Majcherek: Wiara nie usprawiedliwia bezeceństw w jej imię popełnianych

Janusz A. Majcherek
Janusz A. Majcherek jest profesorem filozofii, socjologiem, wykładowcą w krakowskim Uniwersytecie Pedagogicznym, publicystą nagradzanym m.in. Grand Press za najlepszy tekst publicystyczny, Nagrodą Kisiela, nagrodą Allianz w kategorii media.
Ekscesy dominikanina Pawła M., ujawnione przez komisję pod kierownictwem Tomasza Terlikowskiego, były przerażające. Rodzaj i skala molestowania i wykorzystywania seksualnego uczestników, a zwłaszcza uczestniczek grup modlitewno-formacyjnych, jakie organizował i którym przewodził, muszą wzbudzać odrazę każdego wrażliwego i przyzwoitego człowieka.
Janusz Majcherek fot. Beata Zawrzel/REPORTER
Rozsądni ludzie nie mogą jednak pominąć tej okoliczności, że udział w owych grupach, głównie ochotników ze środowisk akademickich, był dobrowolny i obejmował osoby dorosłe, które wiedziały na co się godzą i przyzwalały na to.

W tym tkwi zasadnicza różnica wobec pedofilii i innych form wykorzystywania dzieci przez zdegenerowanych duchownych, żerujących na nieświadomości i bezbronności swoich małoletnich podopiecznych. Pod tym względem i z tego powodu ci drudzy są o wiele bardziej odrażającymi postaciami, zasługującymi na o wiele surowsze potraktowanie. Co nie zwalnia tych pierwszych od odpowiedzialności.


Nasilająca się w Polsce, z dobrze znanych i uzasadnionych powodów, krytyka kościoła katolickiego natrafia na replikę, wyrażającą przekonanie o zastępach głęboko i autentycznie wierzących, którym kościelne instytucje i funkcjonariusze zapewniają duchową posługę i obsługę, dlatego powinny być szanowane, a co najmniej tolerowane.

Przykład podopiecznych i ofiar księdza Pawła M. pokazuje, że im silniejsza i bardziej fanatyczna wiara, tym większa gotowość do poświęceń i umartwień, posuniętych aż do degeneracji lub samounicestwienia. To dość typowe dla rozmaitych sekt i grup religijnych, gromadzących żarliwych wyznawców wokół charyzmatycznych przewodników duchowych. To siła wiary sprawia, że zamiast odejść przy pierwszym podejrzanym incydencie, godzą się na mobbingowanie, molestowanie, gwałcenie, a nawet śmierć.

Im większa religijna żarliwość...

Znane są przykłady tego rodzaju sekt, których uczestnicy, na wszelkie sposoby wcześniej wykorzystani, popełniają zbiorowe samobójstwo na wezwanie swojego – przez siebie wybranego – guru. Gdyby nie żarliwa, fanatyczna wiara, nie zgodziliby się przecież na takie traktowanie i rozwiązanie.

Afgańscy talibowie to wszak także żarliwi i przepełnieni religijnym zapałem posłuszni wyznawcy i wykonawcy woli swoich przewodników – mułłów, imamów, ajatollahów i szejków. Głębia i siła ich duchowego zaangażowania nie usprawiedliwia przecież ich odrażających czynów i przerażających poczynań, ona je inspiruje i wzmaga.

Im większa religijna żarliwość, tym większe prawdopodobieństwo i niebezpieczeństwo tolerowania, a nawet akceptowania bezeceństw w jej imię popełnianych, z imieniem takiego czy innego boga na ustach, a może i w sercu.

Usprawiedliwianie religijnych instytucji i obrona ich funkcjonariuszy świadczeniem przez nich posług żarliwym wyznawcom, są więc co najmniej wątpliwe. Fanatyczna wiara uczestników czyni z nich bezmyślnych i posłusznych wykonawców woli duchowych przewodników, którym daje możliwość i sposobność wykorzystania na rozmaite sposoby swoich dobrowolnych podopiecznych. Powoływanie się na siłę i autentyczność wiary czyni ten proceder bardziej prawdopodobnym, a nie mniej odrażającym.