Pamiętacie go? Szaman z ataku na Kapitol idzie za kratki, ale nie wiecie, jaka to tragiczna postać

Aneta Radziejowska
Reportażystka, autorka książek, korespondentka naTemat w Nowym Jorku
Tak zwany Szaman QAnon, albo “człowiek z rogami”, czyli Jacob Chansley ze stanu Arizona, został skazany na 41 miesięcy więzienia. To najwyższy jak dotychczas wyrok ze wszystkich, które zapadły w sprawach po ataku na Kapitol. Groziło mu 20 lat, jednak zgodził się przyznać i odpowiadać za utajnianie informacji i utrudnianie śledztwa, a w zamian prokurator zrezygnował z innych oskarżeń.
Szaman QAnon trafił do więzienia na 41 miesięcy. Fot. SAUL LOEB/AFP/East News
Chansley wyrok przyjął ze zrozumieniem.

I raptem w zeszłym tygodniu okazało się, że zwolnił swojego obrońcę. Jego nowy prawnik już złożył apelację. Poprzednio współpracował z zespołem, któremu efektywnie udało się doprowadzić do tego, że nastoletni Kyle Rittenhouse wyszedł z wyrokiem uniewinniającym – pomimo że zastrzelił dwie osoby i ciężko ranił jedną w trakcie protestów BLM w stanie Wisconsin.

Czy tego chciał, czy nie, Chansley stał się symbolem ataku na Kapitol, który przeprowadzili zwolennicy Donalda Trumpa 6 stycznia 2021. Jego zdjęcia – szczególnie te z otwartą w dzikim krzyku buzią – były dosłownie wszędzie. Pomalowany w pasy, z rogami wikingów na głowie, gołym torsem i – częściowo sztucznymi – tatuażami, siłą rzeczy skupiał uwagę.

Mieszkający u mamy bezrobotny aktor

Rozebrany ze swojego, można powiedzieć, umundurowania, okazał się być łysawym, smętnym mężczyzną wyglądającym na więcej niż metrykalne 33 lata. Rok wcześniej za niepłacenie czynszu, został wyrzucony z pokoju, który wynajmował w Phoenix w stanie Arizona i wrócił mieszkać u mamy. Bezrobotny aktor. Zatrudniał się niekiedy jako statysta pod nazwiskiem Jake Angeli. Brał udział w przedstawieniach charytatywnych, dużo pisał o szamanizmie i uduchowieniu.


Dawni sąsiedzi wspominają, że spotykali go to tu, to tam, gdy wędrował w swoich rogach po okolicy, czasem z pomalowaną twarzą, ale nigdy nie był hałaśliwy lub agresywny, nikomu nie przeszkadzał. W pewnym momencie na jego samochodzie zaczęły pojawiać się naklejki: Q, wQke, #AllAboutTheChildren, The Great Awakening – to hasła głównego nurtu QAnon sygnalizujące, że proces oczyszczania już się zaczął i wkrótce wszyscy zrozumieją, o co chodzi.

Mieszkający w pobliżu domu jego matki opowiadali natomiast, że widywali go tańczącego na dachu nocami i że wyglądało to dość niesamowicie, ale w końcu każdy może robić na swoim dachu, co lubi.

Dziś wiadomo, że oprócz odprawiania rytuałów i modlitw jeździł po całym stanie na wszystkie możliwe protesty antyszczepionkowców, zaczął też filmować sam siebie. Najpierw krzyczał na tych zamieszczanych w sieci filmikach, że wirus to mistyfikacja, a potem “Stop the Steal” – hasło wierzących, że wybory sfałszowano i prezydentura została Trumpowi ukradziona.

Po ataku na Kapitol FBI rozesłało listy gończe, także za nim. Na policję zgłosił sam i wtedy prasa zapełniła się wspominkami jego przyjaciół i nauczycieli ze szkoły średniej; brał udział w debatach kółka naukowego, klubu matematyków i w meczach szkolnej drużyny, zawsze uśmiechnięty, przyjazny. Na zdjęciach z tamtych lat wygląda jak inna osoba. Blondyn. Otwarta twarz. Uśmiech.

"Deep state" rządzi światem?

Konieczne szkolenia – dwa lata treningów i nauka – pozwoliły mu na realizację marzenia i rzeczywiście służył jakiś czas w marynarce wojennej. Ale został usunięty, bo nie chciał poddać się koniecznym szczepieniom, był to rok 2006, a wtedy już od jakiegoś czasu coraz chętniej szperał w internecie w poszukiwaniu alternatywnych tłumaczeń tego, co dzieje się na świecie.

Kontakty z przyjaciółmi zaczęły się rwać, aż ustały kompletnie. Trudno utrzymać kontakt z osobą w trakcie tak dogłębnej przemiany; był coraz mocniej zainteresowany teoriami spiskowymi. A później stało się to, o czym opowiadają i inni zwolennicy QAnon; coś klika w mózgu i nagle wszystko składa się jak puzzle, w zrozumiałą całość.

I już nie ma wątpliwości, że światem rządzi "deep state”, że trzeba bronić dzieci przez międzynarodową szajką pedofilii na najwyższych stanowiskach w rządach państw, że jedyną osobą, która potrafi z nimi walczyć i wygrać jest Donald Trump i że cała ta akcja demaskowania i karania już się zaczęła, nic jej nie powstrzyma, trzeba śledzić znaki, trzeba pomagać, aż do wygranej.

Był przekonany, że bierze udział w wydarzeniach w obronie ówczesnego prezydenta, na jego zlecenie i tuż po aresztowaniu nie ukrywał, że oczekuje ułaskawienia.

Jego adwokat mówił, że po prostu "przyjął zaproszenie Trumpa" na Pennsylvania Avenue i do Kapitolu, a "biorąc pod uwagę pokojowy i uległy sposób, w jaki pan Chansley postępował, byłoby właściwe i honorowe, aby prezydent ułaskawił pana Chansleya i inne podobnie myślące, pokojowe osoby, które przyjęły zaproszenie z honorowymi intencjami".
Zwracał uwagę, że jego klient, naiwny i szczerze wierzący, uległ "propagandzie tak silnej, jak ta z czasów Hitlera".

Gdy ułaskawienie nie nastąpiło, Chansley poczuł się przez swojego przywódcę porzucony i w wywiadach mówił, że Trump "efektywnie omamił miliony Amerykanów".

Głęboko rozczarowany, wycofał się z przekonań dotyczących swojego idola. Stracił wiarę. Całkowicie. Na demonstrację pod Kapitol przyszedł z transparentem: "Przysyła nas Q". Ale w to już też nie wierzy. Pozostał szamanem.

Po to wył

Do Kapitolu wszedł jako jeden z pierwszych; z włócznią i głośnikiem. W wywiadach mówił, że tak naprawdę nie tworzył, a pomagał '"ograniczać chaos”, chciał... sale kongresu odczyścić, napełnić nową energią i znów zaprosić tam Boga, stworzyć “pozytywne wibracje w świętej komnacie”. Takie jest właśnie zadanie szamana i on je wypełniał, śpiewając i wydając inne dźwięki. Po to wył.

To jego wycie wśród plądrujących biurka było porażające, jak sygnał powrotu do czasów jaskiń i walk o ogień.

Ale też trzeba powiedzieć, że – przynajmniej częściowo – ustawiał się tak i wył, bo pozował w ten sposób do zdjęć. Ludzie, których wprowadził do sali obrad Senatu, przerzucali papiery, grzebali w szufladach, a on pozował. Kilku fotoreporterów chodziło za nim krok w krok. Był malowniczy.

Twierdził też, że powstrzymywał przed wandalizmem. – Przestrzegłem kogoś, żeby nie ukradł babeczek z tacy w pokoju śniadaniowym – wyjaśniał. Ale to on usiadł na miejscu ówczesnego wiceprezydenta Pence'a, a ochronie, która zażądała, żeby odszedł, powiedział, że się nie ruszy, bo "Pence to pierd***ony zdrajca".

Następnie wziął kartkę i napisał liścik do wiceprezydenta, którego spanikowana ochrona wyprowadziła kilka minut wcześniej: “To tylko kwestia czasu. Sprawiedliwość nadchodzi”.

Dawał o sobie znać także z aresztu śledczego, zawsze spektakularnie. Tuż po zatrzymaniu złożył do sądu wniosek o przyznanie mu organicznego jedzenia z powodów "zdrowotnych i religijnych".

Jako wyznawca szamanizmu Chansley jedząc coś spoza swojej diety miał być narażony na wprowadzenie do organizmu różnego typu "nienaturalnych chemikaliów", które są przyczyną blokad energetycznych i mogą zdecydowanie pogorszyć jego stan fizyczny i psychiczny – tłumaczył jego obrońca. Do wniosku w tej sprawie Szaman QAnon dołączył swój list.

"Będę kontynuował swoje modlitwy poprzez ból i będę się starał z całej mocy nie narzekać. Z mojej spirytualnej diety odstąpiłem jedynie kilka razy w ciągu ostatnich ośmiu lat, zawsze ze szkodliwymi skutkami dla mojego organizmu. Jako człowiek uduchowiony jestem gotów cierpieć za swoje przekonania i trzymać się ich i nieść ciężar konsekwencji, które ze sobą niosą" – pisał.

Dieta szamana obawiającego się nienaturalnych chemikaliów, jak się okazało, opierała się głównie na tuńczyku i warzywach. Organicznych, ale z puszek.

Sędzia federalny przychylił się do jego prośby o wydawanie posiłków z niekonwencjonalnych produktów, musiano go jednak przenieść do więzienia w Virginii, bo więzienie w Arizonie nie było w stanie sprostać temu zadaniu.

Donald Trump - pierwsza miłość

Adwokat dziękując za ten, jak uznał, gest dobrej woli i pierwszy przypadek, gdy jego klient poczuł się wysłuchany, przypomniał jeszcze raz, że to Trump podżegał do przemocy, mówiąc na wiecu przed zamieszkami, między innymi: "jeśli nie będziesz walczył jak diabli, nie będziesz już miał kraju".

A Donald Trump był “pierwszą miłością” jego klienta, więc nic dziwnego, że stracił możliwość oceny sytuacji. Kochał, więc wierzył i poszedł w szamański bój.

W swoim ostatnim wystąpieniu przed ogłoszeniem wyroku Chansley stwierdził między innymi, że pogodził się nawet z tym, że musiał spędzić czas do rozprawy w więzieniu, wśród kryminalistów, z których myśleniem i sposobem życia nie ma nic wspólnego i że przetrwał, bo nieustająco pytał sam siebie, co by na jego miejscu zrobiliby Jezus i Gandhi.

Jego decyzja o zmianie adwokata i apelacji jest zaskoczeniem. Teoretycznie, przyjmując ofertę prokuratora, zgodził się na wyrok.

Tego samego dnia odwołanie złożył też Scott Fairlamb, były zawodnik Mixed Martial Arts, właściciel siłowni w sąsiadującym z Nowym Jorkiem stanie New Jersey. Za uderzenie w czasie ataku na Kapitol policjanta dostał trzy lata.