Sensacyjna relacja Grzegorza Małeckiego. Publikujemy fragment rozmowy z byłym szefem Agencji Wywiadu

Artykuł PR-owy wydawnictwa Bellona
To pierwsza na rynku tak bezkompromisowa i sensacyjna relacja szefa Agencji Wywiadu. 13 października 2021 premierę miała książka "W cieniu. Kulisy wywiadu III RP", opowiadająca o sekretach i realiach tej najtajniejszej z polskich służb specjalnych. To wywiad rzeka, jaki dziennikarz Łukasz Maziewski przeprowadził z byłym szefem AW – płk. Grzegorzem Małeckim.
Pułkownik Grzegorz Małecki, były szef Agencji Wywiadu, w wywiadzie z dziennikarzem Łukaszem Maziewskim opowiada o sekretach i realiach tej niebezpiecznej służby. Można go przeczytać na stronach książki "W cieniu. Kulisy wywiadu III RP" Materiały prasowe / Wydawnictwo Bellona
Dzięki książce możemy nie tylko spojrzeć na przygnębiający obraz tajnych służb, często pozbawionych kontroli i pogrążonych w chaosie, ale także poznać świat polskiej polityki drugiej dekady XXI wieku i pracę agentów w "cieniu", która wcale nie ma wiele wspólnego z przygodami Jamesa Bonda. Poniżej fragment wywiadu z bohaterem książki "W cieniu".

Odejdźmy na chwilę od historii sprzed lat. Cofnijmy się o kilka miesięcy. Wiosnę i lato ubiegłego roku oprócz epidemii zdominowały doniesienia medialne o zakupach respiratorów dla Ministerstwa Zdrowia. W doniesieniach tych niepoślednią rolę odgrywała Agencja Wywiadu. Od kiedy Agencja zajmuje się zakupami sprzętu medycznego?


Generalnie nie jest to zadaniem wywiadu, ale mówimy o sytuacji i okolicznościach wyjątkowych, w których służbom specjalnym zleca się zadania, nazwijmy to, nierutynowe. W sytuacji gdy państwo znajduje się w kryzysie, sięga się po środki nadzwyczajne. Rząd miał prawo uciec się do takiego rozwiązania – zlecenia Agencji pozyskania rzadkiego dobra, niedostępnego w Polsce. Ustawa o ABW i AW daje takie możliwości, mówi o tym w artykule 6, ustęp pierwszy. Takie zadania w kompetencji AW nie leżą wprost, ale można było po nie sięgnąć. Należało to jednak zrobić dyskretnie i skutecznie, bo tak działają profesjonalne służby.

Niezależnie jednak od tego, co powiedziałem, stoję na stanowisku, że rolą Agencji Wywiadu nie powinno być realizowanie zakupów respiratorów, testów czy środków sanitarnych, tylko raczej osłona ewentualnie zapewnienie wsparcia takich transakcji, realizowanych przez powołane do tego instytucje czy też szerzej podmioty należące do państwa. Podobnie ukształtowana jest misja AW wobec handlu bronią.

Tradycyjnym zadaniem polskiego wywiadu, opisanym w przepisach ustawy, jest rozpoznawanie trudnych rynków w celu identyfikowania pojawiających się na nich zagrożeń dla interesów państwa, w szczególności dla jego bezpieczeństwa. Jeśli wywiad będzie się zajmował zakupami, to kto, jaka inna formacja zadba o bezpieczeństwo tych transakcji, zapewni ich osłonę? Nie można być jednocześnie twórcą i tworzywem. Łączenie tych zadań zawsze przynosi opłakane skutki. Wszystko na to wskazuje, że mamy do czynienia z kolejnym dowodem na potwierdzenie tej zasady.

Media sugerowały, że nieudany zakup respiratorów za prawie ćwierć miliarda złotych od byłego handlarza bronią, znajdującego się na czarnej liście ONZ, to w rzeczywistości operacja AW, której ów handlarz miał być współpracownikiem. Wyobraża pan sobie taką sytuację? A jeśli tak, to jak tę operację należałoby ocenić?

Na podstawie mojej wiedzy i doświadczenia mogę powiedzieć, że jest wysoce prawdopodobne, iż wersja, którą pan przytoczył, może, niestety, być w dużym stopniu zgodna ze stanem faktycznym. Nie ulega wszakże wątpliwości, że państwo polskie zostało publicznie skompromitowane, albowiem rząd (konkretnie Ministerstwo Zdrowia) w niejasnych okolicznościach wyasygnował gigantyczną kwotę ćwierć miliarda złotych na zakup sprzętu przez osobę, na której ciążą poważne oskarżenia. Kontrakt został zrealizowany tylko w niewielkiej części, a mimo to większość pieniędzy nie została zwrócona. Kuriozalne jest przy tym, że zleceniobiorca otrzymał dużą część zapłaty z góry.

Co gorsza, wypadliśmy z kolejki do respiratorów w ramach zakupów unijnych. Doniesienia medialne dostarczają ponadto szczegółowych, dość wiarygodnych danych, jakoby inicjatorem i faktycznym wykonawcą transakcji miała być Agencja Wywiadu, co stawia ją w świetle jupiterów oraz obnaża jej metody pracy.

Jakie informacje o „kuchni” ujawniono? Chodzi o to, że firma, która miała dostarczyć respiratory, była „przykrywką”?

Już publiczna sugestia, że transakcja zakupu respiratorów była realizowana przez Agencję Wywiadu, jest obnażeniem jej metod i zwróceniem uwagi zarówno na przeszłe, jak i przyszłe podobne operacje, co naraża je na poważne niebezpieczeństwo. Przecież w ślad za tymi publikacjami poszły gruntowne analizy działania firmy realizującej tę transakcję w minionych dekadach. Jeśli prawdą byłaby podawana publicznie informacja, że w przeszłości prowadziła ona inne transakcje w branży zbrojeniowej, to zostały one w ten sposób ujawnione, dając nie tylko mediom pożywkę do prześledzenia jej aktywności.

Co więcej, istnieją poważne podstawy do obaw, że doszło do zdekonspirowania osoby działającej tajnie na rzecz Agencji. To najpoważniejsze nadużycie, jakie może się zdarzyć służbie specjalnej. To jest skandal najcięższego kalibru. Tak to właśnie, podsumowując, wygląda. Nie ma więc wątpliwości, że mamy do czynienia z największym kryzysem wywiadu od 1990 roku. Straty te już zostały poniesione, mimo że udział Agencji nie został formalnie potwierdzony. Im dłużej będzie trwało zwodzenie opinii publicznej w nadziei, że sprawa przycichnie, prowokujące kolejne spekulacje i śledztwa dziennikarskie, tym gorzej dla państwa. Im szybciej sprawa zostanie wyjaśniona i zamknięta, tym lepiej.

A skąd w ogóle taki człowiek znalazł się w orbicie AW? Handlarz bronią z czarnej listy ONZ. Czy tacy ludzie często są wykorzystywani przez służby? W jaki sposób się ich pozyskuje?

Nie będę odnosił się do konkretnego przypadku ani osoby. Faktem natomiast jest, że wywiad, realizując swoje zadania związane z rozpoznawaniem międzynarodowego obrotu bronią, amunicją i materiałami wybuchowymi (tak stanowi artykuł 6 ustęp 1 punkt 6 ustawy o ABW i AW), wchodzi w relacje z uczestniczącymi w nich firmami i osobami. Trzeba pamiętać, że duża część tego rynku to szara, a nawet czarna strefa, co nierzadko zmusza działające na naszą rzecz osoby do brania udziału w wątpliwych operacjach. To jest koszt zdobycia ekskluzywnej wiedzy służącej państwu do wsparcia jego strategicznych interesów.

Zasada jest jednak taka, że należy dążyć do minimalizowania lub wręcz unikania ryzyka podejmowania działań uznawanych za przestępstwa w Polsce oraz w państwach sojuszniczych. A jeśli już jest to niezbędne, aby działo się pod kontrolą służby i za wiedzą i zgodą stosownych władz państwowych, także prokuratury. No i oczywiście, aby działania te były skuteczne i odbywały się w warunkach pełnej konspiracji.

Czy jest mechanizm zabezpieczający przed takimi działaniami?

Państwo miało prawo zaangażować wywiad do tego rodzaju przedsięwzięcia. Skoro jednak służba miała prawo to zrobić, to należy zapytać, czy dysponowała stosownymi środkami, aby się go podjąć i je zrealizować. Czy miała realne możliwości wykonać zlecenie i zrobić to w taki sposób, jakiego od niej oczekiwano? Podejrzenia są na tyle poważne, że sprawa bezwzględnie powinna zostać dogłębnie zbadana i rozliczona. Uprzedzając ewentualne pytanie, co ja bym zrobił, gdybym otrzymał takie zadanie, odpowiadam, że nigdy bym się go nie podjął w tamtym momencie. W moim przekonaniu Agencja nie jest przygotowana do tego typu operacji.

To poważny zarzut. Jest pan w stanie go obronić?

Powód jest prosty: Agencja do takich przedsięwzięć nie była przewidywana i w efekcie nie dysponuje zasobami niezbędnymi do skutecznego jej przeprowadzenia. Problemem polskich służb, chociaż pewnie nie tylko polskich, jest dość powszechny w ich kierownictwie brak asertywności (z kilkoma chlubnymi wyjątkami) pozwalającej na odmowę wykonania niektórych poleceń polityków, które wykraczają poza możliwości służby. Niejednokrotnie w czasie swej służby słyszałem komentarz w stylu: „No, przecież nie mogłem powiedzieć premierowi, że tego nie możemy zrobić”. Inną słabością, zwłaszcza w ostatnich latach, jest gorączkowa chęć wykazania się przed przełożonymi jakimś spektakularnym sukcesem. Dotyczy to zwłaszcza oficerów z deficytem dorobku zawodowego i przemożną potrzebą udowodnienia za wszelką cenę swej przydatności oraz profesjonalizmu. To się, niestety, często zdarza nie tylko w Polsce.

Ale konsekwencji, jak sądzę, nie poniesie nikt. Pieniędzy nie ma, a co do sprzętu jego los jest niejasny.

Ja nie jestem takim defetystą. chociaż oczywiście są mocne podstawy, aby tak myśleć. Jednak żywię głębokie przekonanie, że ta sprawa doczeka się, i to raczej prędzej czy później, wyjaśnienia. Skala i charakter nadużyć, jakie już wyszły na światło dzienne, kwalifikuje ją jako bezprecedensową. Świadomość tego powoli dociera do wszystkich uczestników sceny politycznej i w końcu osiągnie moment krytyczny, który wyzwoli procesy, a te doprowadzą do pełnego wyjaśnienia jej tajemnic. W kontekście Polski przypomnę tylko trzy najgłośniejsze afery: Rywina, Orlenu oraz starachowicka – wszystkie za rządów SLD. W każdym z tych przypadków musiało minąć wiele miesięcy, aż nabrzmiały na tyle, że uruchomiły procesy polityczne, a następnie karne, które doprowadziły do ujawnienia ich kulis i pociągnięcia do odpowiedzialności osób w nie zamieszanych.

Jeżeli było tak, jak mówią media, co się stało, że się nie udało?

Odpowiem przewrotnie. Powiem o warunkach, które musiałaby spełniać operacja wywiadu, realizowana na polecenie rządu, abyśmy mogli mówić o legalnej prawidłowo przeprowadzonej operacji specjalnej, na przykład zakupu jakiegoś trudno dostępnego sprzętu bądź technologii za granicą.

Słucham.

Tego rodzaju działania muszą po pierwsze odbywać się zgodnie z polskim prawem, ale niekoniecznie w zgodzie z prawem innych krajów. Taka operacja musiałaby być legalna w świetle polskiego prawa, a więc od początku do końca, czyli od jej zlecenia do rozliczenia ostatnich faktur, wszelkie wykonywane w jej ramach czynności musiałyby być zgodne z regulacjami, zwłaszcza dotyczącymi gospodarowania środkami publicznymi, które byłyby w nią zaangażowane.

Czy to się udało?

Zastrzegam, że mówimy cały czas w trybie warunkowym. Doniesienia medialne prowadzą do wniosku, że mamy do czynienia z całym ciągiem działań odbiegających od standardów przewidzianych prawem. I to rażąco. Mówię tu o obrocie środkami publicznymi. Dla każdego, kto miał kontakt z pieniędzmi z budżetu państwa, zwłaszcza pracowników sektora finansów publicznych, od szczebla gminy do ministerstwa, jest oczywiste, że zamówienie na zakup respiratorów zostało przeprowadzone z naruszeniem obowiązujących standardów oraz przepisów prawa.

Do sformułowania takiej oceny wystarczy zapoznać się z dokumentami oraz relacjami urzędników Ministerstwa Zdrowia, które zostały upublicznione w mediach. Wyjaśnienia przedstawicieli rządu, zwłaszcza resortu zdrowia, mające na celu zbagatelizowanie popełnionych nieprawidłowości, są po prostu żenujące i nie licują z powagą rządu. Ewentualny udział Agencji na jakimkolwiek etapie tego zamówienia oznaczałby ewidentne złamanie obowiązującej ją zasady legalizmu działań.

Drugim warunkiem operacji wywiadu jest tajność. Tego rodzaju operacje służb powinny się odbywać w absolutnej dyskrecji co do procedur, mechanizmów i osób w to zaangażowanych, czy w ogóle faktu zaangażowania takiej instytucji! Angażowanie wywiadu ma sens, gdy na przykład działa się poza służbami dyplomatycznymi i w warunkach tajności. Tu mamy falę kontrowersji, szum w mediach.

W takich warunkach służby są dekonspirowane i ich działalność traci rację bytu. Jeśli więc miałaby to być operacja specjalna, to wiedza na jej temat nie miała prawa ujrzeć światła dziennego. Każde upublicznienie wiedzy na temat operacji, zwłaszcza udziału w niej służby, jest porażką, nawet jeśli założony cel został osiągnięty.


Przypomniał mi się pewien rysunek. Żebrak do leżącego przed nim kapelusza „zbierał na operację”. Obok siedział karykaturalny szpieg, który do swojego kapelusza „zbierał na operację specjalną”. Złośliwe, ale celne.

Trzecim warunkiem jest skuteczność. Jeśli wywiad podejmuje się jakiejś operacji, to działanie powinno być skuteczne. Bez gwarancji skuteczności i profesjonalizmu taka służba nie powinna być angażowana.

Pięknie. Tylko wciąż nie odpowiedział pan na pytanie, czemu ta operacja się nie udała.

Jeśli prawdą jest, że zaangażowany w to był człowiek powiązany z AW, to dekonspiracja jego powiązań z Agencją jest… (chwila milczenia) absolutnie nie do zaakceptowania. Dowodziłaby braku profesjonalizmu służby i jej kierownictwa oraz niewłaściwego nadzoru organów politycznych. Jeszcze raz: takie operacje mają sens tylko wtedy, gdy naprawdę nie można nabyć danych materiałów w inny sposób, przez inne instytucje.

Istotą działania wywiadu jest realizowanie celów, których państwo nie jest w stanie osiągnąć w inny sposób niż operacją specjalną. Przecież tu nie chodziło o wykradzenie tych respiratorów, tylko o ich zakup. Wreszcie na koniec trzeba mieć pewność, że Agencja jest w stanie takie zadanie wykonać. Bo jeśli nie wie, że nie jest w stanie tego wykonać, to jest jeszcze gorzej. Może to oznaczać bardzo poważne błędy w kierowaniu służbą, począwszy od systemowych i organizacyjnych, przez fachowe przygotowanie kierownictwa, a skończywszy na deficytach charakterologicznych, zakłócających zdolność właściwej oceny sytuacji oraz własnych możliwości.

Szef ma jeszcze zastępców, którzy powinni go sprowadzić na ziemię, jeśli odleciał za wysoko. No, chyba że w Agencji Wywiadu nie ma miejsca na nonkonformizm?

W prawidłowo zorganizowanej i działającej służbie decyzje dotyczące najważniejszych działań operacyjnych powinny być efektem całego procesu angażującego wszystkie jej profesjonalne zasoby. Powinna być wypracowana przez kolejne szczeble instytucji, wykorzystujące wiedzę, doświadczenie i umiejętności personelu oraz tak zwaną pamięć instytucjonalną. Na ostatnim etapie tego procesu są szef lub niekiedy upoważniony zastępca do spraw operacyjnych, który, opierając się na zgromadzonych w poprzednich etapach ocenach i rekomendacjach, podejmuje ostateczną decyzję.

Każdy element tego łańcucha ma precyzyjnie wyznaczone miejsce, zakres uprawnień i odpowiedzialności. Nie powinno być miejsca na woluntaryzm i działania spontaniczne, zwłaszcza takie, które ten naturalny proces decyzyjny zakłócają, na przykład pod wpływem idących z samej góry inicjatyw, motywowanych względami pozamerytorycznymi, na przykład chęcią zasłużenia na pochwałę polityków.

A przynajmniej w idealnie ułożonym i funkcjonującym świecie.

W prawidłowo działającej służbie zastępcy szefa, o ile dysponują należytym przygotowaniem i doświadczeniem, są bardzo istotnym elementem tego procesu, korygują błędy i zapobiegają wadliwym decyzjom. Jednak nie są w stanie im zapobiec w sytuacji, kiedy są omijani w procesie decyzyjnym albo decyzje zapadają na najwyższym szczeblu, bez uwzględnienia stanowiska fachowców ze szczebli wykonawczych. Tak dzieje się w służbie, która jest wadliwie zarządzana.

Materiał jest przedrukiem fragmentu książki "W cieniu" Wydawnictwa Bellona