Maski opadły. Wojna w Ukrainie pokazała, komu w USA jest po drodze z Putinem – i to nie tylko Trump
Dzień wcześniej zasygnalizował, że uważa Putin za geniusza i że jego sposób otoczenia granic Ukrainy powinien być zastosowany przez Stany w działaniach wojennych. Był wręcz w swoich wypowiedziach entuzjastyczny.
Komentatorzy przypominają zresztą, że przez cały czas jego prezydentury starał się wizerunek Putina "zmiękczyć" i osłabić struktury NATO.
I to on w sierpniu 2020 wycofał kontyngenty wojsk amerykańskich z Europy, co nazywano wtedy jego ostatnim podarunkiem dla Putina przed odejściem ze stanowiska.
Teraz, gdy wojna stała się faktem, mówi, że świetnie się dogadywał i z Putinem, i z Xi Jinpingiem, i gdyby nie eskalacja "nieprawdziwych wieści" na temat rosyjskiej interwencji w wyniki wyborów w 2016 roku, to byliby nadal w świetnej komitywie i to by zapobiegło przyjaźni Chin z Rosją. Jego zdaniem armia Putina to “peace force” i byłoby świetnie mieć coś takiego i w Stanach.
W ciągu najbliższych kilku dni okaże się, który z polityków pójdzie za tą wersją rzeczywistości, a kto wesprze stanowisko Bidena w sprawie Ukrainy. Dla wielu będzie to trudny wybór, zbliżają się wybory uzupełniające, GOP walczy o miejsca, lada moment znów trzeba będzie decydować, kogo wybrać do startu w wyborach prezydenckich.
Nie tylko Trump chwali Putina
Patrząc realistycznie, bez względu na ideologię, część polityków na pewno będzie brała pod uwagę także wyniki ostatnich ankiet; ich wyborcy uważają, że to Chiny, jako państwo komunistyczne, są większym zagrożeniem, Rosja już komunistyczna nie jest, więc w jej sprawy Stany się mieszać nie mają po co, bo to nie leży w ich interesie.
Taką postawę wyraził jasno np. senator Josh Hawley - że USA powinny się skoncentrować na Chinach, które są dla Stanów większym zagrożeniem niż Putin. Napisał na ten temat list otwarty.
Niektórzy swoje decyzje już podjęli. Mike Pompeo, były dyrektor CIA i sekretarz stanu w rządzie Trumpa, uważa na przykład, że Putin to “niezwykle utalentowany mąż stanu”, który ma wiele do zaoferowania światu.
Nawet na tym tle szokująco brzmią mocno emocjonalne wypowiedzi Tulsi Gabbard. To polityczka, która zaczynała karierę w wojsku, następnie przez wiele lat reprezentowała jeden z hawajskich okręgów w Kongresie z ramienia Demokratów i zdecydowała się startować o nominację do wyborów prezydenckich, której nie otrzymała.
Jeszcze w zeszłym roku brała udział w pracach komisji bezpieczeństwa narodowego i rozwoju współpracy międzynarodowej. W tym roku okazało się, że stała się zwolenniczką Trumpa.
Czytaj także: https://natemat.pl/394705,krytyka-joe-bidena-co-znaczy-lets-go-brandonTwierdzi ona, że do wojny na Ukrainie by nie doszło, jeśli Biden uznałby prawo Putina do inwazji i zagwarantował, że Ukraina nigdy nie dostanie się w skład NATO. Jej zdaniem to ciągle możliwe; wystarczy to jasno wyrazić i Putin odpuści wojnę. Natomiast jeśli tak się nie stanie, to trzeba zrozumieć, że walczy o bezpieczeństwo swojego kraju. Zaraz po wejściu wojsk rosyjskich na teren Ukrainy skrytykowała Stany za projekty sankcji.
Obecnie z niewielkimi przerwami wysyła wiadomości w swoich mediach społecznościowych, wszystkie właściwie mówiące o tym samym, ale skierowane do tak zwanego przeciętnego obywatela: że wojna, do której doprowadzili – jej zdaniem – Biden i Harris, odbije się na każdym, że w razie użycia broni nuklearnej to oni schowają się w potężnych schronach, a "ty i twoi kochani bliscy zostaniecie bez schronu".
Nawet Sean Hannity – skrajnie prawicowy komentator polityczny – nie ukrywał swojego zaskoczenia tymi i podobnymi wypowiedziami, których udzieliła mu w trakcie wywiadu dla Fox News.
Są i przeciwnicy
Jednak nie wszyscy politycy GOP są przekonani, że to Putin ma rację.
Senator Ted Cruz, który także nie uzyskał nominacji do wyborów prezydenckich, tyle że z ramienia Republikanów, też obwinia Bidena o tę wojnę, ale w przeciwieństwie do Gabbart uważa, że Ukraina “jest przyjacielem” i wystąpił z apelem poparcia dla tego kraju wspólnie z byłym prezydentem G.W. Bushem.
Za sankcjami – i to jest bardzo ważne oświadczenie – wypowiedział się przywódca mniejszości w Senacie Mitch McConnell. Co prawda jednocześnie oskarżył Bidena o słabość, ale obiecał stanąć po stronie Demokratów w sprawie przeciwstawienia się Rosji.
Lokalnie politycy też działają
Nowojorscy politycy stanowi skupili się głównie na zabezpieczeniach systemowych, bez wdawania się w politykę. Gubernatorka stanu Katie Hochul poinformowała mieszkańców o możliwości cyberataków nie tylko na obiekty typu administracja, szpitale, elektrownie, banki i lotniska, ale także na prywatne konta. Zgodnie z informacjami uzyskanymi z Białego Domu Nowy Jork ze względu na dużą koncentrację obiektów może stać się celem takich ataków, a także bardziej subtelnych form oddziaływań; np. dezinformacji i prób wprowadzenia chaosu.
W zeszłym roku hakerzy – prawdopodobnie z Chin – dostali się do kilku systemów, które chwilowo zostały sparaliżowane. Wtedy chodziło np. o MTA – przedsiębiorstwo zarządzające komunikacją miejską, systemem metra i autobusami – ale nie udało im się ani wykraść danych posiadanych przez to przedsiębiorstwo.
Rosja jest podejrzewana od wielu lat o "zaglądanie" w federalne systemy zabezpieczeń – w tym ministerstwa skarbu, ciągle też zbierane są nowe dowody na ich wpływ na wybory w 2016 roku.
Gubernatorka poinformowała też, że z budżetu stanu przeznaczyła 62 miliony na stworzenie dodatkowej ochrony przeciwko takim atakom. Prywatnym użytkownikom internetu przypomniała o koniecznych zabezpieczeniach i uważaniu na scam.
Utworzone zostało, we współpracy z burmistrzem Joint Security Operations Center to Combat Cybersecurity Attack. Dwa dni temu utworzono alarmowo NYC Cyber Command - specjalny oddział mający bronić szczególnie narażonych na tego typu ataki miejsc. Chodzi o elektrownie, wodociągi, a także systemy alarmujące mieszkańców przed zagrożeniami. Już działa.