługo wracamy”. Przy takim nastawieniu rodziców ciężko jest oczekiwać, żeby te dzieci dobrze się uczyły.
Zarówno Maciek jak i Anna podkreślają, że ich dzieci nie mają w szkole żadnych problemów z powodu polskiego pochodzenia. W lokalnej mieszance narodowości nie są przez nikogo uznawane za “gorsze” – nie żyją w polskim getcie. – Widzę, że pomimo tego, że polskie matki bardzo się stresują wysyłaniem swoich pociech do angielskich szkół, dzieci są szczęśliwe – ocenia Anna.
– Wielokrotnie słyszałam pytania, czy będę sobie wymieniała paszport, ale nie widzę w ogóle takiej potrzeby. Nie rozumiem ludzi, którzy próbują zataić, że są z Polski – mówi Anna podkreślając, że zależy jej na tym, by syn czuł się po części Polakiem. Ona sama często rozmawia na Skype’ie z rodzicami, czyta też dużo polskich książek, z przyjemnością tłumaczy mężowi polskie tradycje i zwyczaje.

