![[url=http://shutr.bz/1thAiWp]Okres wielkanocny to złoty czas dla producentów majonezu[/url]](https://m.natemat.pl/55d72fd26dbcf701e9a5788b097c47fc,360,0,0,0.jpg)
Za to co nieco o znaczeniu świąt dla producentów tego produktu mówią ludzie reklamy. – Nie da się ukryć, że obserwując komunikaty marketingowe dochodzące z wszelkich możliwych mediów, trudno świąt nie zauważyć – tłumaczy Piotr Wosik, specjalista ds. marketingu i strateg M&CC (ta, o dziwo, aktualnie nie promuje żadnych producentów majonezu).
Skąd tak konserwatywny kulturowy przekaz w wielkanocnej komunikacji marketingowej polskich producentów majonezu? – Majonezowa babka, pierzynki z francuskiego ciasta na barszczu wielkanocnym, choć same w sobie nieco zaskakujące, są częścią bardzo konserwatywnej komunikacji. Wymyślne przepisy to jedyne pole dla nowości, bo sam model kulturowy, jaki wspiera przekaz reklamowy, jest bardzo zachowawczy – uważa Piotr Wosik.
W ubiegłym roku – jak wynika z badań firmy Nielsen - wartość sprzedaży majonezów przekroczyła 676 mln złotych. Polacy zjedli ponad 55 mln litrów tego produktu. Sprzedaż majonezu charakteryzuje się dużą sezonowością. Analitycy firmy GfK Consumer Tracking wyliczyli, że w okresie Wielkanocy jemy go nawet dwa razy więcej niż latem.
To źle – tłumaczy dietetyczka Mariola Klocek z Centrum Medycy Sportowej w Zabrzu. – Majonez faktycznie często pojawia się na naszym świątecznym stole. Wielu z nas nie wyobraża sobie bez niego niektórych powszechnie spożywanych dań. Tradycyjną sałatkę jarzynową zjadamy często właśnie wzbogaconą sosem wyprodukowanym z żółtek, oleju, soku z cytryny i przypraw. Poprawia on smak zimnych dań, przekąsek, a nawet zwykłych jajek gotowanych na twardo. Pomimo jego walorów smakowych, ma on też swoją wadę, bardzo wysoką kaloryczność. Co czyni go nie do końca zdrowym dodatkiem do naszych potraw – tłumaczy Mariola Klocek.
Mniej majonezu, więcej eksperymentowania
– Dodatkową wadą majonezu produkowanego przez niektórych producentów jest to, że często dodawane są do ich podstawowych składników stabilizatory, konserwanty, barwniki, aromaty syntetyczne, które nie są obojętne dla naszego zdrowia – tłumaczy specjalistka z Centrum Medycy Sportowej w Zabrzu.
Mariola Klocek nie skreśla całkowicie tego przysmaku z naszego stołu. – Nie zniechęcajmy się jednak całkowicie do tradycyjnego majonezu, zwłaszcza tego przygotowanego w warunkach domowych na bazie olejów roślinnych (olej rzepakowy, oliwa z oliwek).
Nie da się ukryć, że obserwując komunikaty marketingowe dochodzące z wszelkich możliwych mediów – trudno Świąt nie zauważyć. Uwaga ta ma jednak szerszy kontekst, może bowiem stanowić przyczynek do rozważań o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy. Zasadniczo odwrotnie, bo jednak Wielkanoc wobec drugiego z wielkich świąt to jak ubogi krewny.
Po Pilchowemu: powiedzieć, że grudniowe Święta to czas żniw i karnawału dla wielu gałęzi narodowej gospodarki, w tym mediów, to nic nie powiedzieć. I tu z punktu widzenia komunikacji marketingowej, a może przede wszystkim jej odbiorców, wyraźnie uwidacznia się wyższość Wielkiej Nocy.
Owszem, majonez jest wszędzie – kusi w radiu, uwodzi w telewizji, trendsettersko zachęca w blogosferze, rządzi na Facebooku, twittuje jak opętany i Bóg wie co jeszcze, jednak długość „majonezonośnego” periodu nie przekracza ostrożnościowych progów odporności przeciętnego zjadacza chleba, pardon – majonezu.
Dwa, trzy tygodnie przed Świętami jesteśmy bombardowani majonezem, cóż to jednak za bombardowanie w zestawieniu z dywanowymi nalotami śledzi i karpi, prezentów i Mikołajów, szczęśliwych rodzin przy stole, które – zgodnie z tradycją marketingową naszego kraju – rozpoczynają się, gdy tylko zgasną znicze, a Polacy zakończą zaduszkową odyseję.
Tak więc nie ma co narzekać, gehenna czeka nas dopiero za pół roku. Tymczasem majonez i jego obraz w mediach to oczywiście cenne źródło wiedzy psychograficznej, a może nawet antropologicznej o nas samych. Przekazy dominujące zwłaszcza w telewizyjnym „pozdrowieniu z lepszego (majonezowego) świata” silnie odwołują się do tradycji, uwypuklają polskość receptur, ich lokalne pochodzenie.
W reklamach dominuje tradycyjny model rodziny, w którym kobieta jest nie tylko opiekunką domowego ogniska, ale i maszyną do produkcji i wydawania potraw. Majonezowa babka, pierzynki z francuskiego ciasta na barszczu wielkanocnym, choć same w sobie nieco zaskakujące, są częścią bardzo konserwatywnej komunikacji. Wymyślne przepisy to jedyne pole dla nowości, bo sam model kulturowy, jaki wspiera przekaz reklamowy, jest bardzo zachowawczy.
Pytanie o oryginalność wydaje się nieadekwatne, ponieważ Polacy chcą oglądać to, co znają. W agencjach reklamowych czy działach marketingu koncernów spożywczych nie siedzą idioci, ale ludzie umiejący korzystać z badań i przetłumaczyć je na język perswazji wizualnej, która od lat jest taka sama, a jaskółek zmian nie widać.
Śmieszy nas to czy wkurza? Tak czy owak, każda z reakcji mówi to coś o nas samych, jak w słynnym zdaniu z finału „Rewizora”.