ProteGO, czyli bajki (ro)BOTÓW. Kulisy afery z rządową aplikacją promowaną przez... trolle

Monika Piorun
Lem by się uśmiał, bo jego nieśmiertelna maksyma, "nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów, dopóki nie zajrzałem do internetu", kolejny raz idealnie opisuje kuriozalną sytuację, jaką zafundowali nam politycy. Ministerstwo Zdrowia wraz z Ministerstwem Cyfryzacji wypuściło na rynek nową aplikację do walki z covid-19, którą tuż po premierze zaczęły zachwalać w sieci... fejkowe konta nieistniejących profesorów. Wszelkiej maści specjalistami rekomendującymi nowy wynalazek okazały się anonimowe boty, które na dodatek często "lajkują" wpisy prezydenta Dudy podczas tegorocznej kampanii. O co właściwie chodzi?
Aplikacja ProteGO, którą stworzono do wspomagania walki z pandemią covid19, zyskała wierne grono wielbicieli w sieci. Okazuje się jednak, że jej zagorzali zwolennicy z tytułami naukowymi nie istnieją w świecie realnym... Fot. David Pereiras Villagrá /123RF
Tajemnicą poliszynela (z której doskonale zdaje sobie sprawę większość doświadczonych osób specjalizujących się w danej dziedzinie i piszących na ten temat w mediach) jest to, że decydując się na współpracę przy promowaniu różnych rządowych projektów w grę wchodzi często również konieczność pisania komentarzy na zamówienie klienta. To jeden z powodów, dla których wielu od razu odmawia takiej współpracy lub po pierwszych negatywnych doświadczeniach nie pozwala sobie więcej na godzenie się na nieetyczne reguły gry.

Politycy w ostatnich latach zrobili się jednak na tyle bezczelni, że nie widzą niczego złego w wydawaniu pieniędzy z budżetu państwa na pisanie pochlebnych opinii pod ich kolejnymi, mniej lub bardziej absurdalnymi pomysłami. Widać, że na rynku jest już coraz mniej profesjonalistów, na których mogliby liczyć. Dowodem tego jest kuriozalna wpadka, do jakiej doszło tuż po premierze ProteGO Safe, czyli aplikacji, za pomocą której można ułatwić walkę z covid-19. Wyjaśnijmy jednak po kolei, o co właściwie chodzi w tym całym zamieszaniu.

ProteGO Safe – co to jest, jak działa i do czego służy?

"Aplikacja ProteGO Safe to realna pomoc dla nas wszystkich. Dzięki niej szybciej wrócimy do normalnego życia. Ważne, aby korzystało z niej możliwie najwięcej osób. Zachęć znajomych do pobrania, zainstalowania i korzystania z aplikacji" – podają na rządowej stronie gov.pl twórcy nowego projektu. System ma informować o potencjalnym ryzyku zakażenia koronawirusem. W jaki sposób?


Przy wykorzystaniu technologii Bluetooth aplikacja, którą można ściągnąć na nasz smartfon (na razie tylko z systemem Android, wkrótce także na iPhone), ma sprawdzać, czy w pobliżu nas znajdują się osoby z covid-19 (czytaj: użytkownicy innych telefonów z podobną aplikacją, którzy przy pozytywnym wyniku testu na koronawirusa otrzymają kod od sanepidu i – wedle założeń projektu – teoretycznie będą mogli zdecydować, czy chcą ujawnić ten fakt innym).

W praktyce ma to wyglądać tak, że jeśli spotkamy na swojej drodze osobę zakażoną, to na nasz telefon zostanie wysłana informacja, że zaistniało ryzyko infekcji i powinniśmy się przebadać lub ewentualnie odizolować od otoczenia itp.
ProteGO Safe: na czym polega kuriozalna wpadka z promocją  nowej aplikacji do walki z covid-19?Fot. gov.pl
Aplikacja pozwala ponadto na przeprowadzenie "Testu Oceny Ryzyka" zakażenia koronawirusem i umożliwia tworzenie tzw. "Dzienniczka Zdrowia".

Mamy mieć dzięki temu łatwiejszy dostęp do wszystkich informacji na temat pandemii, a monitorowanie na bieżąco naszych objawów ma ułatwiać pracę lekarzom, którzy w razie ewentualnego zakażania będą nam mogli skuteczniej pomóc.

Podobne rozwiązania sprawdziły się już w krajach azjatyckich, choć w wielu przypadkach były nieco bardziej zaawansowane. W Chinach każdy użytkownik aplikacji otrzymywał indywidualny kod QR w różnych kolorach, które klasyfikowano według specjalnego systemu:

⦁ zielony – oznacza, że jesteśmy zdrowi i możemy korzystać ze środków transportu publicznego i normalnie poruszać się po mieście.

⦁ pomarańczowy – wskazuje, że mogliśmy mieć kontakt z osobami zakażonymi koronawirusem i powinniśmy pozostać przez pewien czas w domu.

⦁ czerwony – informuje o wysokim ryzyku zakażenia koronawirusem i koniecznością przejścia obowiązkowej kwarantanny.

W krajach azjatyckich takie metody walki z pandemią pozwoliły na to, by szybko udało się opanować ryzyko kolejnych zakażeń. Jeśli ktoś nie zdecydował się na pobranie aplikacji, zwyczajnie nie mógł wejść do metra, wielu restauracji czy zwykłych sklepów.

Choć ludzie korzystali z tego rozwiązania powszechnie, to jednak nawet eksperci od cyberbezpieczeństwa nierzadko formułowali oskarżenia o nadmierną inwigilację obywateli. Po zakończeniu najgorszej fazy pandemii aplikacje nadal mogą bowiem potencjalnie śledzić swoich użytkowników.

Polska aplikacja ProteGo ma nie być aż tak zaawansowana, a jej twórcy podkreślają, że nie ma sposobu na to, by można było dzięki niej gromadzić niewygodne dla nas dane. W peanach na jej cześć prym zaczęli wieść jednak właściciele kont, których wiarygodność mimo usilnych starań była wielokrotnie podważana.

Patopromocja z sztuczną twarzą wygenerowaną przez... sztuczną inteligencję

Na czym polega ministerialna wpadka z promocją nowej aplikacji? Okazuje się, że rządowy projekt wzbudził taką sensację w sieci, że aż zaczęto publicznie podważać istnienie osób piszących zbyt przychylne komentarze.

Jak zauważył jeden z reporterów RadiaZET, Maciej Bąk, ProteGo zachwalał m.in. nikomu nieznany prof. Krzysztof Mantucki, czyli specjalista od... niczego (nie mylić z Nietzschem, znanym, XIX-wiecznym filozofem z Niemiec). Wiele innych kont udostępniało zaś treści generowane przez anonimowe boty. Nierzadko zaś profile, które wykazywały wyjątkową aktywność przy znajdowaniu samych zalet nowej aplikacji, "lajkowały" posty na Twitterze, które pisał m.in. Andrzej Duda w trakcie kampanii prezydenckiej.

Sytuacja zaczęła być na tyle kuriozalna, że można było zauważyć wyraźny trend w nachalnej promocji ProteGO, co udowodnił profil "Emocje w sieci" na Twitterze. Jego autorzy uważają, że niektóre osoby piszące pozytywnie o nowej aplikacji mają twarze wygenerowane za pomocą... sztucznej inteligencji. Serwis bezprawnik.pl opisując tę sprawę powołał się zaś na specjalistę social mediów Wojciecha Kardysia, który zauważył, że wiele kont często wypowiada się niezwykle pochlebnie m.in. o wiceministrze spraw zagranicznych Szymonie Szynkowskim vel Sęku oraz samym Ministerstwie Cyfryzacji. Jego zdaniem:

Podobnych wpisów z hashtagiem #ProteGO i chwalących aplikację, ze świeżo założonych kont pojawiły się dzisiaj dziesiątki. „Sami profesorzy i doktorzy ;-) Pytanie, gdzie jest faktura za to? ps: Wejdźcie też na profile tych fake-kont i zobaczcie kogo retweetują”.

Jak na takie oskarżenia zareagowali Ci, którzy są odpowiedzialni za całe zamieszanie z pseudopromocją nowej aplikacji?

Ministerstwo Cyfryzacji wywołane do udzielenia komentarza przez serwis niebezpiecznik.pl zaprzeczyło, by spam z fejkowych kont był działaniem zaplanowanym przez resort. Zapewniono, że:

Aktywności - o których Państwo wspominacie - nie były w żaden sposób przez nas organizowane, czy inspirowane. Naszym celem – co deklarujemy od dawna – jest budowanie zaufania Polaków do aplikacji ProteGO Safe. Jesteśmy przekonani, że można to osiągnąć innymi metodami.



Czytaj także: Jest nowa wersja aplikacji do walki z koronawirusem. Wyjaśniamy, o co z nią chodzi

źródło: gov.pl