Czy warto było czekać tak? Zarwałem nockę, by obejrzeć premierowy odcinek finału "Gry o tron"
Na finałowy sezon "Gry o tron" miliony widzów czekało niemal dwa lata. Wyposzczeni, ruszyli przed komputery tłumnie niczym armia Nocnego Króla zza Muru... aż na chwilę padły serwery. Wstałem w środku nocy, by obejrzeć pierwszy odcinek i od razu lojalnie ostrzegam: w tym tekście znajdziecie delikatne spoilery, które jednak nie powinny popsuć Wam zabawy z całego odcinka.
Serialomaniacy, którzy liczyli na szumnie zapowiadaną batalię, będą musieli jeszcze chwilę poczekać. Pierwszemu odcinkowi 8. sezonu można śmiało dać tytuł: "Zjazd rodzinny". Do tej pory nie było epizodu, w którym pojawią się dosłownie wszyscy (jeszcze żyjący) bohaterowie. I to w jednym miejscu. Punktem zbiórki jest stare, dobre Winterfell.
Trudno dzielić się wrażeniami z odcinka nie argumentując ich przedstawionymi wydarzeniami. Nie będę więc zdradzał wielu konkretów, tylko napiszę, że odcinek może nie zawiera walk na miecze, ale jest pełen pojedynków na spojrzenia i cięte riposty. Interakcje między dawno nie widzianymi postaciami wywołują śmiech, zaskoczenie, a u niektórych pewnie i łzy wzruszenia.
Nadciąga bitwa o wszystko, więc i wszyscy stają do walki•Fot. Helen Sloan / Materiały prasowe HBO
Nieodłączne kurioza
Pierwszy odcinek nie ustrzegł się też absurdalnych momentów, które są jakby wpisane w specyfikę kultowej produkcji HBO i stanowią pewien ukłon w stronę fanów. Taką sceną jest z pewnością bajkowy lot na smokach zwieńczony miłosno-komediową sceną przy wodospadzie. Sekwencja wręcz przypominała fragment filmu "Jak wytresować smoka".
Scena przelotu smokami jest pełna uroku, ale nie każdemu przypadnie do gustu•Fot. Materiały prasowe HBO
Takich momentów i dialogów jest więcej (np. Bran siedzący na wózku przy bramie przez prawie cały odcinek), ale to nieodzowna składowa tej adaptacji sagi. Dlatego nie uważam, by ktoś, kto dotrwał do 8. sezonu, czuł się zawiedziony. Zwłaszcza, że ostatnie sceny jak zwykle rekompensują wszelkie wcześniejsze drobne niedorzeczności.
Euron zawiódł Cersei, bo nie dostarczył jej słoni. Dowiadujemy się tego dwukrotnie•Fot. Materiały prasowe HBO
Pierwszy odcinek ostatniego sezonu jest swoistą paralelą dla pilota "Gry o tron". Pierwszym z brzegu przykładem jest scena "burdelowa" z Bronnem i trzema kurtyzanami, która jest analogiczna do frywolnego momentu z Tyrionem z pierwszego sezonu. Jednak najważniejszym odwołaniem do pilota jest moment odkrycia prawdy o pochodzeniu Jona Snowa (jako widzowie poznaliśmy ją w poprzednim sezonie).
W pilocie Ned Stark obiecał mu, że przy następnym spotkaniu, wyjawi mu pewną tajemnicę. Jak wiemy - przybrany ojciec Snowa nie przeżył pierwszego sezonu. Jon dowiaduje się wszystkiego od Sama... tuż obok statuy Neda - przy jego grobie. Świetna, przemyślana symbolika, a takich mrugnięć okiem jest więcej.
Akcja zagęszcza się w ostatnich scenach odcinka•Fot. Helen Sloan / Materiały prasowe HBO