Najwybitniejszy polski olimpijczyk dla naTemat.pl: pamiętajmy o tym, co oznaczają igrzyska

Krzysztof Gaweł
– Pamiętajmy o tym, co tak naprawdę oznaczają igrzyska. To zabawa. To festa, święto. To jest słowo uniwersalne w wielu językach. Czasami zapominamy, co w ogóle znaczą igrzyska. A to jest wielkie święto sportu, wielka zabawa – mówi naTemat Robert Korzeniowski, nasz najwybitniejszy olimpijczyk w historii, zdobywca czterech złotych medali i uczestnik czterech igrzysk.
Robert Korzeniowski ze złotym medalem zdobytym na igrzyskach olimpijskich w Atenach w 2004 roku Fot. PIOTR BLAWICKI/East News
Igrzyska w Tokio właśnie się rozpoczynają. Co to dla pana oznacza?
Czuję ekscytację, bo igrzyska zawsze wiążą się z emocjami. Mamy bardzo dobrą reprezentację, będzie wiele dobrych dla nas momentów. Dlatego ja czekam na igrzyska z emocjami, trochę tak, jak dziecko czeka na tort urodzinowy.

Z drugiej strony mam poczucie ulgi, bo skończyła się już dyskusja, czy igrzyska się w ogóle odbędą. Wielokrotnie docierały do nas sprzeczne informacje, łącznie z tymi, że będą kibice, których jednak nie będą. W Japonii są pod koniec roku wybory, toczy się walka polityczna i daliśmy się chyba trochę w nią wciągnąć. Igrzyska rozgrywane są dla celów wewnętrznych. Ale i tak się cieszę, że wszystko się dzieje.


Jako ekspert i komentator Eurosportu cieszę się, że zbudowaliśmy przed rokiem świetną drużynę i że teraz też potwierdziła swoją gotowość. W osobach medalistów olimpijskich, mistrzostw świata i Europy. Będzie z nami była trenerka Pawła Fajdka Jolanta Komor, mamy w składzie Adama Korola, Sylwię Gruchałę, Pawła Januszewskiego. Będą komentować Paweł Czapiewski, Aneta Konieczna, Piotrek Gruszka.

To są postacie nietuzinkowe, dwanaście medali będzie komentować te igrzyska jako nasi eksperci. Mam nadzieję, że polska reprezentacja będzie w stanie zdobyć ich co najmniej dwanaście.

Ma pan swoich faworytów do medali?
Medal to szczyt marzeń każdego sportowca, są zawsze w zasięgu możliwości i liczę, że nasi młodsi koledzy to potwierdzą. Głównym faworytem dla mnie jest Paweł Fajdek. Po czterech tytułach mistrza świata jest w tym roku liderem światowych tabel, jest faworytem do złota. To byłaby piękna historia.

Nie możemy też pominąć Wojtka Nowickiego. Zostając przy młocie, w świetnej dyspozycji jest Malwina Kopron, a do wysokiej formy wraca nasza kandydatka do obrony tytułu Anita Włodarczyk. A przecież na dalekie rzuty stać Joasię Fiodorow.

Czarnym koniem tej ekipy będzie Patryk Dobek, wzmocniona i odświeżona jest nasza żeńska sztafeta 4x400 metrów, która łatwo nie będzie miała. Uwielbiam te dziewczyny, cudowne kobiety i jak dla mnie osoby, które są modelowymi sportowcami. Nasze aniołki.

Dla mnie ogromną radością byłby medal Marysi Andrejczyk, która ma na swoim koncie najlepszy wynik w tym roku w oszczepie, po niesamowitym rzucie. Nieco niżej skacze w tym roku Piotrek Lisek, ale kto wie? On już stawał na podium, jest bardzo doświadczony.

Wszyscy czekają na triumf i złot medal siatkarzy.
Jestem przekonany, że siatkarze wrócą z medalem. Nie wyobrażam sobie, że będzie inaczej, chociaż to jest turniej i jego zasady są nieubłagane. A przecież można trafić na taki dzień, jak na Australię w Londynie.

Moja pamięć olimpijska sięga 1976 roku i mam nadzieję, że zostanie przez siatkarzy odświeżona w tym roku. Nowe pokolenie niech cieszy się wreszcie złotem olimpijskim.

Kto jeszcze może nas miło zaskoczyć?
Mamy bardzo dobre czwórki wioślarskie, żeńską i męską, które są wśród faworytów do medali. Mamy też Martę Walczykiewicz, ona może walczyć o medal. Mamy pierwszą, historyczną szansę na medal olimpijski w tenisie. I to w wielu kombinacjach. Iga Świątek, Hubert Hurkacz czy debel - wszystko może się zdarzyć. A nie mamy jeszcze medalu tenisowego w historii.

Mamy szansę w żeglarstwie, bo wystartują Zofia Klepacka i Piotek Myszka. Bardzo ciekawi mnie też, jak wypadnie Maja Włoszczowska, która przecież miała kończyć karierę. To nie są dla niej pierwsze czy drugie igrzyska, a ja pamiętam czasy, gdy startowaliśmy równolegle w zawodach. Jej medal to byłoby coś absolutnie kapitalnego. W kolarstwie mamy Szymona Sajnoka, mistrza świata, któremu prywatnie będę bardzo mocno kibicował.

A co dla pana, uczestnika czterech igrzysk i zdobywcy czterech złotych medali, jest symbolem olimpijskiej rywalizacji?
Symbolem igrzysk jest dla mnie absolutna wielonarodowość i absolutne równouprawnienie medali z każdej dyscypliny. Mamy sporty mniej i bardziej popularne, na igrzyskach wszystkie są równoważne.

Każdy kontynent, każdy kraj przeżywa igrzyska poprzez własny dorobek sportowy, własną kulturę i tego, jaki sport pasjonuje ludzi w danym zakątku świata. Igrzyska mają tyle twarzy, ile jest języków i historii. Budują od wielu pokoleń naszą wspólnotę sportową. Kiedy myślę o igrzyskach, to myślę przede wszystkim o najbardziej różnorodnej wspólnocie, jaką sobie można wyobrazić.

Nigdy nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak dla mnie będzie ważne, że w Barcelonie spotkam wioślarzy, kolarzy, że świetnie będą grać piłkarze.

Sportowiec wyczynowy ma niewielką szansę, by zawiązywać przyjaźnie i znajomości ze sportowcami z innych dyscyplin. Nasze pogaduchy z kolarzami i zapaśnikami w wiosce olimpijskiej, ta wspólnota która się tworzyła, to jest coś unikalnego.

Igrzyska tworzą bohaterów i otwierają przed nami nowe horyzonty.
Jeżeli, nikomu nie umniejszając, Polak zdobywa złoty medal mistrzostw świata w sporcie mniej popularnym, to jest to coś, co trafia do kibiców tej dyscypliny. Może czasem taka informacja przebije się w serwisach informacyjnych, jeśli akurat nie wydarzy się coś politycznego.
Robert Korzeniowski tuż po triumfie olimpijskim w SydneyFot. imago sportfotodienst

Medal olimpijski - każdy medal - zdobyty w dowolnej dyscyplinie to jest wydarzenie ogólnospołeczne. Podam przykład. Renata Mauer w 1996 roku już na początku igrzysk rozbiła bank. Kto przed jej sukcesem znał Renatę Mauer i kto się interesował strzelectwem? To jest fenomenalne podczas igrzysk. Każdy ma swoją równą szansę.

Jakie to uczucie wrócić ze złotym medalem do wioski olimpijskiej?
Życzę każdemu sportowcowi powrotu do misji olimpijskiej z medalem. Jak już miną godziny przedzierania się przed strefę wywiadów, konferencje i dziennikarzy. Do tego kontrole antydopingowe.

Powitanie wśród swoich, czasami bardzo późno, koło 1-2 w nocy, to jest coś niesamowitego. Wiszą transparenty, koleżanki i koledzy czekają. Kolejnego dnia apel olimpijski - taki był zwyczaj za moich czasów - gdzie można podzielić się wrażeniami i serdecznościami.

To nigdy nie zdarza się na innych mistrzostwach, bo spotykamy zawsze kolegów z branży. A tu nagle medal kajakarzy zyskuje uznanie wśród siatkarzy. Wspaniałe jest to, że wszyscy sobie dopingują i ma się możliwość współdzielenia sukcesu z ludźmi z innych dyscyplin. To jest coś, co cementuje na całe życie.

Po sukcesie było świętowanie, znalazł pan na to w ogóle czas?
Był czas żeby świętować, choć ja miałem pecha - a może i szczęście? - że moje medale zdobywałem zawsze na koniec igrzysk. Miałem dobę albo i dwie, żeby poświętować. To zawsze są zajęte dni i godziny, zwłaszcza przez media, jeżeli się wygrywa.

Ale ja nie zapomnę do końca życia naszych rozmów i przesiadywania w ogrodzie w Atlancie. Rozprawialiśmy o życiu na wesoło, na melancholijnie i na wszystkie sposoby. I tak z koleżankami i kolegami ze wszystkich dyscyplin. Nie zapomnę jak mi opowiadała reprezentacja koszykarek, jak kibicowały mi dosłownie po wyjściu z szatni, tuż po ostatnim meczu w Sydney. Wszyscy cieszyliśmy się, że jeszcze możemy się spotkać.
Robert Korzeniowski poprzez swoje sukcesy stał się ambasadorem polskiego sportu na świecieFot. PIOTR BLAWICKI/East News


Jedność, wspólnota, różnorodność i wielka radość. Wioska olimpijska to fenomen.
Wioska olimpijska to taka trochę cyganeria, tam się wszyscy znajdą. Myślę, że jeśli ktoś nie jest zbyt spięty, że jeśli ma trochę wyobraźni i takiej koncentracji olimpijskiej, jeśli zechce znaleźć trochę luzu, to na pewno znajdzie przestrzeń, by spotkać się z innymi.

Pamiętajmy o tym, co tak naprawdę oznaczają igrzyska. To zabawa. To festa, święto. To jest słowo uniwersalne w wielu językach. "Igry" po rosyjsku to zabawa, podobnie w języku francuskim. I innych językach. Czasami zapominamy, co w ogóle znaczą igrzyska. A to jest wielkie święto sportu, wielka zabawa.

Sportowcy potrafią walczyć i wygrywać, ale też potrafią świetnie się bawić. Gorzej jest tylko z celebrowaniem po powrocie, bo medaliści olimpijscy są rozrywani. Są oficjalne uroczystości, a te na pewno nie są tak spontaniczne i szalone, jak w wiosce olimpijskiej

Więcej informacji na temat igrzysk olimpijskich w Tokio znajdziesz w naTemat. Jesteśmy #GotowiNaTokio.
Czytaj także: Życie w wiosce olimpijskiej, czyli seks, imprezy i medale. Do tego kolejki i ciągły pośpiech

Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut