Na co liczą ludzie PiS od brudnej roboty? Po stracie władzy może skończyć się eldorado
Bywają rojaliści bardziej zapalczywi niż sam król i duchowni świętsi od papieża. Oraz rewolucjoniści gorliwsi od wodzów rabacji. Lojalni, karni i bez żadnych wątpliwości. Gotowi na wszystko i do samego końca. Zawsze wierni.
Nawacki wie, ile tej władzy zawdzięcza i nie ustaje w gestach dziękczynnych. Wprawdzie można byłoby się przypodobać politycznemu zwierzchnictwu w bardziej dyskretny sposób, ale sędzia lubi stać na barykadzie. Żeby było go widać i ten rewolucyjny ogień w nim buzujący. Pogardę dla kasty sędziowskiej zademonstruje a to publicznym podarciem uchwały, a to zapowiedzią, że wyroków wrażych sądów realizować nie ma zamiaru.
Bo Nawacki się nie cofa, zawsze w awangardzie, by rewolucja nie wstrzymała swych rydwanów, by jej duch nie osłabł. Bo wtedy, co sędzia zapewne rozpoznaje każdym nerwem, może się skończyć jego eldorado.
Takie zaangażowanie, noszące znamiona zaćmienia rozumu, to przyczynek do zadania fundamentalnego pytania: na co liczą ci hunwejbini władzy? Na to, że ta władza będzie trwać wiecznie? Na to, że następcy tej władzy nigdy ich nie rozliczą? Na to, że PiS, słynący z troski o swoich żołnierzy, przytuli całe to towarzystwo do opiekuńczego łona także po przegranej? W każdym przypadku mogą się srodze rozczarować.
Polska 2021 roku to nie Polska 1945, kiedy zapadła żelazna kurtyna, a po całym naszym terytorium rozsiadła się Armia Czerwona. Polska Kaczyńskiego to także nie Węgry Orbana, Turcja Erdogana, czy Rosja Putina. Może jeszcze na progu pierwszej kadencji można było dawać wiarę temu, że PiS będzie rządził przez dekady – Mateusz Morawiecki w 2017 roku zapowiadał, że do 2031 roku PiS dociągnie lekko, a prezes Kaczyński liczył nawet na jeszcze więcej. Ale od ponad roku wyraźnie widać na horyzoncie schyłek imperium. Rewolucja ugrzęzła w błocie i buksuje.
A zatem nie, ta władza nie będzie wieczna. 45-letni raptem Maciej Nawacki powinien sobie zdawać sprawę, że po najdłuższych rządach PiS-u czeka go jeszcze parę dobrych lat aktywności zawodowej. Co wówczas zamierza zrobić ze sobą sędzia, który próbował upokorzyć i zniszczyć całą resztę wymiaru sprawiedliwości, tę wierną prawu i Konstytucji? Bo przecież chyba na tych pokątnych dietach z KRS-u nie zbił aż takiego majątku, za który można będzie żyć na światowym poziomie w jakiejś mysiej dziurze?
Być może Nawacki i jemu podobni zakładają, że kiedy rewolucja dobiegnie swego kresu, to nikt potem nie będzie miał głowy do rozliczeń. A jeśli nawet, to nie wszystkich dosięgnie ręka sprawiedliwości za czyny urągające literze prawa i dobrym, demokratycznym obyczajom. Być może patrzą na dotychczasową historię III RP i widzą, że Trybunał Stanu istnieje w zasadzie tylko na papierze, a PiS już raz koncertowo uniknął konsekwencji za swoje pierwsze rządy, bo Donald Tusk forsował akurat koncepcję „polityki miłości”.
Czytaj także: Skandal w sądzie w Olsztynie. Prezes Nawacki podarł uchwałę sędziów ws. Juszczyszyna
Jednak i tu nasi hunwejbini mogą przestrzelić w rachubach. Ogrom zniszczeń, dokonanych za tej władzy, nie pozwoli jej następcom przejść nad tym do porządku dziennego. Ci najbardziej zaangażowani w dzieło destrukcji, najbardziej widoczni, będą pierwsi do postawienia im zarzutów. Powiedzmy sobie szczerze, nastąpi też odchylenie wahadła. Opozycja, sekowana przez lata, po prostu będzie chciała się odwinąć. Ale też potężna jest presja części opinii publicznej, by tego zaorania instytucji i wydrążenia demokracji nie puścić płazem.
No to może jest jednak szansa, by PiS okrył swymi skrzydłami wszystkich, którzy mu służyli? Próżne nadzieje. Prominenci będą zajęci ratowaniem własnej skóry albo próbami wygodnego umoszczenia się w nowej rzeczywistości. Hunwejbinów jest tym razem zbyt wielu, by rozpiąć nad całą tą rzeszą parasol ochronny, znaleźć jakąś fuchę, dać zarobić, jak to bywało w latach opozycyjnego PiS-u.
Tacy jak Nawacki, znajdą się nagle w społecznej próżni. Dotychczasowi mocodawcy przestaną odbierać telefony, zdenerwowanych interesariuszy będą mieli serdecznie dość, zresztą, do niczego nie będą im już potrzebni. Będą zdani sami na siebie.
Jutro przychodzi zwykle szybciej niż nam się zdaje. I stąd warto stanąć od czasu do czasu w prawdzie – Panie Sędzio! Kiedy Jarosław Kaczyński będzie się musiał uporać z utratą władzy, to nie będzie miał ani czasu, ani chęci, by zajmować się Pańską osobą. Nie chcę Pana pozbawiać złudzeń, ale Pański los będzie prezesowi obojętny. Na Zbigniewa Ziobrę też bym nie liczyła, dość będzie miał swoich kłopotów.
Dlatego z zainteresowaniem będę obserwować Pańską nadzwyczajną gorliwość w służbie tego reżimu i ten moment, kiedy Pan, wraz z nim, upadnie. To będzie niezrównane widowisko, a każdy dzień nas do niego przybliża.