Zachowuje się, jak "pan i władca". Tak polski zakonnik prowadzi sierociniec w Kamerunie

redakcja naTemat
Podający się za zakonnika Dariusz Godawa prowadzi sierociniec w Kamerunie. Chociaż w TVP mówi, że żyją w nim jak "rodzina" i chwali się dziećmi śpiewającymi polski hymn, to ponoć tylko fasada, za którą kryje się fatalne traktowanie swoich podopiecznych. Poznańska "Gazeta Wyborcza" dotarła do szokujących faktów.
Dariusz Godawa prowadzi sierociniec w Kamerunie. Fot. misja-kamerun.pl

Zginęli przez karę

Jak czytamy w reportażu Piotra Żytnickiego i Jędrzeja Pawlickiego, 14 maja 2009 roku na terenie sierocińca w Kamerunie zginęli dwaj chłopcy. Ponieśli śmierć pod betonowym budynkiem, który pełnił funkcję toalet. Pomimo tego, że konstrukcja zawaliła się w nocy, dzieci miały na sobie ubrania dzienne.

Policja ustaliła, że chłopców zamknięto na noc w toaletach za karę, bo nie nakarmili psów Dariusza Godawy. Prowadzący sierociniec mężczyzna został zatrzymany, ale wyszedł za kaucją. Wpłacił ją za niego ks. Andrzej Kryński, od którego polski Episkopat się dystansuje.


Marta działająca w ruchu oazowym chciała wspomóc jedną z dziewczynek zamieszkujących w sierocińcu Godawy. Po jego wymijających odpowiedziach zadzwoniła do dominikanów, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o zakonniku prowadzącym misję w Kamerunie. – Godawa? Od dwóch lat nie jest w naszym zakonie – usłyszała.

"Zachowuje się jak pan i władca"

Relację o karygodnych warunkach panujących w sierocińcu spisała Anna Sobków. Kobieta poznała Godawę, gdy ten krótko przebywał u poznańskich dominikanów. Anna zdecydowała się wylecieć razem z nim, by pomagać przy dzieciach. Polskę opuściła 18 października 2012 roku.

W Jaunde spędziła jedynie trzy miesiące. Była zszokowana tym, co widziała. Dzieci miały liczne, przerastające ich możliwości obowiązki. Jadły tylko jeden, bardzo skromny posiłek raz dziennie.

Godawa przekonywał ją, że nie ma pieniędzy na bardziej wartościowe jedzenie, ale jego dieta wydawała się być znacznie bogatsza niż dzieci. Nawet psy dostawały specjalnie sprowadzaną karmę. Annę szokowało również to, że dorośli jedzą posiłki przy stole, a dzieci na ziemi.

Kobieta twierdzi, że prowadzący sierociniec nie ma dla swoich podopiecznych w ogóle ciepła. "Zachowuje się w stosunku do dzieci jak pan i władca, nie jak opiekun, a tym bardziej zakonnik. Nigdy nie chwali. Z młodszymi nie rozmawia, a jeśli już, to tylko wrzeszczy. Nie wchodzi do pokojów, bo mówi, że tam śmierdzi" – relacjonowała w sprawozdaniu dla prowincjonała, które zostało ukryte w archiwum.

Zostawiał dzieciom resztki

Świadkiem takiego traktowania dzieci przez Godawę był również Jacek T. , który pomagał w budowaniu rezydencji rzekomego zakonnika. Opowiada, że niejednokrotnie widział, jak szef sierocińca zostawia dla dzieci resztki ze swojego posiłku. Podopieczni chodzili podobno tak głodni, że prosili o jedzenie w pobliskich sklepach.

Dariusz Godawa twierdzi, że wychowuje dzieci tak, jak to robią w Kamerunie. Zdaniem byłego zakonnika nie można przykładać europejskich standardów do afrykańskiej rzeczywistości.

Reakcja dominikanów ws. Dariusza Godawy


Paweł Kozacki, prowincjał klasztoru dominikanów w Warszawie powiedział, że Godawa już jakiś czas temu dostał wezwanie powrotu do Polski, ale odmówił. Potem został wyrzucony z zakonu, ale nie ze względu na swoje poczynania w sierocińcu. W mediach Godawa cały czas występuje jako zakonnik.
Czytaj także: Skandaliczne słowa księdza podczas komunii. Straszył dzieci, jak mogą karać ich rodzice
źródło: "Gazeta Wyborcza"