"Jestem gruba, mam hajs i chcę się ubrać". Oto problem kobiet plus size, o którym nie wiesz
- Niska dostępność rozmiarów plus size w sieciówkach w Polsce to olbrzymi i problem
- Dużą rozmiarówkę (ale nadal bardzo okrojoną) oferują wciąż nieliczne marki odzieżowe, jak H&M, C&A, Reserved czy Orsay – większość z nich jedynie online
- Nawet jeśli rozmiary plus size są dostępne w sklepach, to: ich wybór jest mały, ubrania są źle dopasowane, a ceny są dla większości klientów zbyt wysokie
- Dlaczego polskie i zagraniczne sieciówki nad Wisłą wciąż ignorują osoby plus size?
"Od zawsze gruba miałam jedną budę na Stadionie Dziesięciolecia, gdzie mogłam kupić spodnie. Aż wreszcie, lata temu, zaczęłam pracować i miałam swoje pierwsze pieniądze w życiu. Pracowałam w warszawskim Mordorze przy samej Galerii Mokotów i pierwszy raz w życiu nosiłam rozmiar 42/44. Och, pamiętam jak z rozmarzeniem patrzyłam na reklamy jednej z sieci przy Metrze Politechnika i chciałam się tam ubierać. Poszłam do galerii i okazało się, że nawet w najchudszym rozmiarze w życiu, nawet z korpopensją nie mam tam czego szukać w dziale spodni. Wówczas moje serce pękło".
"Moją największą zmorą jest odzież sportowa, głównie rowerowa. Mam 152 cm wzrostu, rozmiar 48/50, duży biust. Stacjonarnie mogę kupować wyłącznie ubrania dla mężczyzn, ale musiałabym ucinać rękawy. Online zamawiam rzadko, bo tutaj bardzo liczy się dla mnie wygoda, a nie 'jakoś wygląda'. Dlatego chucham i dmucham na ciuchy, które mam oraz przeżywam każdą stratę. O idealnych spodniach z wkładką mogę pomarzyć. Tylko z kolarkami nie ma problemu, bo są rozciągliwe".
Takich opowieści usłyszałam od kobiet plus size dziesiątki. Wniosek? Jeśli nosisz rozmiar większy niż 42, to z ubraniem się w Polsce masz problem. I to duży. Na dodatek jesteś z nim bardzo samotna, bo nie rozumieją go ani osoby, które zawsze mieściły się w rozmiarowej "normie", ani odzieżowe sieciówki.
Duże rozmiary poszukiwane
Gdzie ubierają się kobiety noszące rozmiar 44 wzwyż? Lumpeksy, Vinted, polskie marki i butiki plus size (wciąż nieliczne), zagraniczne sklepy internetowe, jak Shein, ASOS, Zalando czy Bonprix i kilka dostępnych w Polsce sieciówek: głównie H&M, C&A czy Kappahl.Wydaje się sporo? Wręcz przeciwnie. Problem z niską dostępnością dużych rozmiarów odczuła na własnej skórze każda kobieta, która nie mieści się w L/XL. – Jestem przerażona, gdy mam kupić spodnie. Bluzki znajdę czasem w KiKu, ale też rzadko. Przez to mam w mojej szafie tylko jedną parę spodni, trzy bluzki i dwie sukienki uszyte przez krawcową, bo na mały biust przy rozmiarze 48/56 (zależy od wymiarów i fasonu), znalezienie czegoś graniczy z cudem – opowiada Marta.
To prawdziwa Sparta. Jedne kobiety traktują kupowanie ubrań jak wyzwanie i (dosłownie) polowanie, inne zamawiają ubrania od krawcowych, jeszcze inne idą na zakupy, dopiero gdy podrą im się ostatnie dżinsy. – Mam wrażenie, że ludzie nie-plus size nie zdają sobie sprawy, jak to wygląda. Bardzo często zdarza się, że koleżanki sugerują wspólne pójście na zakupy albo zachęcają do sprawdzenia ofert sklepu, który ma rozmiary do 40 i są zdziwione, kiedy mówię im, że nic tam dla mnie nie ma – mówi Ania.
Sieciówki nie dla grubych
Niby coś się ruszyło. Oprócz sieciowych mekk dla kobiet plus size, jak H&M (damskie rozmiary do 52) czy C&A (do 58), inne sklepy powoli otwierają się na większe osoby. Polski Reserved oferuje niektóre ubrania w rozmiarach do 46, Orsay – do 48. W niektórych jak Mohito czy Zara znajdziemy rozmiar 44.Tyle że to kropla w morzu potrzeb: jeśli nosisz rozmiar 50 czy 52 i mieszkasz w Polsce, to w sieciówkach masz znikomy wybór. Co innego w Wielkiej Brytanii czy USA, gdzie ten problem praktycznie nie istnieje – większość sklepów oferuje stacjonarnie tanie, wygodne i modne ubrania w dosłownie każdym rozmiarze. – To raj grubych kobiet – mówi wprost Kasia.
– W Polsce ewidentnie jest coś nie tak. Mimo że wiele zagranicznych sieciówek ma w swojej ofercie pełną rozmiarówkę, to po wejściu na polski rynek jest ona bardzo okrojona. Przykładem był chociażby New Look (który wycofał się już z Polski) – za granicą miał ubrania w rozmiarach do brytyjskiego 28, w Polsce – do 18 – mówi naTemat stylistka i modelka plus size Ewa Zakrzewska, która prowadzi blog Ewokracja.
– Od kilku ładnych lat jestem na rynku i wierzcie mi: to co jest w sklepach nie ma nic wspólnego z realną potrzebą jeśli chodzi o ubrania plus size – dodaje. I wcale nie chodzi tutaj jedynie o – bardzo ograniczoną – dostępność.
Sukienki-worki
Jakie potrzeby ignorują sieciówki? Pierwsza to wybór. Jeśli nosisz rozmiar powyżej 44, często możesz zapomnieć o wymarzonej garderobie i własnym stylu. Zdesperowana bierzesz to, co znajdziesz, czyli często ubrania o "babcinych" krojach i w jaskrawych kolorach oraz "namioty", które za wszelką cenę chcą cię zakryć, nie wyeksponować.T-shirt z fajnym nadrukiem, dopasowany w biuście top z baskinką i dekoltem łódką, taliowana koszula, dobrze skrojona marynarka, skórzana kurtka na motocykl ("Faceci z brzuchami do kostek toczą się na harleyach, ale ty się nie możesz zasunąć się w kurtkę XXXXXXXXL, bo ci się cycki nie mieszczą" – śmieje się jedna z dziewczyn, z którymi rozmawiam), dżinsy z wysokim stanem – wymieniają kobiety swoje odzieżowe marzenia.
– Brakuje mi odzieży alternatywnej i wszystkiego, co nie mieści się w stylu "eleganckiej kobiety w średnim wieku" – mówi mi Ania. A Małgosia dodaje: – Uważam, że rynek ubrań plus size jest bardzo pokrzywdzony: ciuchów jest mało, a 90 procent asortymentu mi się nie podoba. Kilka ciuchów na krzyż w stylu nieodpowiednim dla osoby w miarę młodej.
– Ile razy musiałam odsyłać ciuchy, bo ktoś nie przewidział, że jak jestem w rozmiarze 50, to moje ramiona i bicki też będą większe. Wiele bluzek koszulowych zatrzymało mi się na łokciu – mówi Karolina.
Ewa Zakrzewska przyznaje, że to powszechna bolączka osób plus size. – Ubrania w większych rozmiarach są często zupełnie niedopasowane do ciał kobiet. Mam wrażenie, że to komputer je poszerza i nie bierze pod uwagę, że jeśli poszerza ubranie wszerz, to w niektórych miejscach powinien poszerzyć je również wzdłuż. Wiele modeli w sieciówkach jest pod tym względem zupełnie nieprzemyślanych i niedopasowanych – mówi.
Stylistka podkreśla, że zdaje sobie sprawę, że ubrać kobiety plus size wcale nie jest łatwo. – Mamy różne ciała z często sporymi dysproporcjami – biusty większe lub mniejsze, plecy szersze lub węższe, spore brzuchy lub pupy. Trudno jest zrobić coś dla mas w większym rozmiarze – podkreśla.
Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze
Trzeci problem, który dotyka osoby plus size kupujące ubrania w sieciówkach to ceny. Większe ubrania są w nich zwykle droższe od tych z "regularnej" kolekcji. – Te same ubrania sieciówkowe, które na Zachodzie są "śmieciówkowe" i łatwo dostępne, u nas stanowią zauważalny wydatek – zauważą Urszula Chowaniec. Dlaczego tak jest?Galanta Lala mówi wprost: "Trudno sprzedawać duze rozmiary modeli sezonowych, jeśli ludzie oglądają każde 10 zł dwa razy". A Ewa Zakrzewska dodaje: "Większych Polek wcale nie jest mało, dlatego wciąż zastanawiam się, o co to tutaj chodzi. A jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze".
Zdaniem moich rozmówczyń to właśnie one są jednym z głównych powodów, dlaczego sieciówki od lat ignorują potrzeby osób noszących większe rozmiary. – Być może sieciówkom nie chce się "marnować" pieniędzy, bo szycie ubrań plus size to nie tylko więcej czasu, ale również więcej materiału. Brak większych rozmiarów i błędy w ich szyciu na pewno wynikają również z oszczędności, zwłaszcza, że sieciowe firmy wciąż chcą uchodzić za tanie – mówi Ewa Zakrzewska.
To wcale jednak nie znaczy – jak błędnie interpretują to sieciówki – że nie ma na nie zapotrzebowania. – Bynajmniej. To znaczy tyle, że dużo niższa siła nabywcza kształtuje takie, a nie inne zachowania zakupowe. Żeby wiedzieć, czy faktycznie jest zapotrzebowanie i móc produkować rzeczy taniej, a na większą skalę, trzeby najpierw te rzeczy wypuścić na rynek w cenach, które by wielu osobom pozwalały skorzystać z oferty – wyjaśnia Urszula Chowaniec.
Blogerka podkreśla, że w całym tym procesie po prostu nie ma porozumienia, zwłaszcza że "po drodze mamy producentów i sklepy, którym muszą się zgadzać excele". – Sytuacja sie oczywiście poprawia, ale czy na pewno fizycznie dlatego, że oferta robi się większa, czy może jednak bardziej chodzi o transformację cyfrową, dzięki której świat znacząco się zmniejszył i pozwala robić zakupy gdziekolwiek? – zastanawia się.
A produkcja dobrze uszytych ubrań plus size w atrakcyjnej cenie naprawdę jest możliwa. Dowód? Polskie firmy plus size, które – jak podkreśla stylistka Ewa Zakrzewska – nie tylko świetnie szyją ubrania, ale są również stosunkowo tanie.
– Sukienka plus size uszyta ze świetnej jakości dzianiny za 200 złotych to naprawdę dobra cena jak na większe rozmiary, zwłaszcza że w sieciówkach często płacimy dużo więcej za marnej jakości poliester. Można więc uszyć dobre ubrania w dobrej cenie, ale sieciówki są nastawione na bardzo duży profit zysku – zauważa.
Sieciówki odpowiadają
Nie ma wątpliwości, że na rozmiary plus size jest zapotrzebowanie. I to spore. – Duże rozmiary są często wyprzedane na stronach internetowych, a do Polski wchodzi nowa zagraniczna sieciówka, która ma tylko duże rozmiary – Ulla Popken, co pokazuje, że są one naprawdę potrzebne. Mamy hajs i chcemy go wydać! – zauważa Ewa Zakrzewska.Co na ten temat mówią same sieciówki? Skierowałam pytanie o dostępność ubrań plus size do kilku polskich firm. Do momentu publikacji artykułu odpowiedziało jedynie LPP, jedno z największych polskich przedsiębiorstw odzieżowych, do którego należą takie marki, jak: Reserved, House, Cropp, Mohito i Sinsay.
– Dziś w ofercie flagowej marki Reserved modele w rozmiarze 44 czy 46 stanowią już 58 proc. kolekcji wiosna-lato 2021. W największej mierze dotyczy to koszul, spódnic czy spodni. Podobnie sytuacja wygląda w przypadku sukienek, z których ponad połowa dostępna jest w rozmiarze 44 lub większym – wylicza.
Taka odpowiedź wcale nie satysfakcjonuje jednak kobiet plus size, z którymi rozmawiam. – Jak ma sie coś sprzedawać i co oni mogą na ten temat wiedzieć, skoro nigdy nie mieli takiego rozmiaru? Dodatkowo nie mają ani jednej modelki plus size, ale mogą o sobie powiedzieć, że są inkluzywni, bo przecież są modelki ciemnoskóre. My nie zobaczymy jednak jak dane ubranie leży na grubszym ciele. To takie trochę wybieranie reprezentacji – zauważa Ewelina.Jesteśmy firmą modową o charakterze masowym, stąd naturalną kwestią jest konieczność dostosowywania się do kolorów, trendów, modeli i rozmiarów najczęściej poszukiwanych przez naszych klientów, a rozmiarówki, które można znaleźć w naszej ofercie są tego bezpośrednią konsekwencją. Zapewniam, że dziś klientka Reserved nosząca rozmiar 44 czy 46 może cieszyć się dużym wachlarzem propozycji modowych.
Kupuj, ale w domu
Niestety to jak ubranie na nich leży, kobiety plus size zobaczą dopiero w swoich domach. Nie dość, że kolekcje w dużych rozmiarach są w większości sieciówek prezentowane przez normatywne modelki (wyjątkiem jest m.in. H&M), to dostępne są one główne online. A to jawna dyskryminacja, uważają moje rozmówczynie.– Wszystkie zakupy robię online. Stacjonarnie lubiłam Kiabi i Marks&Spencer, ale się zamknęli – mówi ze smutkiem Justyna. Dlaczego nie znajdziemy dużych rozmiarów "na sklepie"? H&M, które przeniosło kolekcję z dużymi ubraniami całkowicie do sieci, na moje pytanie dotychczas nie odpowiedziało.
– Moim zdaniem problem leży głównie w tym, że w Polsce większe osoby są niemile widziane i nie lubi się na nie patrzeć. Kobiety i mężczyźni plus size nie pasują nad Wisłą wizerunkowo – mówi wprost stylistka Ewa Zakrzewska.
Zwłaszcza, że jeszcze większy problem mają mężczyźni. – Zamawianie ubrań dla moich męskich klientów jest bardzo trudne i opieram się głównie na zagranicznych firmach. Oczywiście są sklepy typu "Puszysty Pan", które wywołują we mnie tę samą reakcję, co sklepy "Puszysta Pani" – śmieje się Ewa Zakrzewska.
Mężczyźni noszący większe rozmiary mają pod górkę nie tylko w Polsce. – Za granicą ofert dla mężczyzn jest coraz więcej, ale nadal nie jest to taki wybór jak dla kobiet. A przecież narzekamy, że on wciąż jest mały, co pokazuje skalę problemu dla mężczyzn plus size – podkreśla stylistka.
Idzie nowe?
To wszystko nie napawa optymizmem. Zwłaszcza że w odpowiedzi na uwagi, że nie można znaleźć nic ciekawego w dużym rozmiarze, osoby plus size często słyszą od "życzliwych": "Skoro nie ma dla ciebie nic w sklepach, to może schudnij?".Ewa Zakrzewska nie ukrywa irytacji. – W tym momencie noszę taki a taki rozmiar i domagam się, aby był dostępny w sklepach. Moja waga nie jest uzależnienia od chcenia i niechcenia, bo gdybyśmy mogły pstryknąć palcami i zmniejszyć się do rozmiaru S, to nie byłoby na świecie otyłości – zauważa.
Zdaniem Ewokracji to się jednak zacznie zmieniać. I już się zmienia, co widać wyraźnie na przestrzeni ostatnich lat. – Od kiedy w polskich mediach zaczął pojawiać się ruch body positive, to kobiet plus size również pokazuje się u nas więcej. Ale umówmy się: to nadal mało. Polski "Vogue"pokazał osobę plus size dopiero miesiąc temu, a kolekcje plus size w niektórych sklepach reklamują szczupłe modelki – wyjaśnia.Zdaniem Ewy Zakrzewskiej "to tylko kwestia czasu, aż ruch, jakim jest pokazywanie różnorodności – który jest za granicą zarówno modny, jak i potrzebny – w końcu przyjdzie nad Wisłę". – Jesteśmy zawsze kilka lat do tyłu, ale jestem przekonana, że pod presją sieciówki zmienią w końcu podejście. Ludzie mają pieniądze i chcą się ubrać, nie mają ochoty być dłużej ignorowani. Ta rewolucja zaraz się zacznie, ja w to wierzę – mówi z nadzieją.Ludzie – zwłaszcza ci, którzy nie mają problemów z wagą – myślą zero jedynkowo, również dlatego, że przez lata bycie grubym było utożsamiane z byciem leniwym fajtłapą. Społeczeństwo wciąż nie rozumie powodów, dlaczego niektórzy są grubi, a niektórzy nawet nie wiedzą, że są fatfobami. Mam swój hajs, jestem gruba i chcę się ubrać. Jeśli ten sklep nie oferuje mi tego, czego chcę, to pójdę gdzieś indziej.
A aktywistka i blogerka Urszula Chowaniec dodaje: – Całe szczęscie, że lokalny rynek w Polsce i w Europie się rozwija. Pozostaje sobie życzyć, że wyłoni się sklep dostarczający modę plus size, a nie tylko ubrania.