Nieprawdopodobna końcówka sezonu w Anglii. Matty Cash mógł pozbawić Manchester City tytułu
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Piłkarze Manchesteru City i Liverpool FC dopiero w ostatniej kolejce Premier League, pierwszy raz od dekady tak późno, mieli rozstrzygnąć o losach mistrzostwa Anglii. Obywatele wypracowali punkt przewagi nad The Reds i musieli ograć na Etihad Aston Villa FC, by zdobyć tytuł po raz ósmy. Liverpool podejmował na Anfield Wolverhampton Wanderers i rozpoczął rywalizację najgorzej, jak to było możliwe.
Już w 2. minucie zagapiła się defensywa miejscowych, a Raul Jimenez wpadł w pole karne The Reds, odegrał do Pedro Neto i Wilki wyszły na prowadzenie. Sytuacja układała się idealnie dla piłkarzy Josepa Guardioli, którzy remisowali 0:0 z Aston Villą i nie potrafili trafić do siatki gości z Birmingham. A Liverpool musiał odrabiać straty i dopiął swego w 24. minucie. Thiago Alcantara piętą podał znakomicie do Sadio Mane, a Senegalczyk ze spokojem wyrównał na 1:1.
Manchester City wciąż miał przewagę dwóch punktów, ale dał się zaskoczyć The Villains jeszcze przed przerwą. Fantastycznie w 37. minucie piłkę przed bramkę Edersona wrzucił Lucas Digne, a akcję zamknął Matty Cash i po jego bramce kroiła się gigantyczna sensacja. The Citizens musieli odrabiać straty, bo w razie wygranej The Reds mogli stracić tytuł. A menedżer Steven Gerrard ze swoją AVB robił co mógł, by pomóc ukochanemu Liverpoolowi.
Po zmianie stron szybko okazało się, że czeka nas piłkarski horror korespondencyjny. Liverpool trafił na 2:1, ale Sadio Mane w 50. minucie był na pozycji spalonej i sędzia Anthony Taylor trafienia nie uznał. Juergen Klopp posłał więc do boju Mohameda Salaha i kazał piłkarzom atakować bez wytchnienia. Tak samo mieli grać piłkarze Man City, ale w niedzielę spisywali się koszmarnie. I zapomnieli, że poza Stevenem Gerrardem The Villains mają w składzie jeszcze jednego asa The Reds sprzed lat.
W 69. minucie przypomniał się wszystkim Philippe Coutinho. Po dalekim wybiciu Robina Olsena piłkę głową zgrał Ollie Watkins, a Brazylijczyk zwodem pozbył się obrońcy i wpakował piłkę tuż przy słupku. Szok i niedowierzanie na Etihad, wielka radość w Liverpoolu. Lider przegrywał już 0:2, ale The Reds tylko remisowali 1:1 i wciąż do Manchester miał tytuł w rękach. Pozostało już tylko dwadzieścia minut do końca niebywałego sezonu w Anglii.
Ostatecznie tytuł powędrował do Manchesteru, bo ekipa Josepa Guardioli przebudziła się w sposób niebywały w końcówce meczu. Sygnał do ataku dał w 76. minucie Ilkay Guendogan, który głową wpakował piłkę do siatki po podaniu Raheema Sterlinga. Niemca nie upilnował Matty Cash, ale w końcówce całej ekipie AVB po prostu odcięło prąd. The Citizens w pięć minut znokautowali rywali, bo już w 78. minucie pięknym strzałem wyrównał Rodri, a w 81. prowadzenie i tytuł zapewnił City Ilkay Guendogan.
To była niebywała końcówka sezonu, a losy tytułu ważyły się do końca. Kibice na Anfield płakali, bo znali wynik na Eithad i wiedzieli, że mistrzostwa Anglii nie będzie w tym roku. Otarł im łzy Mohamed Salah, który po rzucie rożnym wepchnął piłkę do bramki Wolves i został królem strzelców Premier League z 23. trafieniami na koncie. The Reds wygrali z Wilkami 3:1 (1:1) po golu Andy'ego Robertsona i zostali wicemistrzem Anglii, a tytuł po raz ósmy wzięli piłkarze z niebieskiej części Manchesteru.
Równie ciekawie było w walce o miejsce czwarte, bo po świetnym finiszu Tottenham Hotspur wypracował nad Arsenalem Londyn dwa punkty przewagi i chciał utrzymać ją na finiszu, by w miejsce odwiecznych rywali zagrać w przyszłorocznej Lidze Mistrzów. Koguty gościły na Carrow Road, gdzie żegnano się właśnie z Premier League. Przemysław Płacheta zasiadł tylko na ławce dla rezerwowych.
Już do przerwy faworyt prowadził po golach Dejana Kulusevskiego i Harry'ego Kane'a, a w drugiej połowie kolejne dwa trafienia dorzucił walczący o tytuł króla strzelców Heung-Min Son i jedno Szwed Kulusevski. Spurs wygrali ostatecznie pojedynek 5:0 (2:0) i zajęli wymarzone czwarte miejsce, co oznacza awans do Champions League w sezonie 2022/2023.
Arsenal Londyn miał nadzieję na udany finisz i awans ponad Koguty, ogrywał Everton po pierwszej połowie 2:1, bo trafiali Gabriel Martinelli i Eddie Nketiah. Goście odpowiedzieli golem Donny'ego van de Beeka, a po zmianie stron trafiali jeszcze Cedric, Gabriel oraz Martin Odegaard. The Gunners wygrali efektownie 5:1 (2:1), ale sezon przegrali popisowo w ciągu ostatniego tygodnia. Zagrają znów tylko w Lidze Europy.
Degradacji udało się uniknąć ekipie Mateusza Klicha, Leeds United. Pawie wyprzedziły rzutem na taśmę Burnley FC, które uległo Srokom z Newcastle 1:2 (0:1) po dwóch bramkach Calluma Wilsona oraz honorowym trafieniu Maxwella Corneta. Leeds wygrało 2:1 (0:0) z Brentford City, a gole strzelali Sergi Canos dla miejscowych i Raphinha oraz Jack Harrison dla gości. Polak zagrał w niedzielę tylko sześć minut, ale mógł się z kolegami cieszyć z utrzymania w elicie.
Spadek, poza Burnely FC i Norwich City stał się udziałem także Watford FC, które przegrało 1:2 (0:1) z Chelsea Londyn na Stamford Bridge. The Blues finiszowali na miejscu trzecim, a dopiero szósty był Manchester United. Czerwone Diabły fatalny sezon zamknęły porażką 0:1 (0:1) z Crystal Palace w Londynie. Siódma lokata dla West Ham United, mimo porażki 1:3 (1:0) z Brighton and Hove Albion i błędu Łukasza Fabiańskiego przy pierwszym golu dla Mew. Lisy z Leicester aż 4:1 (0:0) rozgromiły Southampton FC, Jan Bednarek nie zagrał ani minuty.