Wrzuciła film o zestawie Maty w McDonald's. Staśko: Kilka tysięcy hejtów, pisali "zawiśniesz"

Żaneta Gotowalska
Wrzuciła film, jak (nie)testuje zestawu Maty w McDonald's, przyznała się do błędu, jaki popełniła, a potem... dostała tysiące hejterskich wiadomości. Pisali jej "zawiśniesz", obrażali: "ty nawet na worek na spermę się nie nadajesz". Maja Staśko, w rozmowie z naTemat, mówi, jak radzi sobie z hejterskimi wiadomościami, z którymi żyje na co dzień.
Piotr Molecki/East News
Maja Staśko w ostatnich dniach zamieściła na YouTube wideo, na którym (nie)testuje zestaw Maty z McDonald's. Aktywistka rzuciła na wizji burgerem o podłogę, stwierdzając, że "to jest do wyrzucenia". Dodała, że nie chciała go kupować, jednak zrobiła to, "by inni nie musieli". Ostatecznie jedzeniem poczęstowała obecnego tam kolegę.

Maja Staśko przeprosiła za nagranie. "Gdy kręciłam filmik, w którym rzucam kanapką, byłam pewna, że wydźwięk jest jasny: w ten sposób sprzeciwiam się konsumpcjonizmowi i wykorzystywaniu popularności do niszczenia zdrowia dzieci. Może trochę podkręcę, a film trafi do większej liczby osób, przez co ważny przekaz także? Rzuciłam spontanicznie, ale tuż po rzuceniu zrobiło mi się głupio i żenująco, więc dodałam, że ktoś to zje (od razu zakładaliśmy, że zje – i zjadł). Wiem, idiotyczne. A potem nie miałam jak obejrzeć filmu przed publikacją, bo kręciłam kolejne nagrania – tak wygląda moja praca. I poszło" - poinformowała w social mediach.


Niestety, nie wszyscy zrozumieli, że każdy ma prawo do błędu. Dziewczynę, jak to zwykle w jej przypadku bywa, zalała fala hejtu, pomieszana z groźbami karalnymi. "Zawiśniesz", "Ty nawet na worek na spermę się nie nadajesz", "Ty ku*wo głupia rób mi loda", "głupia k*rwo", "poka cyce pls", "ale masz niedoj*banie mózgowe" – to tylko niektóre z wpisów, jakie musiała o sobie przeczytać.

Maja Staśko: w takim przypadku to kilka tysięcy hejtów dziennie

– Miałam wrażenie, że się do tego przyzwyczaiłam, ale ta ostatnia sprawa mi pokazała, że nie. Krytyka merytoryczna jest przeze mnie zawsze przyjmowana. Ale te hejty, groźby śmierci, gwałtu, komentowanie mojego wyglądu, mówienie, że jestem "zakałą feminizmu lewicy", to mnie bardzo boli – mówi w rozmowie z naTemat Maja Staśko.

I dodaje, że przez ostatnie dni miała wrażenie, że ma trudności z oddychaniem. – Byłam taka spięta, jakbym cały czas była na polu walki, gotowa do niej. Musiałam odpierać ciągłe ataki. Mam to, na szczęście, przepracowane na terapii. Ale ciało było w stanie ciągłego zagrożenia. Czułam, że muszę bronić siebie i tego, że można popełniać błędy – zaznacza.

– Do tych hejtów prawicy, do grubych hejtów już się przyzwyczaiłam. Ale kiedy moje środowisko zaczęło się na mnie wyżywać, to mnie zabolało i dało sporo refleksji. Mam nadzieję, że uda mi się wyciągnąć z tego dwie rzeczy: zastanowić się, z czego wynikał błąd, by już więcej tego nie powtórzyć i co można zrobić dobrego z tej sytuacji. Zasięgi są, więc postanowiłam wykorzystać to do zgłębienia, znacznie mocniej niż dotychczas, temat (nie)marnowania żywności, weganizmu – dodaje.

Kiedy pytam ją, czy zgłasza te wiadomości dalej, mówi, że kiedyś próbowała to zrobić, ale bezskutecznie. Mimo że znała tę osobę z imienia i nazwiska, znała jej adres. – Sprawa została umorzona. A ten człowiek śmiał się, że policjanci wspaniale z nim rozmawiali. Od tego czasu nie zgłaszałam takich spraw – mówi.

– Kilka razy zgłosiłam różne wiadomości na policję poprzez "cyberprzestępczość", ale kazano mi zgłaszać to bezpośrednio na komendę. W trakcie pandemii nie było to wskazane. Dostaję od kilku do kilkudziesięciu hejtów dziennie, a w takim przypadku jak ostatnio nawet kilka tysięcy. Musiałabym więc nie wychodzić z komendy. To nie ma sensu – dodaje.