Polska Wielkanoc ma tylko jednego króla i jest nim majonez
Łukasz Grzesiczak
19 kwietnia 2014, 08:37·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 kwietnia 2014, 08:37
Jest wszędzie. Atakuje na Facebooku i Pintereście, w telewizyjnej reklamie i na VOD. Majonez Kielecki przekonuje, że specjalnie na Wielkanoc jest sekretem dobrej kuchni, Majonez Dekoracyjny Winiary zaskakuje i zachęca do upieczenia z nim wielkanocnej babki, marketingowcy majonezu Hellmann's, jakby ciągle pamiętali o przypadających na 1 kwietnia 85. urodzinach Milana Kundery, piszą o „nieznośnej lekkości lunchu” oraz uczą malowania pisanek.
Reklama.
Producenci o sprzedaży majonezu, marketingowych pomysłach i wydatkach na reklamę w okresie Wielkanocny mówić jednak nie chcą. Właśnie o nie zapytaliśmy producentów Majonezu Dekoracyjnego Winiary, majonezu Hellmann's i Majonezu Kieleckiego. Otrzymaliśmy jedynie odpowiedź od Olgi Ostaszewskiej, Assistant to the Director & Brand PR Assistant w firmie Nestle (producenta Majonezu Dekoracyjnego Winiary). - Bardzo dziękuję za przesłane pytania. Pytania dotyczą naszych danych strategicznych, dlatego też niestety tym razem nie skorzystamy z możliwości wypowiedzi – napisała.
Majonez twittuje jak opętany
Za to co nieco o znaczeniu świąt dla producentów tego produktu mówią ludzie reklamy. – Nie da się ukryć, że obserwując komunikaty marketingowe dochodzące z wszelkich możliwych mediów, trudno świąt nie zauważyć – tłumaczy Piotr Wosik, specjalista ds. marketingu i strateg M&CC (ta, o dziwo, aktualnie nie promuje żadnych producentów majonezu).
– Owszem, majonez jest wszędzie, kusi w radiu, uwodzi w telewizji, trendsettersko zachęca w blogosferze, rządzi na Facebooku, twittuje jak opętany i Bóg wie co jeszcze, jednak długość „majonezonośnego” periodu nie przekracza ostrożnościowych progów odporności przeciętnego zjadacza chleba, pardon, majonezu – uważa Wosik i przekonuje, że przedświąteczne reklamy majonezu są niczym w porównaniu z „nalotem śledzi i karpi, prezentów i Mikołajów, które w Polsce rozpoczynają się, gdy tylko zgasną znicze”.
Oczywiście przygotowane specjalnie z okazji Wielkanocy reklamy majonezu to cenne źródło wiedzy o nas samych. – Przekazy reklamowe silnie odwołują się do tradycji, uwypuklają polskość receptur, ich lokalne pochodzenie. Dominuje tradycyjny model rodziny, w którym kobieta jest nie tylko opiekunką domowego ogniska, ale i maszyną do produkcji i wydawania potraw – zauważa Piotr Wosik.
Polacy są z „Misia” - lubią to, co znają
Skąd tak konserwatywny kulturowy przekaz w wielkanocnej komunikacji marketingowej polskich producentów majonezu? – Majonezowa babka, pierzynki z francuskiego ciasta na barszczu wielkanocnym, choć same w sobie nieco zaskakujące, są częścią bardzo konserwatywnej komunikacji. Wymyślne przepisy to jedyne pole dla nowości, bo sam model kulturowy, jaki wspiera przekaz reklamowy, jest bardzo zachowawczy – uważa Piotr Wosik.
Jego zdaniem nie ma sensu pytać o oryginalność wielkanocnych reklam majonezu. – Polacy chcą oglądać to, co znają. W agencjach reklamowych czy działach marketingu koncernów spożywczych nie siedzą idioci, ale ludzie umiejący korzystać z badań i przetłumaczyć je na język perswazji wizualnej, która od lat jest taka sama, a jaskółek zmian nie widać – uważa strateg M&CC.
55 mln litrów majonezu rocznie
W ubiegłym roku – jak wynika z badań firmy Nielsen - wartość sprzedaży majonezów przekroczyła 676 mln złotych. Polacy zjedli ponad 55 mln litrów tego produktu. Sprzedaż majonezu charakteryzuje się dużą sezonowością. Analitycy firmy GfK Consumer Tracking wyliczyli, że w okresie Wielkanocy jemy go nawet dwa razy więcej niż latem.
Przygotowując święta, Polacy wydają na niego ponad 100 milionów złotych. – Na polskich stołach od lat króluje marka Winiary (od Nestle), ale gospodarstwa sięgają także po Majonez Kielecki i inne marki regionalne, a także po marki własne (np. Splendido z Biedronki) – tłumaczy Michał Maksymiec z GfK Polonia. 93 procent naszych rodaków nie wyobraża sobie świątecznej kuchni bez majonezu.
Wysoka kaloryczność, nie do końca zdrowy dodatek do potraw
To źle – tłumaczy dietetyczka Mariola Klocek z Centrum Medycy Sportowej w Zabrzu. – Majonez faktycznie często pojawia się na naszym świątecznym stole. Wielu z nas nie wyobraża sobie bez niego niektórych powszechnie spożywanych dań. Tradycyjną sałatkę jarzynową zjadamy często właśnie wzbogaconą sosem wyprodukowanym z żółtek, oleju, soku z cytryny i przypraw. Poprawia on smak zimnych dań, przekąsek, a nawet zwykłych jajek gotowanych na twardo. Pomimo jego walorów smakowych, ma on też swoją wadę, bardzo wysoką kaloryczność. Co czyni go nie do końca zdrowym dodatkiem do naszych potraw – tłumaczy Mariola Klocek.
Największe grzechy majonezu? Jak zauważa specjalistka, głównym składnikiem tego produktu jest tłuszcz, który posiada najwyższą wartość kaloryczną w porównaniu z innymi składnikami odżywczymi (1 gram białka to 4 kcal, 1 gram węglowodanów to 4 kcal, a 1 gram tłuszczu to 9 kcal ). Nadmierne spożycie tłuszczu może przyczynić się do wzrostu wagi i negatywnych konsekwencji zdrowotnych. Mariola Klocek wylicza: jedna łyżka majonezu to 166 kcal (18 g tłuszczu). Przykładowo tyle samo ma 1 szklanka gotowanej kaszy lub 2 małe jabłka. Aby spalić taką ilość kalorii należałoby jeździć na rowerze przez 15 minut, tańczyć przez 25 minut lub spacerować 30 minut.
Mniej majonezu, więcej eksperymentowania
– Dodatkową wadą majonezu produkowanego przez niektórych producentów jest to, że często dodawane są do ich podstawowych składników stabilizatory, konserwanty, barwniki, aromaty syntetyczne, które nie są obojętne dla naszego zdrowia – tłumaczy specjalistka z Centrum Medycy Sportowej w Zabrzu.
– Ze względu na wysoką kaloryczność majonezu należy zmniejszyć jego częstotliwość spożycia i przestać używać go do każdej potrawy. Warto eksperymentować i wzbogacić smak poprzez dodawanie musztardy, octu winnego, sosu vinegrette, chrzanu, ćwikły, pasty z bakłażana, humusu lub gęstego jogurtu – zachęca Mariola Klocek.
Zresztą majonez to nie tylko polska słabość. Francuzi spożywają go jako przysmak do ryb i warzyw, Hiszpanie jako składnik ich sosu czosnkowego, a Niemcy czy Czesi jako składnik sałatki ziemniaczanej. Nie ma pewności skąd majonez wziął się na europejskich stołach. Zwykło się przyjmować, że gości na nich od ponad 250 lat. Ponoć został wymyślony nad morzem Śródziemnym w XVIII wieku. Mieszkańcom miasta Mahon, stolicy obleganej przez Francuzów wyspy Minorki, kończyły się zapasy. Wtedy to z oliwy i jaj postanowili stworzyć sos, który urozmaicał im monotonne posiłki.
A może swój majonez?
Mariola Klocek nie skreśla całkowicie tego przysmaku z naszego stołu. – Nie zniechęcajmy się jednak całkowicie do tradycyjnego majonezu, zwłaszcza tego przygotowanego w warunkach domowych na bazie olejów roślinnych (olej rzepakowy, oliwa z oliwek).
Dlaczego? Tłuszcze te bogate są w dobre kwasy tłuszczowe. Pełnią ważną rolę w profilaktyce i leczeniu chorób układu krążenia. Zapobiegają arytmii, hamują powstawanie zakrzepów, obniżają poziom trójglicerydów i ciśnienie tętnicze krwi. Konieczne są do prawidłowego wzrostu dzieci i młodzieży oraz utrzymania zdrowia w wieku dojrzałym. – W święta zalecałabym jednak umiar i dużo ruchu – mówi specjalistka ds. żywienia.
Nie da się ukryć, że obserwując komunikaty marketingowe dochodzące z wszelkich możliwych mediów – trudno Świąt nie zauważyć. Uwaga ta ma jednak szerszy kontekst, może bowiem stanowić przyczynek do rozważań o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiej Nocy. Zasadniczo odwrotnie, bo jednak Wielkanoc wobec drugiego z wielkich świąt to jak ubogi krewny.
Po Pilchowemu: powiedzieć, że grudniowe Święta to czas żniw i karnawału dla wielu gałęzi narodowej gospodarki, w tym mediów, to nic nie powiedzieć. I tu z punktu widzenia komunikacji marketingowej, a może przede wszystkim jej odbiorców, wyraźnie uwidacznia się wyższość Wielkiej Nocy.
Owszem, majonez jest wszędzie – kusi w radiu, uwodzi w telewizji, trendsettersko zachęca w blogosferze, rządzi na Facebooku, twittuje jak opętany i Bóg wie co jeszcze, jednak długość „majonezonośnego” periodu nie przekracza ostrożnościowych progów odporności przeciętnego zjadacza chleba, pardon – majonezu.
Dwa, trzy tygodnie przed Świętami jesteśmy bombardowani majonezem, cóż to jednak za bombardowanie w zestawieniu z dywanowymi nalotami śledzi i karpi, prezentów i Mikołajów, szczęśliwych rodzin przy stole, które – zgodnie z tradycją marketingową naszego kraju – rozpoczynają się, gdy tylko zgasną znicze, a Polacy zakończą zaduszkową odyseję.
Tak więc nie ma co narzekać, gehenna czeka nas dopiero za pół roku. Tymczasem majonez i jego obraz w mediach to oczywiście cenne źródło wiedzy psychograficznej, a może nawet antropologicznej o nas samych. Przekazy dominujące zwłaszcza w telewizyjnym „pozdrowieniu z lepszego (majonezowego) świata” silnie odwołują się do tradycji, uwypuklają polskość receptur, ich lokalne pochodzenie.
W reklamach dominuje tradycyjny model rodziny, w którym kobieta jest nie tylko opiekunką domowego ogniska, ale i maszyną do produkcji i wydawania potraw. Majonezowa babka, pierzynki z francuskiego ciasta na barszczu wielkanocnym, choć same w sobie nieco zaskakujące, są częścią bardzo konserwatywnej komunikacji. Wymyślne przepisy to jedyne pole dla nowości, bo sam model kulturowy, jaki wspiera przekaz reklamowy, jest bardzo zachowawczy.
Pytanie o oryginalność wydaje się nieadekwatne, ponieważ Polacy chcą oglądać to, co znają. W agencjach reklamowych czy działach marketingu koncernów spożywczych nie siedzą idioci, ale ludzie umiejący korzystać z badań i przetłumaczyć je na język perswazji wizualnej, która od lat jest taka sama, a jaskółek zmian nie widać.
Śmieszy nas to czy wkurza? Tak czy owak, każda z reakcji mówi to coś o nas samych, jak w słynnym zdaniu z finału „Rewizora”.