Stworzył mapę dla zwiedzających Tatry na nartach. Mówi nam, co z sezonem w górach przez pandemię

Adam Nowiński
Rządowe obostrzenia w związku z epidemią koronawirusa dokręciły śrubę polskim góralom. Są jednak tacy, którzy póki co na brak pracy nie narzekają. Jednym z nich jest Mateusz Mróz, twórca Skitourowego Zakopanego i promotor zwiedzania Tatr na nartach. Opowiedział nam trochę o tym sporcie oraz o swojej inicjatywie edukacyjnej.
Skitouring staje się coraz bardziej popularny w Tatrach. Fot. Małgorzata Michalik / Skitour School
Chwilę po tym, jak na stokach pojawi się pierwszy śnieg, na zakopiance ustawia się gęsty sznur samochodów z turystami ciągnącymi w Tatry. Ale od jakiegoś czasu góry to nie tylko klasyczna wspinaczka czy też szusowanie po stoku, ale także skitouring.

To połączenie górskiej turystyki zimowej oraz narciarstwa, a od zwykłej turystyki oraz narciarstwa alpejskiego różni się oczywiście sprzętem. Cechą charakterystyczną są przede wszystkim narty z fokami oraz specjalnymi wiązaniami z ruchomą piętką przystosowane do podchodzenia.
Jego propagatorem jest w Polsce między innymi Mateusz Mróz, współpomysłodawca i twórca projektu Skitourowe Zakopane. Jest to projekt non-profit, który ma za zadanie edukować turystów, jak bezpiecznie poruszać się na nartach po górach oraz pokazuje, gdzie to można robić przy pomocy specjalnie stworzonej do tego celu mapy szlaków.


Poprosiliśmy go, żeby przybliżył nam ideę swojej inicjatywy oraz zapytaliśmy, jak jego branża radzi sobie z epidemię koronawirusa, przez którą wprowadzono obostrzenia nawet dla turystów i narciarzy.

***

Adam Nowiński: Skąd w ogóle pomysł na powstanie takiego projektu oraz samej mapy szlaków narciarskich w tatrach?

Mateusz Mróz: Lata temu, jak wchodziłem w świat skitouringu, zapytałem moich znajomych, przewodników, gdzie można się wybrać na takie zwiedzanie gór na nartach i każdy z nich opowiedział mi o innej trasie.

Rzucali nazwami, hasłami, które trudno było poukładać sobie w głowie i tak naprawdę nic o nich nie wiedziałem. Nie wiedziałem jak mam tam dojść i na co mam uważać. Pamiętam, że zapytałem znajomego przewodnika Maćka Krupę: ile tych szlaków skitourowych tak naprawdę jest? On się zamyślił i powiedział, że ponad 200 km.

Zapaliło się wtedy u mnie światełko. Zdałem sobie sprawę, że mamy wielki skarb tuż obok Zakopanego w postaci masy szlaków i że można je wykorzystać na narciarstwo skitourowe, które jest fantastycznym sposobem spędzania wolnego czasu oraz alternatywą dla narciarstwa zjazdowego.

Dlatego stworzyliśmy portal, a teraz także aplikację o nazwie Skitourowe Zakopane, żeby opisać te szlaki, ale także, żeby przybliżyć ideę samego skitouringu, który jest bardziej wymagającym i świadomym sportem od narciarstwa zjazdowego.

Co to znaczy, że jest bardziej świadomym sportem?

Powiedzmy, że mamy szlak, który jest zaznaczony na mapie. Sama linia nie wystarczy. Musi być także jej opis, bo skitourowiec musi być świadomy, jak go pokonać, jakiej techniki użyć przy danym podejściu i jak się zachować, żeby na przykład nie spowodować lawiny. Poza tym pogoda oraz warunki w górach są bardzo zmienne i każdy skitourowiec musi być na to przygotowany.

Musi umieć przejść dany szlak w różnych warunkach. I my takich informacji dostarczamy. W tym celu dla każdego szlaku udostępniliśmy wideoprzewodniki z instruktorem, który opowiada, na co uważać i jak się zachować. A są takie miejsca, które bardzo usypiają czujność turystów, jak na przykład przy Kasprowym Wierchu, ok. 50 m od trasy narciarskiej, tam jest Żleb Marcinowskich.
Dlaczego?

Bo znajduje się tam szlak, który idzie tuż pod Żlebem, którym w przeszłości przeszło wiele lawin zakończonych śmiercią turystów. Dlatego ważne jest, żeby uświadamiać skitourowców o zagrożeniu w danym miejscu. Mówić im, żeby baczniej obserwowali teren i lepiej przygotowywali się do wycieczek, kiedy chcą wkroczyć na taki teren.

To bardzo odpowiedzialna praca, która wymaga doświadczenia. Od kiedy pan interesuje się narciarstwem?

Oczywiście jako dziecko jeździłem na nartach. Potem przez długie lata jeździłem na snowboardzie i byłem instruktorem. Następnie w moim życiu pojawił się splitboarding i wtedy nauczyłem się pokonywać stoki. Później sukcesywnie zacząłem odchodzić od deski do nart i tak już zostało, że większą część czasu spędzam na nartach.

Prywatnie też pan sporo przeszedł na nartach. Widziałem na waszej stronie, że pokonał pan dystans z Włoch do Austrii przez Szwajcarię w cztery dni. To bardzo imponujące.

Dziękuję. W ubiegłym roku zrobiliśmy także ciekawą trasę komercyjnie z Macedonii do Kosowa, stamtąd do Albanii i dalej z powrotem do Macedonii. To wszystko udało nam się zrobić w pięć dni. Takie przejścia przez granicę rzeczywiście robią wrażenie, ale nie są one ekstremalnie długie. Dziennie pokonuje się jakieś 20 km.

Czy narciarstwo jest nadal pana pasją, czy to już bardziej praca i sposób na życie?

Oczywiście na początku było tylko moją pasją, ale w momencie, jak założyliśmy szkołę Skitour School i razem ze Skitourowym Zakopanem zaczęliśmy ją rozwijać, to stało się ono także moją pracą. Znajomi podkreślali, że jestem szczęściarzem, bo w pracy robię to, co lubię.

Jest takie powiedzenie: rób to co kochasz, a nie przepracujesz ani jednego dnia. Ja mam inne: rób to co kochasz, a nie wyjdziesz z pracy (śmiech). Taka prawda. Czasami potrzebuję więc resetu, żeby się nie wypalić.
Fot. Małgorzata Michalik

Wracając jeszcze do mapy, to widać na niej 33 różne trasy. Jak je układaliście? Czym się kierowaliście?

Wiadomo, że szlaki zimą tylko częściowo pokrywają się z tymi, które są dostępne dla turystów latem. Część z nich jest bowiem zamknięta. Te, które zostają, liczą ponad 200 km. Oczywiście podzieliliśmy je na kilkadziesiąt odcinków, które można ze sobą łączyć, modyfikować je.

Idea jest taka, żeby wyruszyć z punktu miasta, wejść na szczyt i z niego zejść w jeden dzień. Tak jak jest to robione choćby w Alpach.

No dobrze, macie szkołę i projekt edukacyjny. Ale czy ludzie teraz w dobie pandemii z tego korzystają? Zauważyliście jakiś spadek zainteresowania, czy ruchu w związku z obostrzeniami?

Paradoksalnie – wręcz przeciwnie. Generalnie Polacy chcą wyjeżdżać i przeżyć jakąś przygodę, czegoś się dowiedzieć, coś zobaczyć. My, wraz z innymi organizacjami zbyt długo walczyliśmy z takim stereotypem Polaka-domownika i efekty tej walki widać gołym okiem. W skali mikro to są wyjścia do lasu, żeby zobaczyć ładne widoki, a w skali makro – jednodniowe wypady do Zakopanego na skitouring.

Na tę chwilę zainteresowanie jest większe niż w ubiegłym roku. W mojej ocenie patrząc na to, co działo się latem w Zakopanem, na te tłumy, które przyjeżdżały, żeby zwiedzać Tatry, to takiego sezonu, z taką ilością ludzi i tak długo trwającego, to ja nie pamiętam. Jeszcze dwa czy trzy tygodnie temu parkingi we wszystkich dolinach pękały w szwach.
Mateusz MrózFot. Małgorzata Michalik
Podejrzewam, że ten trend w zimie zostanie. Oczywiście większość tych, którzy teraz przyjeżdżają w góry, nie nocuje tu, tylko wraca do siebie. Widać to zwłaszcza wieczorami, kiedy Zakopane pustoszeje. Ale w dzień, tak jak to w sezonie – wszędzie są tłumy.