"To było strasznie obleśne". Gdańska działaczka opowiada o zachowaniu ks. Jankowskiego

Rafał Badowski
– Już w 1993 r. słyszałam o gwałtach księdza. Nic z tym nie zrobiłam i z tym tchórzostwem bardzo źle się czuję – powiedziała działaczka kulturalna z Trójmiasta Lidka Makowska. W rozmowie z Wirtualną Polską nazwała zachowanie gdańskiego środowiska, w którym działał prałat, "zmową milczenia".
Lidia Makowska przyznała, że o zachowaniu księdza Jankowskiego wiedziała już w 1993 r. jednak nie miała wiary, że cokolwiek da się z tym zrobić. Fot. Damian Kramski / Jan Rusek / Agencja Gazeta
Przypomnijmy, że w reportażu "Dużego Formatu" opisano historię kobiety, która jako dziewczynka była molestowana przez księdza Jankowskiego. Jej koleżanka z podwórka miała popełnić samobójstwo. Ksiądz Jankowski miał też molestować chłopców.

Także Makowska po latach wspomina, że wiedziała o skłonnościach księdza Jankowskiego.
– Zaczęłam zajmować się kulturą w 1997 roku. Już wtedy w środowisku nikt nie miał wątpliwości, że tam dochodzi do nieprawidłowości, do wykorzystywania seksualnego – opowiedziała.

– Jednak przez to, że w Gdańsku prezydentem miasta jest były ministrant ks. Jankowskiego i władza świecka od dawna była związana z władza kościelną, panowała swoista zmowa milczenia na temat skłonności prałata – dodała Makowska.


Makowska twierdzi, że pierwszy raz o zachowaniu księdza usłyszała w 1993 r. – Niemieccy gdańszczanie opowiadali mi o tym, co ks. Jankowski robił w latach 80. Jedna z kobiet mówiła wręcz o "gwałtach". Na plebanii św. Brygidy podszedł do nich jeden z ministrantów. Miał 13 lat. Opowiedział, co mu robi ks. Jankowski. Ona nic z tym nie zrobiła. Ja też nie – wyjawiła.

Jak się wyraziła, wszyscy mieli poczucie, że zasłużona dla Gdańska osoba jest nie do ruszenia. – Wszyscy odwracaliśmy oczy. Dzisiaj czuję się strasznie z tym tchórzostwem – komentuje.

Makowska opowiedziała też o chłopcach, którymi otaczał się ksiądz Jankowski. – Przychodził do Ratusza Staromiejskiego i do Restauracji Gdańskiej z tymi chłopcami. Widziałam go wielokrotnie. To jak zachowywał się wobec tych chłopców, było strasznie obleśne – twierdzi.

– Traktował ich jak niewolników, a oni jego jak cesarza. Usługiwali mu na każdym kroku – wspomina. Makowska przyznała, że mogła zgłosić sprawę do prokuratury, jednak zabrakło jej wiary w to, że da się z tym coś zrobić.

Ocenia, że najważniejszy w sprawie nie jest ks. Jankowski, tylko chłopcy, którzy dziś są mężczyznami i potrzebują nie tylko pomocy organów sprawiedliwości, ale i wsparcia psychologa.

– Trzeba o tym głośno mówić, bo pedofilia w Kościele nie jest historią. To się cały czas dzieje i gdy będziemy to nagłaśniać, wielu duchownych zobaczy, że nie jest bezkarna – puentuje Makowska.

źródło: Wirtualna Polska