"Media społecznościowe Trumpa" już ruszyły. Na razie to jednak gigantyczny niewypał i... plagiat
Pierwszym zaskoczeniem był w "social mediach Trumpa" brak możliwości bezpośredniej rejestracji. Trzeba czekać na akceptację zgłoszenia. Zdaniem CNN obecnych użytkowników aktywnych i oczekujących jest ok. 150 tysięcy.
Dla porównania Twitter ma miesięcznie w USA ok. 70 milionów aktywnych użytkowników. TRUTH nie ma wersji na system Android i nie ma strony internetowej. W dodatku aplikacja jest, przynajmniej na razie, dostępna wyłącznie w USA.
Do tego logo. Ewidentnie ktoś tu się mocno inspirował. Albo raczej: skopiował i wkleił.
Prawica ma swoje social media od dawna
Ma być mocno konserwatywna – ale konserwatywne media społecznościowe już są. Jest Parler i Getrr – ten ostatni miał być "najnowszą siecią społecznościową dla zwolenników Trumpa".
Parler, który miał między innymi służyć organizacjom paramilitarnym i prawicowym bojówkom, przeszedł chwilę wzlotu po ataku na budynek Kapitolu i zbanowaniu byłego prezydenta przez Twittera, po czym ilość rejestrujących się i użytkowników drastycznie – o prawie 80 proc. – spadła. Została też przerwana z powodu braku zainteresowania działalność ledwie powstałej strony internetowej, która miała służyć do komunikacji byłego prezydenta z jego zwolennikami.
O tym, że będzie chciał zbudować jakiś rodzaj platformy medialnej – telewizji, gazety, rozgłośni radiowej czy mediów społecznościowych - Donald Trump wspominał jeszcze zanim został zbanowany dożywotnio przez Twittera, Facebooka, YouTube'a i kilka innych mediów społecznościowych.
Kolejny biznes Trumpa
W przeszłości wielokrotnie startował z biznesami, które albo nie dochodziły do skutku, albo szybko bankrutowały. Do najbardziej znanych należy Trump Airlines. Po niecałych dwóch latach okazało się, że zyski z tego “promu lotniczego”, który miał łączyć kilka miast w Stanach, nie wystarczają nawet na spłatę odsetek z 245 milionów dolarów pożyczki, która została zaciągnięta na uruchomienie. Biznes zbankrutował.
Na podobnej zasadzie – pożyczkodawcy nie mogli dostać spłat, bo zyski były zbyt małe – zbankrutowały też kasyna w Atlantic City, co jest sztuką samą w sobie, luksusowe magazyny, strona internetowa dla podróżnych imitująca inną, popularną, oraz reklamowana uroczo jako "destylat sukcesu" Trump Vodka i kilka innych produktów.
Trumpnet. To z kolei miała być firma telekomunikacyjna, która w ogóle nie weszła na rynek.
Afera z Trump Institute oraz Trump University, który znany był również pod nazwą Trump Entrepreneur Initiative, ciągnęła się kilka lat. Studentom obiecywano wykształcenie, które zapewni im sukces i bogactwo, poznanie sekretów Trumpa, które pozwoliły mu zostać miliarderem, tajniki założenia i prowadzenia świetnie prosperującej firmy deweloperskiej, w czym mieli im pomagać wykładowcy i instruktorzy na najwyższym poziomie. Studenci mieli otrzymywać kolejne stopnie naukowe, z doktoratem włącznie.
Swojego czasu nie było tygodnia bez znalezienia w skrzynce pocztowej kilku reklam Trump University. Okazało się, że chętni płacili po 35 tysięcy dolarów za wysłuchiwanie tzw. mówców motywacyjnych – i to nieciekawych – w wynajętych salach widowiskowych w różnych stanach.
Pojawiły się pozwy zbiorowe, sprawą zajął się też prokurator generalny stanu Nowy Jork. Trump Organization, czyli właściciel jednej części tego przedsięwzięcia, musiał zapłacić 25 milionów dolarów odszkodowań, co oznacza, że i tak na tej nieistniejącej uczelni zarobili. Sprawy takie ciągną się zazwyczaj latami, tym razem skarżący mieli szczęście, bo zaczęła się kampania wyborcza.
Nowa inicjatywa medialna nie odbiega od poprzednich; jest finansowana przez inwestorów z zewnątrz, w tym anonimowych, i naśladuje już istniejące.
Niejasne finansowanie
TRUTH finansują również między innymi pieniądze zbierane w trakcie wieców, które są, poza golfem, ulubionym zajęciem byłego prezydenta. Aplikacja wchodzi w skład Trump Media & Technology Group. To spółka utworzona w lutym 2021 r., która pod koniec 2021 zawarła umowę o połączeniu ze spółką Digital World Acquisition, która ma ją sfinansować.
Sto milionów dolarów wyłożył anonimowy darczyńca. Intuicja podpowiada, że może to być np. ojciec narzeczonego Tiffany Trump, miliarder z Libanu, Massad Boulos, ale to jedynie domysł. Tak jak i w wypadku poprzednich biznesów trudno będzie prześledzić kolejne posunięcia ekonomiczne i przepływ pieniędzy.
Co nie znaczy, że będzie to niemożliwe. Przekonała się o tym kilka dni temu była pierwsza dama Melanie Trump, która zaczyna powoli wychodzić z ukrycia, w które się zapadła po przegranych przez jej męża wyborach. Tzn. realnie zapewne nie ma z tym nic wspólnego, ale firmowała ostatnio dwie ciekawe akcje w sieci.
NFT to – mówiąc w wielkim skrócie – zasób cyfrowy, który reprezentuje obiekty ze świata rzeczywistego, takie jak sztuka, muzyka, przedmioty i filmy. Są one kupowane i sprzedawane online, często za pomocą kryptowalut. Każdy kupiony NFT ma podpis cyfrowy, jest unikalny.
Melania najpierw wystawiła na licytację swoje namalowane akwarelą "słynne oczy", a następnie swój portret w białym kapeluszu, w którym wystąpiła na spotkaniu z parą prezydencką Francji. Okazało się, że waluta na zakup tej akwareli – około 170 tys. dolarów w przeliczeniu – pochodzi z portfela wystawiającego na licytację. Sprawa nie została jeszcze do końca wyjaśniona. Część pieniędzy ze sprzedaży miała zasilić konto nieokreślonej w komunikacie organizacji charytatywnej i jak na razie nic też nie wiadomo o takiej umowie lub wpłacie.
Co również nie byłoby niczym nowym. Jej mąż zamówił, a następnie zakupił swój portret za pieniądze fundacji, którą zarządzał. Na wyidealizowanym portrecie zwraca uwagę głównie coś, co wygląda na suspensorium. Obraz został powieszony w lobby klubu golfowego Mar-a-Lago na Florydzie.
Także Ivanka, Donald Junior i Eric mieli dwa lata temu kłopot związany z Trump Foundation. Okazało się, że pieniądze z akcji charytatywnych zostały zużyte na kampanię polityczną ich ojca. Podmioty oczekujące na obiecane wpłaty oddały sprawę do sądu. Zgodnie z wyrokiem rodzeństwo musiało zapłacić ponad dwa miliony dolarów i przejść kurs prowadzenia fundacji. Trump Foundation została zamknięta i oddana pod kuratelę sądu.
Czytaj także: https://natemat.pl/381027,usa-donald-trump-i-jego-rodzina-czym-sie-teraz-zajmujaW Dniu Prezydenta Melania zaczęła z kolei swoją działalność handlową; sprzedaje mianowicie, jak to nazywa, "kawałki historii" i "kultowe momenty" z czasów prezydentury męża, po 50 dolarów za sztukę, przy czym kupujący dopiero po kupnie zobaczy, który kawałek historii w złotej ramce do niego trafi: może machanie ze schodów Air Force One, albo Trump zatroskany losami poddanych w wersji black&white.
Możliwości jest sporo. O gustach się nie dyskutuje na szczęście, ale najbardziej te “kawałki historii” przypominają ozdobne zawieszki do walizek.
Melania - i prywatnie i jej biuro – w dalszym ciągu używa i Facebooka, i Twittera, na którym ma ponad 9 milionów fanów, jednak swoją działalność biznesową przeniosła na Parler.
Mocne zaplecze nowej platformy
W działalności TRUTH ma pomagać David Nunes, polityk i biznesmen, który w związku z faktem objęcia stanowiska CEO w Trump Media&Technology Group zrezygnował z bycia kongresmenem. Jak napisał w oświadczeniu, teraz musi się skupić na walce o to, w co najbardziej wierzy.
Poprzednio bronił byłego prezydenta w trakcie przesłuchań, które doprowadziły do próby impeachmentu Trumpa. Usiłował też udowodnić, że FBI spiskowało przeciwko niemu. Lubi wyrażać się dobitnie i z emfazą, więc zwroty typu "walczymy przeciwko tyranom z Silicon Valley" to pewnie jego wkład.
W bezpośrednie reklamowanie TRUTH włączył się Donald Junior. Już tydzień wcześniej na swoim Twitterze pokazał screenshot pierwszego komunikatu wysłany przez jego ojca. Komunikat miał treść: "Get ready! Your favorite President will see you soon". Przy okazji okazało się, że nowa aplikacja ma wygląd łudząco podobny do Twittera. Co jest w pewnym sensie zrozumiałe. Były prezydent był od tego medium społecznościowego uzależniony. Po zbanowaniu wystąpił ze skargą i oczekiwał, że sąd nakaże powtórne uruchomienie jego konta, a w tzw. międzyczasie usiłował używać kont innych osób do przemycania swoich komunikatów.
W 2020 wysłał ponad 12 tysięcy twitterowych wieści. Pisywał o wszystkim, włącznie z tym, ile razy musi użyć spłuczki w swojej toalecie. Jego rekord to 200 wiadomości w ciągu jednego dnia.
Teraz, gdy ma własne, choć wadliwie działające, medium społeczne, należy oczekiwać, że nie będzie musiał podporządkowywać się regulaminowi. Co zabawne, Truth reklamujące się jako "walczące o wolność", w regulaminie zabrania uczestnikom negatywnych wypowiedzi na temat tegoż Truth.