Bohaterowie "Green Booka" istnieli naprawdę. Jednak sam film jest mocno upiększony
"Green Book" okazał się najlepszym filmem tegorocznych Oscarów - i trudno się nie zgodzić z werdyktem. Pokazana w nim historia wzrusza, inspiruje, a po projekcji odzyskujemy wiarę w ludzkość. Jest inspirowana faktami, ale fabuła została mocno podkręcona. Rodzina jednego z bohaterów uważa, że jest przekłamana.
Cwaniaczek z BronxuTo była część historii mojej rodziny, ale wiedziałem, że może też zainteresować innych. To opowieść o dwóch bardzo różnych ludziach, którzy się spotykają, poznają, razem podróżują i zmieniają wzajemnie pod wpływem tej znajomości. To historia, która podnosi na duchu szczególnie dziś, w pełnych podziałów i nietolerancji czasach, w których żyjemy.
Ksywka "Lip", czyli warga, idealnie pasuje do Tony'ego - faktycznie miał gadane, tak jak to doskonale odwzorował w filmie Mortensen. Jego rodzice pochodzili z Włoch, ale dorastał na Bronxie, który w latach 60. był wielokulturowa dzielnicą Nowego Jorku. Przez 12 lat pracował na bramce w klubie Copacabana, do którego przychodzili zwykli mieszkańcy, ale i Frank Sinatra.
To właśnie w klubie poznał Francis Ford Coppolę, który potem dał mu małą rolę w "Ojcu Chrzestnym". Jednak to kreacja bossa mafii - Carmine Lupertazziego - w "Rodzinie Soprano" przyniosła mu największą sławę. Występował również w takich kultowych filmach jak "Chłopcy z ferajny" czy "Donnie Brasco".
Kadr z serialu "Rodzina Soprano"
Wiele wskazuje na to, że nigdy nie zostałby człowiekiem kultury, gdyby nie spotkał na swojej drodze Dona Shirleya. – To, czego doświadczył mój ojciec, podróżując z Shirleyem, zmieniło jego postrzeganie rzeczywistości, ponieważ nigdy wcześniej nie spotkał się z rasizmem w takiej postaci – uważał Nick Vallelonga i dodał, że to samo można zresztą powiedzieć o Shirley’u, o którym Igor Strawiński powiedział, że osiągnął boskie wyżyny kunsztu i jest geniuszem.
Don Shirley był cudownym dzieckiem - naukę gry na pianinie zaczął jako dwulatek, ponoć w wieku 9 lat został zaproszony na studia w Konserwatorium Leningradzkim, a jako 18-latek debiutował na koncercie w Boston Symphony. Jak wiemy z filmu, artysta nie grywał jedynie muzyki klasycznej, ale i swoje kompozycje.
Jego nagrania są obecnie oblegane na YouTube - widać to w sekcji komentarzy. Tworzył symfonie, koncerty fortepianowe, a nawet jednoaktową operę, czy poemat symfoniczny na kanwie ostatniego działa Jamesa Joyce’a "Finnegan’s Wake". Jego singiel "Water Boy" dotarł na 40. miejsce listy Billboardu.
Shirley wyróżniał się na tle społeczności Afroamerykanów tamtych czasów. Mieszkał w luksusowym apartamencie w budynku Carnegie Hall, otoczony egzotycznymi przedmiotami. Znał kilka języków obcych i gustownie się ubierał - "Green Book" wiernie to odtwarza.
Nie miał aż tak wielkopańskiego sposobu bycia jak grający go Mahershala Ali - czytamy w "Polityce". Co ciekawe, był też malarzem, okładka do płyty "Orpheus in the Underworld", której nazwa pada w zabawnej scenie w filmie, jest jego autorstwa.
"Green Book" wywołał kontrowersje
Ich wojaże przedstawione w filmie przypominają skrzyżowanie "Nietykalnych" z "Wożąc panią Daisy". Podróż z 1962 roku zmieniła Tony’ego i otworzyła oczy na sytuację Afroamerykanów na południu Stanów. Aż trudno uwierzyć, że byli tak upokarzani i traktowani zaledwie pół wieku temu. Wiele się od tamtego czasu zmieniło, ale tematy rasizmu i homofobii poruszone w "Green Booku" są wciąż obecne.
Tytułowa książka istniała naprawdę. To przewodnik po hotelach i restauracjach na Południu USA, które były przyjazne czarnoskórym•Okładka "The Negro Motorist Green Book" / biblioteka publiczna w Nowym Jorku
Nick odpowiedział na zarzuty rodziny muzyka. Twierdził, że spędzili razem półtora roku, a potem się przyjaźnili. Vallelonga rozmawiał z Donem o ich historii tuż przed śmiercią. – Pozwolił mi opowiedzieć tylko o tym, co się wydarzyło w podróży – zdradził Nick. Rodzina nie była z nimi w samochodzie, musimy mu wierzyć na słowo.
Faktem jest również to, że w 2013 roku Tony Vallelonga i Don Shirley zmarli niemal w
tym samym czasie. Lip odszedł 4 stycznia 2013 roku w wieku 82 lat, a Don 6 kwietnia
2013 roku w wieku 86 lat. "Green Book" jest z jednej strony testamentem ojca dla syna, a z drugiej hołdem dla wybitnego muzyka. Film może i mija się w wielu miejscach z prawdą, ale ukazuje historię, o której szkoda byłoby zapomnieć.