Syn polskich emigrantów na ustach Włoch. "To jest talent czystej wody!"
Dawno polski piłkarz nie wywołał takiego poruszenia włoskich mediów, jak 19-letni Nicola Zalewski. Polak zagrał kwadrans przeciw Manchesterowi United w półfinale Ligi Europy, zdobył zwycięskiego gola - którego ostatecznie UEFA mu odebrała - i z miejsca został bohaterem. "To talent czystej wody!" - piszą dziennikarze i wróżą wielką karierę synowi polskich emigrantów.
Inaczej przepadniesz w tłumie podobnych tobie, ambitnych i ciężko harujących chłopaków. Nicola Zalewski, 19-letni napastnik młodzieżowej drużyny AS Roma, na swoją szansę pracował w Primaverze, czyli rozgrywkach drużyn do lat 20. Polak w tym sezonie zagrał 17 razy, zdobył siedem bramek i zapisał pięć asyst. Szansa nadeszła w czwartek, w półfinale Ligi Europy, w którym Paulo Fonseca nie mógł skorzystać aż z ośmiu graczy.
Zalewski wszedł na ostatni kwadrans starcia z Manchesterem United, swój kwadrans wykorzystał znakomicie. Zdobył zwycięską bramką dla ostatniej włoskiej ekipy, która do czwartku grała w pucharach. Harował na równi z resztą drużyny, został bohaterem w dniu, w którym zadebiutował w dorosłej piłce. Zabrakło tylko kibiców na trybunach, bo COVID. A szkoda, bo w Rzymie wierni tifosi potrafią piłkarza nagrodzić za jego trud.
Nagrodziły media, zachwycone pierwszym Polakiem, który zagrał w polu dla Romy od 1 maja 1988 roku. 33 lata temu po raz ostatni dla Wilków piłkę kopnął Zbigniew Boniek. Przez te trzy dekady w Rzymie zagrało tylko dwóch naszych bramkarzy, Łukasz Skorupski oraz Wojtek Szczęsny. Zalewski zaliczył wejście smoka i jeszcze zapisał się w historii jako najmłodszy strzelec pucharowego gola dla Wilków od 1984 roku i wyczynu Enzo Scifo. W czwartek miał 19 lat i 103 dni, rekord jednak nie przetrwał, bo UEFA gola mu odebrała.
Kim jest Nicola Zalewski, pyta dziś wielu polskich fanów?
Jest Polakiem z krwi i kości, choć urodził się Tivoli, bardzo blisko Rzymu. Jego rodzice w 1989 roku zdecydował się wyjechać wraz z żoną z kraju, odmówił odbycia służby wojskowej u schyłku PRL-u i musiał uciekać z kraju. Państwo Zalewscy osiedli w Poli, kilkanaście kilometrów od włoskiej stolicy i to tam przyszedł na świat w 2002 roku Nicola. Szybko zakochał się w piłce, trafił do szkółki AS Roma i czekał. Na swoją szansę i swój kwadrans.
Udało się, Zalewski wykonał robotę, której oczekuje się od napastnika czy ofensywnego pomocnika. "Będzie o nim głośno", "Talent czystej wody!", "Co za debiut Zalewskiego!", "Magiczny wieczór" - to tylko tytuły niektórych gazet zachwyconych młokosem mediów. Tymczasem Polak nie popada w euforię, po meczu cieszył się z debiutu i żałował, że Roma nie zagra w finale LE.
"Debiut? Byłem bardzo szczęśliwy. Wiedziałem, że muszę na boisko dać coś ekstra z siebie drużynie. Trener poprosił mnie o ciężką pracę i tak właśnie chciałem zagrać. Dałem z siebie wszystko" - skromnie podsumował swój występ. Później napisał jeszcze na Instagramie, że to był dla niego "magiczny wieczór".
Włosi spekulują, że 19-latek na dłużej trafi do pierwszej drużyny Romy. Ma się od kogo uczyć, by wspomnieć Pedro Rodrigueza, Edina Dzeko, Henricha Mchitarjana czy Stephana El Shaarawy'ego. I przypominają, że latem zespół przejmie Jose Mourinho.
Czy Portugalczyk postawi na Zalewskiego i pomoże mu - jak to miało miejsce z wieloma piłkarzami - wejść mu na międzynarodowy poziom? A może szepnie słówko o Nicoli Zalewskim swojemu rodakowi, Paulo Sousie? Selekcjoner Biało-Czerwonych zapewne nazwisko piłkarza Romy ma od czwartku podkreślone w notesie na czerwono.