Presja widzów jednak miała sens. W nowym sezonie "Detektyw" powraca do okultyzmu i surowych klimatów
Nic Pizzolatto wziął sobie głęboko do serca marudzenie widzów przy drugim sezonie "Detektywa". Zmiana konwencji nie przypadła do gustu fanom pierwszej serii. Teraz mogą spokojnie odwiesić psy z produkcji HBO - po pierwszych dwóch odcinkach serial zapowiada się znakomicie!
Warto było czekać 5 lat
Każdy sezon "Detektywa" opowiada inną, zamkniętą (choć pełną niedopowiedzeń) historię - można więc oglądać je niezależnie od siebie. W najnowszej odsłonie akcja przenosi nas do hrabstwa Ozark, gdzie doszło do makabrycznej zbrodni.
Przed oglądaniem serialu najlepiej jest wyłączyć smartfona. Produkcja wymaga od widza pełnego skupienia, bo fabuła prowadzona jest na trzech planach czasów z przeplatającymi się wątkami. "Detektyw" nie posłuży zatem do relaksu po pracy, ale odkrywanie kolejnych niuansów i zawiłości scenariusza przynosi wiele frajdy mieszanej z przerażaniem.
Pierwszy plan czasowy to lata 80. i nierozwiązana sprawa zaginięcia dwójki dzieci, drugi to lata 90. i m.in. przesłuchania dotyczące przełomu w sprawie (jak za starych dobrych czasów "Detektywa"), trzeci to współczesność i zmagania podstarzałego głównego bohatera z problemami z pamięcią oraz... producentami serialu z gatunku true crime. Akcja znów rozwija się powoli i to głównie na bazie dialogów, ale nie możemy narzekać na to, że nic się nie dzieje.
Detektywi prowadzą śledztwo dotyczące zaginięcia dwójki dzieci•Fot. Materiały prasowe HBO
Może i w trzecim sezonie nie ma tak skomplikowanej postaci jak Rust Cohle, ale detektyw Wayne Hayes też potrafi fascynować. To charyzmatyczny weteran wojny w Wietnamie, któremu przyszło pracować w trudnych czasach i okolicy - lata 80. w USA to nie był dobry czas dla czarnoskórych.
W rolę nieustępliwego detektywa - w swojej młodej, starszej i najstarszej "wersji" – wciela się jeden z najlepszych aktorów kroczących po ludzkim padole - zdobywca Oscara za "Moonlight" i mocny kandydat do tegorocznej nagrody za "Green Book", Mahershala Ali. W dwóch pierwszych odcinkach przyćmiewa inne kreacje, w tym jego ekranowego partnera Stephen Dorffa, czyli detektywa Rolanda Westa.
Zbrodnia, wokół której kręci się cała akcja, ma znamiona okultyzmu. Śledztwo w tajemniczej sprawie, w prowincjonalnym mieście, w połączeniu z depresyjną muzyką i wyblakłymi kolorami, tworzą niesamowicie niepokojący klimat rodem z horroru Lovecrafta. Można odnieść wrażenie, że jesteśmy na tropie prawdziwego Zła, a nie zwykłego mordercy.
Trudno oderwać wzrok od wspaniałej roli Mahershala Ali•Fot. Materiały prasowe HBO