Niemcy walczą z plagą myszy. Stan klęski żywiołowej na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie?
Polscy rolnicy ostrzegają, że w niektórych gminach w zachodniej części kraju myszy polne i nornice uszkodziły już ponad 70 proc. plonów. Podobny problem pojawił się także w Niemczech, gdzie w czasie ostatnich upałów aż jedna czwarta gruntów ornych została niemal doszczętnie ogołocona przez inwazję gryzoni. Szacuje się, że właściciele pól uprawnych mogą w tym roku stracić przez to nawet do dwóch trzecich planowanych dochodów. Niektórzy domagają się wprowadzenia stanu klęski żywiołowej.

Plaga myszy w Niemczech i w Polsce
Na terenie naszego kraju na zmasowany atak tych gryzoni skarżą się przede wszystkim osoby prowadzące działalność rolniczą na Dolnym Śląsku i Opolszczyźnie. Łagodne zimy oraz pogłębiające się anomalie klimatyczne doprowadziły do tego, że myszy mnożą się tam na potęgę.Na dodatek z powodu coraz większych restrykcji dotyczących m.in. polowań na lisy w niektórych niemieckich landach nie zagrażają im już nawet te drapieżniki, dla których zwykłe myszy polne stanowiły naturalne pożywienie (lisy mogą zjadać od 3 do 5 tys. sztuk gryzoni rocznie).
Łagodne zimy i... unijne przepisy – przyczyny inwazji myszy w Europie?
Wielu rolników uważa, że co najmniej od lat 70. XX wieku myszy nie rozmnażały się w tak szybkim tempie. Obwiniają za to nie tylko anomalia pogodowe i coraz wyższe temperatury powietrza zimą, ale także obostrzenia dotyczące stosowania silnych chemikaliów, które wprowadzono ze względu na unijne restrykcje w 2019 roku.Chodzi o tzw. rodentycydy, czyli toksyczne dla gryzoni związki chemiczne wykorzystywane do deratyzacji, dzięki którym można kontrolować populację m.in. myszy polnych. Niestety przy okazji można zaszkodzić chomikom, zającom oraz ptakom wędrownym.
Po skargach ekologów unijne przepisy ograniczyły więc możliwość stosowania takich środków na masową skalę, co znacząco wpłynęło na wzrost populacji myszy polnych.
Nie ma wątpliwości, że najkorzystniejsze dla środowiska rozwiązanie wymagałoby tego, by w czasie najbliższej zimy można było liczyć na ostre przymrozki oraz ulewne deszcze w sezonie jesiennym. Niestety w ostatnich latach opadów jest coraz mniej a średnie dobowe temperatury powietrza są coraz wyższe, co wyraźnie sprzyja gwałtownemu przyrostowi liczebności myszy polnych.
Szacuje się, że niektórzy farmerzy z Saksonii-Anhalt przez tegoroczną plagę gryzoni mogą stracić nawet do 50 proc. plonów.
Mysz polna (Apodemus agrarius) ma około 12 cm długości. Jej ogon ma zwykle od 5 do 9 cm. Waży od 10 do 39 g. Prowadzi dzienny tryb życia i żywi się korzeniami, nasionami, jagodami, ziarnem oraz owadami.
Nornica (Myodes) wyglądem przypomina mysz, ale jest od niej mniejsza. Liczy około 10 cm długości i waży około 20 g. Oprócz nasion i kory drzew zjada liście, porosty, owady, owoce oraz naziemne części roślin.
Ekologiczne metody zawodzą, a myszy mnożą się na potęgę
Nie wszyscy rolnicy wierzą w skuteczność naturalnych metod odstraszania gryzoni (m.in. sadzenie czosnku niedźwiedziego lub mięty, których zapach ma działać odstraszająco na myszy), a także stawianie słupków dla dzikich ptaków żywiących się gryzoniami.Nie każdego stać też na regularną deratyzację, która sporo kosztuje. Cena za zastosowanie dopuszczalnych do użytku środków chemicznych zapobiegających inwazji myszy w Polsce obecnie waha się na poziomie 500-600 zł za hektar.
Właściciele gospodarstw rolnych skarżą się, że myszy polne zjadają gigantyczne ilości jęczmienia, żyta i rzepaku. Pochłaniają nie tylko całe ziarna, ale także wbijają się w głąb ziemi i podgryzają korzenie. Niszczą nawet buraki cukrowe.
W okolicach Legnicy rolnicy skarżą się, że z powodu tegorocznej inwazji myszy plony mogą być niższe nawet o połowę.
Klęska żywiołowa z powodu plagi myszy w Polsce?
Jak wyjaśnia w komentarzu dla swiatrolnika.info Bernard Burek, sołtys liczącej zaledwie 409 mieszkańców wsi Stare Kotkowice w gminie Głogówek na Opolszczyźnie, myszy jest już tak dużo, że nie mogą ich okiełznać nawet dużo większe zwierzęta.Jak temu zaradzić? Zdaniem rolników sytuacja jest już na tyle poważna, że wymaga pomocy ze strony państwa (np. na podobnej zasadzie jak w przypadku afrykańskiego pomoru świń). Coraz częściej słychać głosy, że z powodu plagi myszy polnych należałoby ogłosić stan klęski żywiołowej w miejscach najbardziej dotkniętych inwazją tych gryzoni.To już jest plaga. Bociany i ptaki łowne nie są w stanie zjeść takiej ilości myszy. Trzeba temu jakoś konkretnie zaradzić, bo będzie bieda.
Pamiętam taką inwazję w 1992 roku, ale wtedy przyszła burza z gradem i wybiła gryzonie. Było ich jednak tak dużo, że gdy po burzy leżały na polach, to czuć było padlinę.
Niemcy zastanawiają się nad zmianą przepisów ograniczających stosowanie rodentycydów. Jak wyjaśnia Joachim Rukwied, prezes Niemieckiego Związku Rolników w komentarzu dla "The Guardian", obecne restrykcje dotyczące możliwości używania niektórych pestycydów uniemożliwiają skuteczną kontrolę populacji myszy.
Coraz głośniej mówi się więc o konieczności zastosowania innych metod, które miałyby ograniczać się do zmniejszenia obszaru pól uprawnych – m.in. sadzenia żywopłotów, stanowiących naturalne siedlisko dla drapieżników polujących na te gryzonie.
Dowiedz się więcej na podobne tematy:
⦁ Dżuma zabiła kolejną osobę. Rozpoczęto masowe szczepienia mieszkańców zagrożonych epidemią⦁ Komar tygrysi jest już w Europie. Niebezpieczny dla ludzi gatunek pojawił się w Holandii
⦁ "Latające kleszcze" atakują w lasach. Jak je rozpoznać i czym się różnią od zwykłych kleszczy?
⦁ Gigantyczne ćmy zaatakowały stolicę. "Nie można otworzyć okna" – skarżą się warszawiacy
źródło: "The Guardian"/ farmer.pl